Czego nie czytać w wannie

Czego nie czytać w wannie

Masz ci los, nie zażywałem waniennych kąpieli dawno, bo u mnie tylko prysznic, najchętniej letni – zachciało mi się w hotelu wylegiwać z książką w pieszczocie pian, ale skóra się odzwyczaiła i od leżenia w gorącej wodzie teraz pokrzywka i świąd. Lepiej i zdrowiej żyć „na Kałużyńskiego”, przypomnę, że ów ekscentryk nie mył się i był z tego dumny, choć nie było tak zawsze. Początkowo klął się na wszystkie świętości, że myje się w balii, ale jako że zdradzał go niezapaszek, doradzono mu, by w takim razie zmieniał wodę. Kiedy przebywam na wyprawach górskich i biwakach jaskiniowych, gdzie z racji okoliczności higiena osobista jest zachowywana symbolicznie, po kilku dobach bez kąpieli przestaję śmierdzieć, wydzielam raczej pierwotny, zwierzęcy cuch. Czuję się wtedy jeszcze bardziej częścią, elementem fauny raczej niż społeczeństwa; wracam ku dolinom i zalatuję przyjaźnie, kozice biorą mnie za ziomka, świstaki nie uciekają, chutliwe misiołaki porykują z kniei, myśląc, że to jakiś konkurent na rewirze. Mam wtedy na sobie czysty, aseptyczny brud, jestem umazany jaskiniowym błotem, zdrowo przepocony i właściwie zaimpregnowany na wszelkie wirusy. A w mieście – proszę bardzo, wyłażę z wanny i od razu nadaję się do dermatologa.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 50/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

 

Wydanie: 2023, 50/2023

Kategorie: Wojciech Kuczok

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy