Wojciech Kuczok
Pręgierze i ołtarze
Bezprzykładna kaczystowska nagonka na Agnieszkę Holland to kolejna ponura rekonstrukcja historyczna polskiej prawicy. Hasło „Tylko świnie siedzą w kinie” zapewne tylko napędzi widzów „Zielonej granicy”, ale władza o to nie dba, chodzi wyłącznie o podsycanie kampanijnego pożaru. Jak rozumiem, prawym patriotom marzą się teraz egzekucje „w imieniu rzeczypospolitej”, tyle że zamiast akowców mieliby je wykonywać spontaniczni obrońcy ojczyzny w rodzaju zabójcy prezydenta Adamowicza. Tymczasem w akcie zemsty za nagrodę przyznaną filmowi Holland na Lido „obóz
Wiek ciemności
W obliczu nieuchronnej apokalipsy wyborczej, czyli przerżnięcia ostatniej szansy na obalenie reżimu kaczystowskiego demokratycznymi metodami, rozglądam się baczniej po miejscach możliwej emigracji. Spędziłem tydzień na Krasie i potwierdziło się, że Słowenia to państwo skrojone na moją mizantropijną miarę. Nie dość, że w całym kraju ludzi żyje mniej więcej tyle, co w Warszawie, więc ciasno nie jest, a naród niemarudny, wysportowany i przyjazny, to nade wszystko pod tym niewielkim krajem rozciąga się drugie państwo, moja ziemia obiecana. Państwo bez granic, polityków
Baśniarz i pieśniarz
Zaczynało się od wierszy, po ćwierćwieczu przerwy ogłosiło jeszcze jeden, w międzyczasie nabroiło się, narobiło rozmaitych bigosów literackich i nie tylko, tymczasem wyszukiwarki internetowe twardo przypisują mi wizytówkę „polski poeta”. Nie żebym się zżymał; mnie to rozrzewnia, a nawet obliguje do czynów lirycznych, albowiem wedle niejednego z klasyków poetą się jest, nie trzeba do tego pisać wierszy. Najwyraźniej jeśli choć raz wpadło się w objęcia mowy wiązanej, zawsze już myśli się poezją; coś w tym
Drżące istnienie
Poeta Majzel wysyła SMS-a ze skargą, że znalazł w antykwariacie swój tomik sprzed bez mała ćwierćwiecza z własnoręczną dedykacją. Tłumaczę mu, że kiedy sprzedawałem dom, nikt nie chciał przyjąć mojego księgozbioru, ostatecznie cieszę się, że nabywcy chciało się książki oddać w dobre ręce antykwariuszy, zamiast wystawić je na śmietnik. Ileż tam było rarytasów, które dziś pewnie ucieszą ginący gatunek łowców starych tomów poezji! Na przykład „Kadysz” z osobistym wpisem Allena Ginsberga, któremu jako naiwne szczenię
Złowieszcz
Jak dobrze, że Marcin Świetlicki wciąż pisze nowe wiersze; jak dobrze, że znalazł przed laty swojego wiernego fana i wydawcę w Jarosławie Borowcu; jak dobrze, że dzięki temu wydarzenie poetyckie wciąż jeszcze może stawać w szranki z innymi wydarzeniami albo i niewydarzeniami politycznymi, społecznymi, historycznymi i bóg raczy wiedzieć jakimi tam jeszcze – stawać w szranki i wygrywać uwagę, nie tylko ją zwracać. Na świecie bowiem dzieje się dużo złego, dzięki czemu w poezji Świetlickiego dzieje się wiele
Prawdopodobnie Szatan
Popadam w paranoję, czym chętnie ze światem się podzielę, albowiem jedyne, co mi pozostaje, to terapia autoironią. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłem człowieka prowadzącego rozmowę przez douszną słuchawkę, wziąłem go za pomylonego. Zdziwiłem się, że młody, zadbany mężczyzna gada do siebie na ulicy; z czasem zacząłem się dziwić niepomiernie, że w mieście rozpanoszyła się jakaś obłąkańcza epidemia, aż ktoś mi w końcu uświadomił, że nieco nie nadążam za postępem technicznym. Dwie dekady temu po raz pierwszy znajomy zrobił aparatem fotograficznym filmik
Turyści i bandyci czasu
Wehikuł czasu jest do pomyślenia wyłącznie jako machina służąca do podróży w przeszłość, dlatego w sektorze, by tak rzec, turystyki temporalnej wydaje się o krok od wynalezienia. Jako machina pozwalająca interweniować w czas miniony nigdy w rzeczywistości nie powstanie, choćby ze względu na osławiony „paradoks dziadka” – działania podjęte podczas podróży w przeszłość mogłyby uniemożliwić jej odbycie w przyszłości. Wyobrażenie sobie wojen toczonych za pomocą wehikułu czasu pozostanie więc domeną fantastów, a korygowanie historii pod hasłem „lepiej, by X nigdy się
Skwarna rozpacz
Morze to nie mój żywioł; jestem z tych, którym plażowy drink z palemką nijak się nie kojarzy z rajskim odpoczywaniem, wzdrygam się na myśl o wylegiwaniu na słońcu w ciasno zbitym tłumie ludzkich fok. Jestem człowiekiem cienia. Lato jest moim aliantem tylko w planach skalnych włóczęg, bo topi śniegi i odsłania na kilkadziesiąt dni tatrzańskie żleby, którymi mogę podchodzić ku granitowym ostrzom. Większość jaskiń w krasie wysokogórskim też łatwiej dostępna jest latem, oprócz tych niżej położonych, gdzie tylko mroźna zima
Dobra robota
Zbudziła mnie szczekająca sarna. A ściślej: koziołek. Zachodzą pod dom, czasami czymś spłoszone uciekają w niewłaściwą stronę i trafiają pod ogrodzenie. No i masz ci los – stanie taki pod oknami i ogłupiały wzywa ziomków o czwartej rano, trzeba tak się zakraść, żeby go wypłoszyć w stronę lasu. Wszelako tego rodzaju pobudkę zaliczam do wysokich, podobnie jak pianie koguta i ogólnie ptasie radio (choć drozdy z końcem lipca już nie takie skore do śpiewania o brzasku). Jeśli prześpię przedświt, bo natura mnie
Powieść luksusowa
Swawolny harcownik krytycznoliteracki ukryty pod pseudonimem Adam Wrotz wzburzył ostatnio środowisko ludzi pióra tekstem, w którym zarzucał polskim powieściopisarzom, że nie nadążają za rzeczywistością. Oprócz tego, że napisał parę prowokacyjnych bzdur („nie powinno się chwalić pisarza za język, tak jak nie powinno się chwalić lekarza za użycie stetoskopu”) dla przyciągnięcia uwagi i wywołania ożywionej dyskusji, w dzisiejszych czasach zwanej inbą, zmieścił w swoim tekście kilka trafnych i istotnych akapitów. Wrotz umie w internety, od lat tworzy zmyślnie









