Cep historii

Cep historii

Polska Chrystusem narodów – ten punkt widzenia na XX wiek powinien obowiązywać od Władywostoku po Vancouver

Zaczęło się w Polsce. Zaczęło się w Gdańsku. Polska była pierwsza… Główne hasła obchodów rocznic wybuchu II wojny światowej i wyborów 4 czerwca 1989 r. ilustrują wspólny dla Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości przekaz: wywołana przez totalitarne reżimy wojna trwała pół wieku, zaczęła się i skończyła w dumnej, bohaterskiej, nieujarzmionej Polsce. Za złożoną ofiarę należy się jej powszechne uznanie, a od państw, które wyrządziły jej krzywdę: publiczna spowiedź, bicie się w piersi i pokuta. Polska Chrystusem narodów – ten punkt widzenia na XX w. powinien obowiązywać od Władywostoku po Vancouver.
Choć w komentarzach po rocznicowych uroczystościach w Gdańsku podkreślano różnice między wystąpieniami Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska, obydwaj politycy stoją na czele formacji stawiających znak równości między hitlerowskimi Niemcami i Związkiem Radzieckim, faszyzmem i komunizmem.
Ten znak równości w Polsce przypieczętowano już w przyjętej w 1998 r. ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (posłem sprawozdawcą był Stefan Niesiołowski – obecny wicemarszałek Sejmu z rekomendacji PO). Próba zawetowania ustawy przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego nie powiodła się. Za odrzuceniem weta głosowali nie tylko wszyscy obecni na sali posłowie Akcji Wyborczej „Solidarność”, lecz także forsującej ten projekt Unii Wolności (w gronie siedmiu posłów UW, którzy nie wzięli udziału w głosowaniu, znaleźli się: Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki i Janusz Onyszkiewicz). Ustawa upamiętniała, jak w niej zapisano, „patriotyczne tradycje zmagań Narodu Polskiego z okupantami, nazizmem i komunizmem”. Zrównywała zbrodnie nazistowskie i komunistyczne, dokonane „w okresie od dnia 1 września 1939 r. do dnia 31 grudnia 1989 r.”, czyli przez ponad pół wieku. Ten dokument był realizacją zapowiedzianego w wygłoszonym w 1997 r. przez premiera Jerzego Buzka (obecnie polityka PO, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego) exposé

„ostatecznego zerwania ze złą przeszłością”:

komunizmem, który „pozostawał niezmiennie ustrojem totalitarnym i przestępczym”.
Choć posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej konsekwentnie głosowali przeciwko ustawie o IPN, sami wcześniej przyjęli optykę obozu solidarnościowego na historię. W uchwale o uczczeniu pamięci bohaterów września 1939 r. z 1 września 1994 r. Sejm, w którym SLD miał 171 posłów, uczcił „pamięć wszystkich, którzy przeciwstawili się agresji Niemiec i Związku Radzieckiego”, oraz stwierdził: „Walka o wolność, którą osamotniona Polska podjęła przed 55 laty, mimo ogromnych ofiar, zakończyła się zwycięstwem nad systemami totalitarnymi, które niosły ludzkości zagładę i zniewolenie”. Stąd był już tylko jeden krok do zrównania odpowiedzialności Niemiec i ZSRR za wybuch II wojny światowej, rozszerzenia ram czasowych wojny do zmiany ustroju. Jego zrobieniu sprzyjało zaniechanie obchodzenia rocznic wyzwolenia Warszawy i innych polskich miejscowości, „desowietyzacja” pomników, placów, ulic, zaprzestanie uroczystego obchodzenia rocznic zwycięstwa nad faszyzmem, skupienie znacznie większej uwagi na zbrodniach dokonywanych przez ZSRR niż przez Niemcy. Żadnemu wydarzeniu historycznemu, nie tylko dotyczącemu II wojny światowej, nie poświęcono tylu uchwał historycznych Sejmu i Senatu (naliczyłem ich 11), ile zbrodni katyńskiej. W listopadzie 2007 r., już za rządów PO, Sejm ustanowił Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Obchodzi się go 13 kwietnia, w dniu, w którym berlińskie radio podało informację o odnalezieniu w lesie katyńskim zwłok polskich oficerów. Żadna ze zbrodni hitlerowskich nie doczekała się w ciągu ostatnich 20 lat „dnia pamięci”. Z perspektywy Wiejskiej to najważniejsze wydarzenie w historii Polski. Nie ma więc powodu oburzać się na Lecha Kaczyńskiego za porównanie Katynia do Holokaustu.
W końcu sierpnia niemiecki portal Spiegel Online zamieścił tekst dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, prof. Pawła Machcewicza, który skonstatował: „W polskiej świadomości powszechne jest przekonanie, że dla nas wojna zakończyła się

