Od przedszkola do premiera Opus Dei należy do organizacji katolickich, które obrosły największą legendą. A przecież w Polsce, gdzie różnych religijnych i konserwatywnych stowarzyszeń, grup nacisku i towarzystw nie brakuje, to wcale nie takie oczywiste. Dlaczego nie Rodzina Radia Maryja albo Legion Chrystusa? Niemniej jednak – jeśli wierzyć prasie – od 15 lat nie ma rządu, w którym przynajmniej wiceministrem nie byłby ktoś związany z organizacją, a lojalność wobec Opus Dei przekracza najgłębszy polityczny podział tej dekady – wojnę w rodzinie POPiS. Jak ze wszystkimi legendami o tajnych stowarzyszeniach i „grupach trzymających władzę”, w pogłoskach o Opus Dei spiskowa teoria dziejów przeplata się z faktami, a popkulturowe wyobrażenia nakładają na surową rzeczywistość zwyczajnej walki o władzę i wpływy czy frakcyjnych konfliktów. Zacznijmy od warstwy mitu. W popularnym wyobrażeniu Opus Dei miałoby być albo mafią wewnątrz Kościoła katolickiego, albo jego wywiadem czy zbrojną ręką lub sektą, której członkowie, przygotowani do największych wyrzeczeń latami samoumartwiania i żelazną dyscypliną, stanowią coś w rodzaju awangardy do zadań specjalnych. Legenda ta podpowiada, by tropić członków i sympatyków Dzieła w duchu „listy prawdziwych nazwisk” publikowanej przez „Warszawską Gazetę” i spodziewać się czegoś na kształt katolickiego zamachu stanu. To o tyle zabawne, że nad Wisłą politycy i osoby publiczne raczej nie zwykli ukrywać katolickich przekonań i lojalności wobec Kościoła. Jeżeli ktoś w rządzie domaga się zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej czy odrzucenia konwencji antyprzemocowej, zazwyczaj robi to jawnie i na piśmie. Prawda o Opus Dei w Polsce jest dużo bardziej prozaiczna… i ciekawa. W rzeczywistości środowiska skupione wokół idei św. Josemaríi Escrivy, placówek wdrażających jego myśl, stowarzyszeń i szkół tworzą całkiem sprawny, przemyślany i niespecjalnie ukryty mechanizm formowania przyszłych elit i kręgów eksperckich. Prowadzą pracę u podstaw, zbierają środki finansowe, inwestują w infrastrukturę edukacyjną. Mimo konserwatyzmu częściej sięgają do zachodnich – angielskich czy amerykańskich – wzorców działania niż do repertuaru rodzimych katolickich ortodoksów. To program „od przedszkola do premiera”, jak tylko z odrobiną przesady można go nazwać. Ale wróćmy do sedna sprawy, czyli na ziemię. Bo o ziemskich interesach i działaniach Opus Dei jest to tekst. Stan posiadania Symbolem Opus Dei jest wpisany w okrąg krzyż, którego ramiona przecinają się przy „górnym biegunie” – mówi się o nim, że to krzyż „okalający” lub „obejmujący świat”. Obejmuje również, rzecz jasna, Polskę. Na stronie Opusdeiwpolsce.pl możemy znaleźć informacje o ponad pół tysiącu wiernych prałatury Opus Dei w naszym kraju, 15 księżach, kilkudziesięciu tysiącach osób, które mają lub miały styczność z formacją Opus Dei, i 14 ośrodkach. Załączona mapka pokazuje obecność Dzieła w miastach przede wszystkim zachodniej Polski: Szczecinie, Poznaniu, Zielonej Górze, aglomeracji górnośląskiej, Warszawie, Krakowie… Ośrodki edukacyjne mieszczą się w Warszawie, Poznaniu, Krakowie i Szczecinie. Na samym Mazowszu mamy szkoły podstawowe m.in. w podwarszawskiej Falenicy i Międzylesiu, gimnazjum w Józefowie, liceum w Warszawie, akademickie liceum w Pruszkowie. Nieco ponad 10 lat temu wystartowały przedszkola w największych miastach dla wszystkich grup wiekowych maluchów. W tym momencie dość istotna dygresja dotycząca nomenklatury. Otóż w ścisłym sensie nie są to szkoły Opus Dei – placówki edukacyjne dla dzieci, nastolatków i dorosłych zazwyczaj piszą, że pozostają „pod opieką duchową” Opus Dei lub że „realizują model edukacyjny inspirowany naukami św. Josemaríi Escrivy, założyciela Opus Dei”. Lub, w jeszcze większym skrócie, „hiszpański” wzorzec. W praktyce szkoły „pod opieką duchową” są prowadzone przez stowarzyszenia i spółki prywatne, a nie Kościół katolicki czy samą prałaturę. Największą z tych organizacji jest warszawskie Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Rodziny Sternik (choć podobnych stowarzyszeń jest więcej). Działalność Sternik zaczął w połowie pierwszej dekady XXI w., głośno zrobiło się o nim kilka lat później, gdy prasa zaczęła pisać, że to dzięki Opus Dei poznali się Radosław Sikorski i Roman Giertych, gdy ten drugi zbliżał się już do środowisk Platformy Obywatelskiej. W rzeczywistości było inaczej – Giertych tłumaczył zresztą, że jego córki chodziły do szkoły żeńskiej, a syn Sikorskiego do szkoły dla chłopców. Wtedy Mira Suchodolska na łamach dziennika „Polska The Times” pisała, że do szkół Sternika swoje
Tagi:
Adam Bodnar, dotacje unijne, edukacja, elity, katolicyzm, kobiety, konserwatyzm, Kościół katolicki, Marcin Romanowski, mężczyźni, Michał Dworczyk, Michał Królikowski, Ministerstwo Sprawiedliwości, młodzi, młodzież, Opus Dei, politycy, Polska, polska polityka, polski Kościół, Stowarzyszenie Doskonalenia Umiejętności, Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Rodziny Sternik, studenci, szkoły