Opinie

Powrót na stronę główną
Opinie

Stambuł zamiast Kijowa

Lepiej głosować za przyjęciem Turcji do Unii, niż uporczywie wciągać do niej Ukrainę Kompromis brukselski, zakończony przyjęciem konstytucji dla Europy, jest powodem do zadowolenia zwłaszcza delegacji polskiej. Słusznie. Z sześciu postulatów całkowicie udało się załatwić trzy, dwa częściowo, jeden zaś – dotyczący wpisania tradycji chrześcijańskich i Boga – nie został załatwiony według życzeń Polski. Jednak nawet pod tym względem polski rząd okazał się zwycięski, otrzymał bowiem nagrodę pocieszenia w postaci podziękowania od samego papieża za uporczywe, choć nieskuteczne wysiłki. Jest to niewątpliwe zwycięstwo polskiego rządu i jego wizji Europy. Czy z tego zwycięstwa powinniśmy się cieszyć? Tak, jeżeli sukces jest równoznaczny ze skutecznością. Mimo niezaprzeczalnego sukcesu pojawiają się też opinie, że Polska wychodzi z debaty konstytucyjnej najbardziej przegrana. Z odmiennej wizji Europy wynika, że choć Polska postawiła sobie konkretne cele i sprawnie je osiągnęła, cele te były chybione zarówno z punktu widzenia interesów Polski, jak i Unii Europejskiej. Z tego powodu decyzja o przyjęciu konstytucji europejskiej jest i będzie rozumiana jako porażka Polski i w kraju, i za granicą. I to jako podwójna porażka. W oczach opinii zagranicznej na pierwszą część polskiej porażki składa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Za co kochamy Gombrowicza?

Liberum veto Za to, że wielki był, jak się dziś prawie powszechnie uznaje, dzięki czemu mamy Rok Gombrowicza i wszelkie związane z tym imprezy – konferencje, sympozja, spektakle, koncerty, bankiety (sic!), zwłaszcza zaś rozmowy, mniej lub bardziej nagłośnione. Wynika z nich, że każdy kocha albo i nie kocha Gombrowicza za coś innego, na przykład za to, że nie lubił komunizmu albo że bliski mu był egzystencjalizm, albo że można dopatrzyć się w nim prekursora postmodernizmu. Itd., itp. Tak się składa, że Gombrowiczem zajęłam się dawno temu, gdy nie był jeszcze „na topie” (por. szkic pt. „Antywieszcz”, napisany w roku 1966, opublikowany na łamach „Więzi” w 1972 i przedrukowany w zbiorku pt. „W Labiryncie” w 1974). Doszłam wówczas do pewnych wniosków, które nadal wydają mi się aktualne. Sądzę mianowicie, że ważnym kluczem do psychiki, a tym samym do twórczości Gombrowicza – jest jego stosunek do własnej matki i do Sienkiewicza. W dalszym ciągu muszę przytoczyć obszerne cytaty z Gombrowicza, przemawiające za taką interpretacją. Oto co Wielki Witold powiedział o swej matce w „Rozmowach” z Dominikiem de Roux: „…moja matka należała do osób, które nie umieją zobaczyć siebie takimi, jakimi są. Więcej: ona widziała siebie akurat na opak – i to już miało cechy prowokacji. Z natury

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Płacz dzieci kapitalizmu

Rodziców nie ma, nie ma opieki, dzieci dorastają samopas – taki świat wyłania się z książek najmłodszych pisarzy z wschodniej i środkowej Europy Przez pierwsze kilkanaście lat po transformacji pisarze i poeci (zwłaszcza płci męskiej) trzymali się z dala od społecznych i politycznych opisów rzeczywistości. Gdy nie ma opisu, znaczy to, że nie ma też idei, które mogłyby być jego narzędziem. Wielu starszych i młodszych polskich literatów program ostentacyjnego trzymania się na dystans od rzeczywistości i idei uczyniło swoją zasadą. Może jako dzieci PRL-u chcieli się poczuć od niego wolni – PRL był zideologizowany, zatem uwolnienie się od jego schedy polegało dla nich na uwolnieniu się od wszelkich idei. Było więc dużo wierszy na luziku o piciu piwa, bo temat nie jest ideologiczny. W prozie najbardziej cenię Filipiak, Tokarczuk i Bieńczyka. Troje pisarzy to bardzo dużo, ale nadal brak mi opisu rzeczywistości, w której żyję. Pamiętam jakąś audycję radiową, w której starszy kolega literat usiłował podnieść z ziemi, czyli z rzeczywistości, rangę pisarstwa Wojciecha Kuczoka, autora powieści „Gnój”, twierdząc, że w zasadzie nie skupia się ona zbytnio na realiach, że jest bardzo wyrafinowana stylistycznie, prowadzi gry intertekstualne (czyli odwoływanie się do innych tekstów kultury, nie tylko literackich) – jakby bardziej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Spiskowa teoria dziejów

NA SKROŚ MITÓW NASZYCH To u nas jedna z większych obelg intelektualnych: być pomówionym o wyznawanie spiskowej teorii dziejów. Brzmi to w odbiorze społecznym mniej więcej jak zarzut paranoi: wierzyć w spiski! Zarzut ten jest jednak podejrzany. Przecież zakłada on, że jest jakaś w miarę wiarygodna teoria dziejów, tyle że nie „spiskowa”, tymczasem obelga ta jest rzucana akurat przez tych, którzy deklarowali niewiarę w jakąkolwiek teorię procesu historycznego. Głównym punktem krytyki marksizmu przez opozycję demokratyczną w czasach PRL była nie tyle treść tej teorii, ile fakt, że marksizm sadził się na to, co niewykonalne: bo jakakolwiek teoria dziejów jest ponoć wykluczona. A teraz okazuje się, że jest inaczej – są złe teorie dziejów (np. spiskowa) i są jakieś dobre teorie dziejów (zwykle sugeruje się liberalną tezę o jaśniejącym „końcu historii” w postaci kapitalizmu). Poplątanie myślowe, w każdym razie to, które jest bezkrytycznie powtarzane, coś za sobą zwykle kryje. Choćby dlatego warto się przyjrzeć tej nie najważniejszej może sprawie. Aby rzecz rozsupłać, wyjdźmy od powszechnie znanego przykładu. Jest rok 1943, wychodzi na jaw roztrąbiona przez propagandę niemiecką sprawa mordu w Katyniu na polskich oficerach (głównie rezerwy, a więc trzonu inteligencji polskiej) przez NKWD. Pobóg-Malinowski w swej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Parada nierówności

Geje i lesbijki manifestują nie swoją orientację seksualną ani tym bardziej nie „upodobania seksualne”, tylko swoją ludzką godność Niedawno zadzwoniła do mnie pani redaktor z TVN z zaproszeniem do debaty na temat mody na homoseksualizm. Homoseksualizm podobno jest trendy. Modne jest chodzenie do lesbijskich i gejowskich klubów, uczestniczenie w imprezach, oglądanie występów drag quinns i drag kings. – Tak, bycie homoseksualistą w Polsce jest tak samo modne – powiedział mój przyjaciel – jak modne było być Żydem przed wojną. Taki modniś mógł zostać pokrojony żyletką przez Młodzież Wszechpolską, oburzoną prowokacją obyczajową i etniczną, jaką był fakt lansowania się żydostwa na ulicach (naszych) miast i miasteczek. W czasie wojny moda na bycie Żydem, jak wiemy, osiągnęła apogeum. Dobrze, więc poważniej. Może w studenckich czy artystycznych kręgach bycie gejem lub lesbijką bywa trendy. Ale ogólnie to jest moda dla wybranych – trzeba mieszkać w dużym mieście, być raczej młodym i wykształconym, mieć liberalnych obyczajowo znajomych itd. Ocena jest sprawą kultury, nie przyrody Mówimy bowiem o czymś, co przy wielu zmianach w polskiej mentalności – które doceniam – jest bardzo trudne. Polityk spokojnie pozwala sobie na wypowiedź, że nie pozwoliłby, żeby gej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Zachód jednak ma granice

