Cena niewdzięczności

Cena niewdzięczności

Porozumienie z NRD umożliwiło władzom trwałe związanie ziem zachodnich z resztą kraju – m.in. poprzez inwestycje. Od początku lat 50. przygotowywane było uruchomienie w Słubicach fabryki odzieżowej, znanej później pod nazwą Komes. W szczytowym okresie zatrudniała ona przeszło 1,5 tys. pracowników, eksportowała odzież m.in. do ZSRR, NRD, USA i Kanady. Układ zgorzelecki zmniejszał strach przed niemieckim odwetem i samymi Niemcami. W NRD – w przeciwieństwie do RFN – żadna partia nie podważała granicy na Odrze i Nysie, nie działały tam organizacje ziomkostw dążące do odzyskania utraconych majątków. Media i szkoły nie przekazywały następnym pokoleniom tęsknoty za utraconą ziemią. To wszystko sprzyjało kontaktom. Władze Frankfurtu nad Odrą i Słubic uzgodniły współpracę w walce z powodziami, zbudowano rurociąg dostarczający gaz do Słubic, od 1967 r. mieszkańcy polskiego miasta mogli pracować w fabrykach we Frankfurcie, a pięć lat później – podobnie jak wszyscy obywatele PRL i NRD – przechodzić granicę wyłącznie z dowodem osobistym (skończyło się to po powstaniu Solidarności).

Szyfrogram Skubiszewskiego

Gdyby nie NRD, nie byłoby umowy zgorzeleckiej. Z kolei bez porozumienia w sprawie granicy z sąsiadem niemożliwe byłoby podjęcie przez Władysława Gomułkę starań o podpisanie analogicznego dokumentu z Republiką Federalną Niemiec. Gomułka był przekonany, że zjednoczenie obu państw niemieckich jest tylko kwestią czasu. W rozmowie z liderem zachodnioniemieckich komunistów Maksem Reimannem sugerował, że wojska radzieckie nie będą wiecznie stacjonować w NRD.

Układ zgorzelecki i układ z RFN z grudnia 1970 r. budowały międzynarodowy status prawny zachodniej granicy Polski. Jednak obawy przed niemieckim rewizjonizmem nie wygasły do końca PRL. Co więcej – podzielali je także działacze opozycyjni, którzy w 1989 r. znaleźli się we władzach. „Przywracanie jedności Niemiec nie leży w interesie Polski”, napisał minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski w szyfrogramie w listopadzie 1989 r. (odtajnionym przez MSZ w końcu ubiegłego roku). Rok później minister Skubiszewski podpisał traktat między RP a RFN o potwierdzeniu istniejącej granicy. W art. 1. sygnatariusze powołują się na dokumenty podpisane przez Polskę Ludową z NRD i RFN. Tamte porozumienia mają do tej pory status obowiązujących aktów prawnych. PRL zbudowała solidną bazę uregulowania problemu granicy polsko-niemieckiej – jednej z fundamentalnych spraw, na których opiera się pokój i bezpieczeństwo na naszym kontynencie.

Polska zawdzięcza tak duży, umożliwiający skok modernizacyjny, przyrost terytorialny na zachodzie i północy decydującej roli Armii Czerwonej w rozgromieniu nazistowskich Niemiec oraz stanowisku władz ZSRR. To Kreml zdecydował, że Niemcy straciły na rzecz Polski tak dużą część swoich terenów. Wydawałoby się, że te sprawy są oczywiste i Polska powinna pamiętać o co najmniej 500 tys. radzieckich żołnierzy, którzy zginęli na ziemiach obecnej Polski, oraz doceniać postawę władz ZSRR w kwestii naszej zachodniej granicy. Równie oczywiste wydaje się, że Niemcy nie mają powodu do tego rodzaju sentymentów. Jest jednak odwrotnie.

Oglądałem pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej w Fürstenbergu (dzisiejszej dzielnicy położonego niedaleko Frankfurtu Eisenhüttenstadt) – zwieńczony tradycyjnie czerwoną gwiazdą, ze skrzyżowanym sierpem i młotem na cokole, z lśniącą nowością tablicą ze złotymi literami: „Wieczna pamięć bohaterom (…) poległym w bojach za honor, wolność i niepodległość radzieckiej ojczyzny”. Pod obeliskiem, o którego stan troszczy się strona niemiecka, leżał wieniec. To sytuacja typowa dla obszaru dawnej NRD. Niemcy, którzy mają więcej powodów od nas, by nienawidzić Rosjan, nie domagają się likwidacji śladów okupanta (pomniki powstały w okresie funkcjonowania radzieckiej strefy okupacyjnej).

Na cokole pomnika Bohaterów w Słubicach wciąż stoją dwaj żołnierze: polski i radziecki, jednak dawny napis sławiący czerwonoarmistów i braterstwo broni zniknął wraz ze starą tablicą. Na nowej można przeczytać: „Pamięci poległych w czasie II wojny światowej”. Zmieszczą się wszyscy: Polacy, Rosjanie, Niemcy, Amerykanie… Przykład Słubic nie jest jaskrawy. Pomnik Braterstwa Broni w Warszawie („czterej śpiący”), zdemontowany w związku z budową metra, już nie wróci na dawne miejsce. Prezydent Szczecina też chce się rozstać z pomnikami upamiętniającymi Armię Czerwoną. Czyżby nie odpowiadała mu przynależność państwowa miasta? „To Stalin ostatecznie przesądził, że Szczecin pozostanie w granicach Polski, a Nysa Łużycka będzie granicą polsko-niemiecką”, mówił w maju prof. Paweł Machcewicz, dyrektor Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Niemcy, szanując miejsca pamięci związane z Armią Czerwoną, wykazują szacunek także dla dzisiejszej Rosji. To niewiele kosztujący, za to skuteczny sposób zdobycia zaufania niezwykle wrażliwych i wyczulonych na tę kwestię Rosjan. Polacy troszczą się o słupy graniczne, ale prowokują do wrogich reakcji tych, dzięki którym wbito je nad Odrą i Nysą Łużycką.

Autor był panelistą na konferencji „Stosunki niemiecko-polskie w XX i XXI wieku” zorganizowanej 1 lipca w Eisenhüttenstadt przez Fundację im. Róży Luksemburg w Brandenburgii.

Strony: 1 2

Wydanie: 2015, 29/2015

Kategorie: Publicystyka

Komentarze

  1. Feliks Leopoldowicz
    Feliks Leopoldowicz 3 maja, 2017, 23:03

    Niemcy, szanując miejsca pamięci związane z Armią Czerwoną, wykazują szacunek także dla dzisiejszej Rosji.

    To mamy trzymać to główno (często brzydkie jak noc czarna) bo inaczej Ruscy się rozpłaczą? To Ruscy, w dueci z Niemcami, na nas napadli. To ruska gestapo (nkvd) razem z niemiecka gestapo naszych mordowali i za to „wdzięczność”?! To Ruscy odpowiadają za to ze Polska jest dzisiaj krajem na zasiuku (Rosja zresztą też, co najmniej tyle sprawiedliwości).

    \ale prowokują do wrogich reakcji tych, dzięki którym wbito je nad Odrą i Nysą Łużycką.

    Ruscy chorują na syndrom polski: Mają wszystko, a i tak u nich jest syf wieczny („wielka smuta” i to już od 300 niemalże lat) a w Polsce w miarę normalnie można żyć. Więc Polacy zawsze będą dla nich do kopania buciorami. Rosja rozumie tylko i wyłącznie język siły.Tak było, jest i będzie. My ją musimy budować, wtedy ruski szacunek będzie z automatu.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy