Celem ministra jest pacyfikacja nauczycieli

Celem ministra jest pacyfikacja nauczycieli

Warszawa 29.09.2021 r. Jaroslaw Pytlak, dyrektor szkoly STO na Bemowie. fot.Krzysztof Zuczkowski

Lex Czarnek to pakiet zmian prawnych, które mają ograniczyć autonomię szkół Jarosław Pytlak – od 1990 r. dyrektor Szkoły Podstawowej nr 24 STO w Warszawie, od 2007 r. Zespołu Szkół. Biolog i pedagog, nauczyciel biologii, chemii i przyrody, harcmistrz. Odznaczony Medalem Komisji Edukacji Narodowej, Srebrnym Krzyżem „Za zasługi dla ZHP” oraz Złotą Odznaką Społecznego Towarzystwa Oświatowego. Autor bloga Wokół szkoły. Ma pan komplet nauczycieli? – Mam. Szczęściarz z pana. – Wiem. Ale jeśli ja mam, ktoś inny nie ma. Brak nauczycieli stał się zjawiskiem chronicznym, a nie czasowym, występującym wraz z początkiem roku szkolnego. Znajomi dyrektorzy mają kłopot, zatrudniają studentów. Nie jest tak, jak było jeszcze do niedawna: dajesz ogłoszenie i zatrudniasz. Nauczyciele powinni być zadowoleni: poluje na nich praca, a nie na odwrót, płace mają wzrosnąć, biurokracja ma zmaleć… – Pan minister Przemysław Czarnek mówi, co uważa za stosowne powiedzieć, i jeśli powie to wielokrotnie, część odbiorców uzna, że tak jest. Media, w których się wypowiada, nie są mediami czytanymi przez większość nauczycieli. Czytają je wyborcy obecnej władzy. Pewnie na jego miejscu robiłbym to samo. Gorzej, jeśli on w to wszystko wierzy. Ale nie mam aż tak złego zdania o intelekcie pana ministra, żeby wierzyć, że on w to wierzy. Uważam, że działalność ministra i to, co mówi, jest świadomą manipulacją. To polityk, który chce osiągnąć swoje cele, najlepiej jak najmniejszym kosztem. Z drugiej strony nauczyciele i ich związki zawodowe też bywają zapętleni w swoich tłumaczeniach. Weźmy fundusz socjalny. Wśród różnych propozycji pana Czarnka zostało zapisane, że fundusz ma być na zasadach ogólnych. Tymczasem dziś jest dużo wyższy niż w innych zakładach pracy. Nauczyciel więc, czytając o podwyżkach, wie, że minister odbiera mu pieniądze z tego funduszu, przekłada z jednej kieszeni do drugiej. Nieznający zaś sytemu oświatowego odbiorca tego nie wie. Nauczyciele, opisując swoją niedolę, raczej nie wspominają, że mają wyższy fundusz socjalny. Wyjaśnijmy sprawę systemu nauczycielskich wynagrodzeń, który jest skomplikowany do absurdu. – Właśnie dlatego, że jest tak skomplikowany, każda próba racjonalizacji zostanie natychmiast oprotestowana. Tylko jednoczesne wrzucenie mnóstwa pieniędzy i skorygowanie absurdów mogłoby liczyć na w miarę powszechne poparcie. To naprawdę stajnia Augiasza, która potrzebuje swojego Herkulesa. Ale jest w niej mnóstwo pułapek. Na przykład należę do tych, którzy są przekonani, że etat nauczycielski etatowi nauczycielskiemu nierówny. To, że wszyscy nauczyciele w szkołach publicznych mają jeden wymiar etatu, nie odzwierciedla rzeczywistego obciążenia pracą. Wiem coś o tym, pracowałam jako polonistka. – Ale też wie pani, jak kończy się każda próba powiedzenia tego głośno. Jest oprotestowywana. Nie jako nieprawda, tylko jako wbijanie klina w środowisko nauczycielskie. Tak jakby było ono monolitem. Jest monolitem w tym sensie, że wszyscy równo klepią biedę. Ale naprawdę nie ma dobrego systemu wartościowania pracy nauczycieli. Na zdrowy rozum ktoś, kto sprawdza 50 wypracowań, ma więcej roboty niż ktoś, kto tego nie robi. Mam oczy i widzę, ile pracują nauczyciele w mojej szkole. Minister proponuje podniesienie pensum. – Z punktu widzenia ministra jest to logiczne: nie mam pieniędzy, chcę, żeby ludzie więcej zarabiali, a raczej chcę dać więcej pieniędzy pojedynczym nauczycielom, muszę więc podnieść pensum. Przecież teraz też wielu nauczycieli pracuje w nadgodzinach, bo nie ma chętnych do pracy w szkole. Minister na to: zamiast brać nadgodziny, macie je w etacie. Tyle że te pieniądze są na poziomie zupełnie oderwanym od wymaganych kwalifikacji, a obecnie również od warunków pracy. Powiedział pan: minister, manipulując, realizuje swoje cele. Jakie? – Jego celem jest pacyfikacja nauczycieli. Elementem tego jest wywarcie na suwerenie wrażenia, że nauczycielom jest dobrze i są mu wdzięczni. To doprowadzona do perfekcji technologia rządzenia – szczuć jednych na drugich. Walka z biurokracją jest fikcyjna. – Oczywiście, zmiany proponowane przez ministra absolutnie nie ograniczają biurokracji. Ruch wykonany w rozporządzeniu na początku września jest pozorny. Źródłem biurokracji jest strach dyrektorów, szkoły produkują mnóstwo papierów po prostu na wszelki wypadek. Zgody na to, zgody na tamto. Minister Czarnek chce uczynić z systemu edukacji narzędzie kształtowania młodego pokolenia w duchu określonym przez partię rządzącą. Podąża w ten sposób szlakiem wytyczonym wcześniej na Węgrzech.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 41/2021

Kategorie: Kraj, Wywiady