Polemika z tezami Paula Johnsona, sławnego historyka brytyjskiego, na temat zderzenia cywilizacji i Polski w Unii Tego nie było w Polsce, a bodaj na świecie: to FAKT! Plebejski tabloid dławi skondensowaną sensacją bliźniaczego SUPER-rywala, zarazem zaś sięga po czytelników z najbardziej elitarnej półki, oferując im co środa dodatek „Europa – Tygodnik Idei” – osiem kartek filozofii. Kogo tam nie ma! Hutton, Habermas, Ratzinger, Bauman, Staniszkis, Soros, Besancon, Weigel, Keppel, Scruton, Cohn-Bendit, Pipes, Stiglitz. Mózg staje! Przy „Europie” publicystyka omszałych tradycją „łososiowych kartek” sobotnio-niedzielnej „Rzeczpospolitej” sprawia wrażenie zaściankowe. A dumna „Gazeta Świąteczna” – weekendowa edycja „Wyborczej” – w porównaniu z 16 stroniczkami „Faktu” oddanymi luminarzom światowego intelektu, przypomina harfę eolską (wedle „Słownika symboli” Kopalińskiego, drabinę do nieba bądź instrument proroków), lecz harfę o jednej jedynej tylko strunie – autoadoracji. „Tygodnik Idei” to idea perwersyjna: klejnoty intelektu rzucać parweniuszom, łasym na goliznę, na hecę i drakę, na to tylko, co „trendy”? Perwersją są także jego sztandarowe teksty, na przykład myśli sławnego historyka brytyjskiego, Paula Johnsona, które wydziobał zeń Jan Wróbel. Tytuł ich rozmowy: „Zachód nie ma granic”. To zapowiada apologetykę globalizacji i uniwersalizmu – idei modnych,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Póki świat światem…

Czy Polacy zawsze byli przeciwko Niemcom Według zgodnej opinii polskich kronikarzy średniowiecznych, Galla Anonima (zm. po 1113 r.), Kadłubka (1223) i Długosza (1480), „najzacieklejszymi wrogami Polaków” (Polonorum infestissimi inimici – Gall) byli Czesi. Z ówczesnej perspektywy na zachód od Polski mieszkali Sasi (do nich też słusznie zaliczył Długosz Brandenburczyków). Niemcy bowiem jako kraj stanowiły aż do 1806 r. luźną konfederację państewek plemiennych i feudalnych, nosząc oficjalną nazwę Cesarstwa Rzymskiego. Zdaniem Długosza, przeciwko Polakom i Litwinom walczyli pod Grunwaldem krzyżaccy rycerze zakonni, świeccy rycerze z Prus, Ziemi Chełmińskiej i Inflant, pruscy mieszczanie, Czesi, Morawianie, Ślązacy, Turyngowie, Pomorzanie, Szczecinianie, Kaszubi, Sasi, Frankowe i Westfalczycy: „Tyle bowiem narodów i ludów zebrało się w ogromnej liczbie, aby zniszczyć narodowość i imię Polaków. A chociaż wszystkich wymienionych narodów była liczba wielka, to jednak liczba Czechów i Ślązaków przewyższała innych”. Po zdobyciu przez Polskę w 1466 r., w rezultacie Wojny Trzynastoletniej z Krzyżakami, Pomorza Gdańskiego i Warmii Długosz westchnął: „Gdybym doczekał za łaską Bożą odzyskania i zjednoczenia z Polską Śląska, Ziemi Lubuskiej i Słupskiej, z radością zstępowałbym do grobu i słodszy miałbym w nim odpoczynek”. Historycy polscy często powołują się na to westchnienie, ale nie dodają, że Śląsk należał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Z USA przeciwko Europie

Uwikłaliśmy się w konflikt globalny po właściwej stronie, ale w niewłaściwy sposób Polska jest uwikłana w konflikt globalny. Uwikłaliśmy się w ten konflikt po właściwej stronie, ale w niewłaściwy sposób. Zasadnicze błędy polskiej polityki zagranicznej mają źródło w nieadekwatnie rozumianych i niewłaściwie realizowanych polskich ambicjach do odgrywania wiodącej roli w polityce globalnej. Dlatego zabiegaliśmy o członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Z racji swych sporych rozmiarów oraz nowego usytuowania geopolitycznego czujemy się uprawnieni do sprawowania podmiotowej roli w świecie. Ambicja ta jest zrozumiała w przypadku kraju, który ze względu na swą bolesną historię pragnął zerwać z jego dotychczasowym instrumentalnym traktowaniem. Realizacja tych godnych pochwały zamierzeń okazała się jednak opierać na chybotliwych kalkulacjach, braku właściwego rozeznania w obecnej sytuacji międzynarodowej, rudymentarnej nieumiejętności przewidywania oraz, co chyba najważniejsze, na pozbawionym kręgosłupa moralnego oportunizmie. Całkowitą klęskę Polski w tej sferze znakomicie ilustrują dwa błędy popełnione przez polską politykę zagraniczną. Jeden z nich ma charakter polityczny, drugi dotyczy zaplanowanych zakupów zbrojeniowych. Błąd polityczny polegał na tym, że kontestując konstytucję europejską, Polska niepotrzebnie przyhamowała formułowanie i wdrażanie w życie wspólnej polityki zagranicznej i obronnej UE. Dopiero okrutna śmierć 190 osób w Madrycie otworzyła Europie oczy na konieczność