nie w maju 1945 r.,

ale tak naprawdę dopiero w 1989 r., wraz z wybiciem się na niepodległość i odrzuceniem dyktatury. Dlatego też polskie obchody rocznicowe w 2009 r. koncentrują się wokół ściśle ze sobą związanych dwóch dat: 1 września 1939 r. i 4 czerwca 1989 r.”.
1 września Donald Tusk podpisał akt erekcyjny pod budowę placówki kierowanej przez Machcewicza, która – wraz z Europejskim Centrum Solidarności – ma stawiać znak równości między nazizmem i komunizmem, obciążyć oba totalitaryzmy równą odpowiedzialnością za wybuch II wojny światowej i przekonywać, że wojna zakończyła się dopiero wraz z przemianą ustrojową. Ten punkt widzenia wyjaśnia, dlaczego 4 czerwca świętowano nie w duchu porozumienia i pojednania narodowego, lecz konfrontacji (ten dzień Wojciech Jaruzelski spędził w sądzie). Choć przedstawiciele PRL wielokrotnie przepraszali za zło tamtego systemu, nigdy nie uzyskają od prawicy (obojętnie: z PiS czy PO) przebaczenia ani tym bardziej nie zostaną zaproszeni w charakterze gości na oficjalne ceremonie.
Nie mogą liczyć na amnestię, abolicję ani żaden inny akt miłosierdzia. Nawet kombatancka przeszłość Wojciecha Jaruzelskiego nie wystarczyła, by dostąpił on zaszczytu udziału w obchodach 70. rocznicy wybuchu wojny, podobnie jak nie był godzien otrzymania Krzyża Zesłańców Sybiru. Wojciech Jaruzelski pozostaje symbolem totalitaryzmu komunistycznego, radzieckiego reżimu, który okupował Polskę do 1989 r. W czasie tzw. nocy muzeów w IPN pokazywano Wojciecha Jaruzelskiego na liście agentów zbrodniczej Informacji Wojskowej.
Zaproszenie generała zakłóciłoby „porządek aksjologiczny”, na którym ma być zbudowane muzeum w Gdańsku. Ten „porządek aksjologiczny” został już dawno uświęcony w Polsce. Obchody 70. rocznicy wybuchu wojny miały na celu popularyzację polskiego punktu widzenia na historię XX w. Z tego właśnie powodu poprzedziło je przypomnienie paktu Ribbentrop-Mołotow, nazywanie ZSRR agresorem odpowiedzialnym za wybuch wojny w tym samym stopniu co Niemcy, dopominanie się od Władimira Putina uznania zbrodni katyńskiej za

zbrodnię przeciwko ludzkości

oraz przeprosin, publikowanie informacji o znalezieniu nowych grobów Polaków – ofiar zbrodni radzieckich – na Ukrainie i Białorusi. Nerwowa reakcja Moskwy poprzedzająca wizytę Putina nie może dziwić. Rosjanie patrzą na II wojnę nie z punktu widzenia 23 sierpnia, 1 lub 17 września. Dla nich punktami odniesienia są czerwiec 1941 r. i maj 1945 r. Dla nich punktami odniesienia są Moskwa, Stalingrad, Kursk, Berlin, a nie Katyń i Miednoje. Tego się nie zmieni, bo jurysdykcja Kaczyńskich i Tuska nie rozciąga się na Rosję.
Ogromne oburzenie w Polsce wywołało posądzenie Józefa Becka o działalność agenturalną na rzecz Niemiec. Jednym z oburzonych był IPN. Nie dziwiłbym się temu oburzeniu, gdyby nie fakt, że instytut wydał książkę o agencie „Bolku”. Skoro w celach politycznych promuje się taką literaturę (szefostwo IPN i autorzy publikacji o Lechu Wałęsie otrzymali ordery od Lecha Kaczyńskiego), to trudno się dziwić, że jakaś instytucja zagraniczna może stosować podobną metodę.
I tu przechodzimy na polsko-polskie podwórko. Od 20 lat historia wykorzystywana jest w charakterze cepa. W operowaniu tą bronią celuje postsolidarnościowa prawica. Po rozprawieniu się na polu historii z lewicą (jej opór był niewielki) prawicowe partie o tym samym rodowodzie i podobnym postrzeganiu historii biją się o własną przeszłość. W przeddzień rocznicy wojny w Polsce prezydent RP po raz czwarty z rzędu nie obchodził Dnia Solidarności i Wolności. Lech Kaczyński zdaje się nie uznawać tego święta – 31 sierpnia pozostaje dla niego rocznicą podpisania porozumień gdańskich. Powód? Dzień Wolności i Solidarności został ustanowiony ustawą podpisaną przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Jego inauguracja zbiegła się z 25. rocznicą Sierpnia, obchodzoną hucznie i uroczyście przez ówczesnego prezydenta w towarzystwie m.in. Lecha Wałęsy. To „pokalane” przez postkomunistów i Wałęsę święto nie może być świętem Lecha Kaczyńskiego. Zaraz

po objęciu prezydentury

uhonorował on Orderem Orła Białego Annę Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdę, którzy od dziesięcioleci powtarzają to, o czym napisali w swojej książce Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk.
Choć PiS i PO oceniły 4 czerwca jako upadek komunizmu, a nie np. efekt porozumienia narodowego, nie doszło do wspólnego świętowania okrągłej rocznicy. Donald Tusk przeniósł obchody do Krakowa w obawie przed zadymą, jaką mu grozili wierni Kaczyńskim związkowcy. Choć prawica zgodnie uznaje rok 1989 za rok odzyskania niepodległości i wiąże to z działalnością „Solidarności”, Lech Kaczyński na obchody 90. rocznicy odzyskania niepodległości w 1918 r. nie zaprosił historycznego przywódcy „Solidarności”…
To jednak są kłótnie i potyczki w prawicowej rodzinie, która w Polsce niepodzielnie panuje nad historią i ma nadzieję rozszerzyć to panowanie na Unię Europejską. Temu celowi ma służyć objęcie patronatu nad Muzeum II Wojny Światowej przez Parlament Europejski. To zadanie dla Jerzego Buzka.

Wydanie: 2009, 36/2009

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy