Cichy front

Cichy front

Francja wycofuje swoje siły z Mali, robiąc miejsce dla coraz aktywniejszych tam rosyjskich najemników Koniec tej misji majaczył na horyzoncie od dawna. Trwała dziewięć lat – Francuzi weszli do Mali w 2013 r., jeszcze za rządów François Hollande’a, zasadniczo z jednym tylko celem: zapewnić w kraju relatywną stabilność polityczną. Na papierze zadanie trywialne, w praktyce okazało się nie do wykonania. Miało być łatwo, bo to przecież dawna kolonia, państwo frankofońskie, w dodatku utrzymujące silne związki gospodarcze z byłą metropolią. Nie przez przypadek zresztą władze w Paryżu, gdy wysłały prawie dekadę temu 2,5 tys. swoich żołnierzy i całą masę sprzętu wojskowego w sam środek Sahelu, oskarżane były o neokolonializm w czystej postaci. Zwłaszcza lewica nad Sekwaną krzyczała, że u Hollande’a budzi się tęsknota za imperium, że Francja po raz kolejny daje dowód, że nigdy się nie pogodziła ze stratą zamorskich posiadłości. Eksperci jednak raczej chwalili ówczesnego prezydenta za decyzję o wysłaniu wojska do Afryki. Głównie dlatego, że Mali, podobnie jak większość republik regionu, chwiało się jak drewniana chatka w czasie trzęsienia ziemi. A chętnych do ratowania go przed totalną rozsypką jakoś nie było. Na przemytniczym szlaku W zrozumieniu znaczenia francuskiej misji dla układu sił właściwie na całej półkuli północnej pomoże

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2022, 36/2022

Kategorie: Świat