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Konsumeryzm z ćwiekiem w nosie

Po obejrzeniu wielu reklam dociera ich przesłanie: jesteś nikim. Będziesz kimś, kiedy będziesz miał tę rzecz Swego czasu dorywczo oglądałam program z Michałem Wiśniewskim, w którym pokazywano go na co dzień. Gwiazdor ów jest skrajnie uzależniony od tego, czy jest widziany i czy ma uznanie w cudzych oczach. Bez cudzego spojrzenia, uwagi, uznania – rozpada się. Było mi trochę żal Michała Wiśniewskiego, który jest, zdaje się, inteligentnym facetem. Ale często jesteśmy inteligentni, rzadko – mądrzy. Michał Wiśniewski ma dla siebie uznanie tylko jako dla uczestnika tego show, w którym jest konsumowany. I konsumeryzowany, czyli przyrządzany do konsumpcji na dużą skalę. I nadal rzuca publiczności mięso swojego życia – jedzcie! Inaczej jest konsumeryzowany Kuba Wojewódzki, wieczny chłopaczek, bardzo inteligentny, a jednocześnie zatrzymany w rozwoju, skrępowany jak roślina bonsai. Mocno stężony, ale wąziutki zakres osobowości. Musi przekąszać co słowo „fuckiem”, być młodym jak młody bożek, być super ekstra super, być ziomalem dla ziomali, ale stać najwyżej, na ostentacyjnie narcystycznym Olimpie. Łopatka wieprzowa na niebie Nad ulicami Warszawy unoszą się różne różności. Na przykład różowa łopatka wieprzowa, w cenie 6,50 zł/kg. Unoszą się też telefony komórkowe, usługi banków, ceramika łazienkowa,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Czego nie wolno lewicy

Czego nie mogą zrobić zachodni socjaldemokraci, by wyborcy chcieli na nich głosować „Lancia, rolex i perfumy od Gucciego, to atrybuty socjalisty od Craxiego” – śpiewano pod koniec lat 80. w rzymskim teatrzyku. Kabaretowa kpina z czołowych działaczy Włoskiej Partii Socjalistycznej, która w latach 80. współrządziła Italią wraz z chadekami, świetnie oddawała atmosferę panującą we włoskim społeczeństwie wokół socjalistów. Takie opinie stały się zwiastunem rychłej klęski wyborczej prężnej z pozoru partii lewicowej, której przywódca, Bettino Craxi, stał na czele rządu, ale która miała nieszczęście zacząć współzawodniczyć z prawicą w nie swojej konkurencji. Gdy najbogatszy człowiek Europy, włoski magnat telewizyjny, Silvio Berlusconi, głosił w kampanii wyborczej: „Jestem obrzydliwie bogaty, mam najpiękniejsze jachty świata”, Włosi chętnie na niego głosowali, mimo iż każdy wiedział, że prokuratorzy ścigają go za oszustwa podatkowe i korupcję. Wszyscy, którzy prowadzili kreatywną księgowość, otrzymali prezent od nowego premiera: ustawę, która zmieniała kwalifikację prawną oszustw podatkowych z przestępstwa na wykroczenie administracyjne. Bruno Vespa, czołowy włoski publicysta telewizyjny, zwięźle skomentował pierwsze, krótkotrwałe zwycięstwo wyborcze Berlusconiego z 1994 r.: „Wyborcy czego innego oczekują od lewicy, a czego innego od prawicy. Bogacz Berlusconi był wiarygodny, bo mówił o bogaceniu się. Lewica mniej, bo nie miała przekonującej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.