Ciepło, cieplej, gorąco…

Ciepło, cieplej, gorąco…

Jednym z korzystnych dla całej naszej cywilizacji przedsięwzięć powinno być sukcesywne wprowadzanie na coraz szerszą skalę podatków ekologicznych, przy równoczesnej redukcji podatków dochodowych Niektórzy w dobrej wierze dają sobie wmówić przez rzeczników grup interesów, których komercyjna, nastawiona na maksymalizację zysku działalność przyczynia się do szkodliwego ocieplania klimatu, że ten niekwestionowany i nasilający się proces nie jest skutkiem aktywności gospodarczej człowieka. W sposób oczywisty jest. I zostało to udowodnione, a to, co pozostaje dyskusyjne, to zakres tego oddziaływania i tempo narastania dewastacyjnych skutków, do których prowadzi ocieplanie. Bez wątpienia w długim okresie – w skali XXI w. – jest to największe zagrożenie dla naszej cywilizacji. Jak można tego nie dostrzegać? Między błędem a nieprawdą Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to stoi w obliczu ostrej alternatywy: albo się myli (i wtedy jest o czym dyskutować, przytaczając racjonalne argumenty, których przecież nie brakuje), albo mija się z prawdą celowo i usiłuje innych wprowadzić w błąd jako lobbysta specjalnych grup interesów. Przecież wiadomo, jak znakomicie zorganizowane jest lobby związane z tradycyjnym sektorem energetycznym (producenci, dystrybutorzy, powiązani z nimi politycy i medialni propagandyści, niektórzy pseudonaukowcy zajmujący się lobbingiem nie po tej stronie, po której leży prawda i interes ogólnospołeczny), którego funkcjonowanie z jednej strony jest źródłem ich wysokich dochodów, z drugiej zaś powoduje zgubne ocieplanie klimatu. To fakt, że niekiedy jakaś grupa interesu popada w niemałe tarapaty i jest wystawiona na ostrze publicznej krytyki, czasami wręcz bezlitosnej, jak chociażby ostatnio koncern BP w związku z wielką katastrofą ekologiczną po olbrzymim wycieku ropy naftowej spowodowanym zatonięciem w Zatoce Meksykańskiej platformy wiertniczej o skądinąd wdzięcznej nazwie Deepwater Horizon. Ale czyjeś nieszczęście od razu jest wykorzystywane przez kogoś innego. Tam dramat, gdzie indziej zadowolenie. Już eksporterzy z Bliskiego Wschodu i Rosji radują się, że amerykańska katastrofa ekologiczna spowolni, przynajmniej na jakiś czas, podwodną eksplorację naturalnych złóż surowców energetycznych, ropy i gazu, co przyczyni się do korzystnych dla nich zwyżek cen. Podczas gdy po północnej stronie zatoki rozprzestrzenia się obszar ekologicznej klęski, która pociąga za sobą także wielomiliardowe starty gospodarcze i wiele ludzkich dramatów, na jej południowych flankach niektórzy krótkowzroczni lobbyści i politycy zacierają ręce. A przecież nie tylko fale i wiatry, ale i losy mogą się odwrócić… Cieszy zatem, że w sprawach ochrony środowiska w ostatnich latach górę wydają się brać racjonalne argumenty, a lobbing służący złej sprawie spychany jest na drugi tor. Wydaje się, że taka właśnie jest tendencja, ale to bynajmniej nie oznacza, że spać można spokojnie. Ani tu, ani tam, ani w żadnej innej części powiązanego ze sobą współzależnościami przyrodniczymi, politycznymi i ekonomicznymi świata. Siły natury W debacie nad istotą procesu ocieplania się klimatu podkreślany bywa naturalny, niespowodowany działalnością człowieka charakter tych zmian. Zgoda, że ocieplanie Ziemi i jej atmosfery zdarza się periodycznie, podobnie jak przemiennie następujące okresy ochłodzenia. Zmiany te po części – podkreślam: po części – są obiektywne i nie wiążą się z gospodarczą aktywnością ludzi. W „Wędrującym świecie” omawiam zarówno sam proces ocieplania, jak i toczące się wokół jego istoty spory. Jest tam taki passus: „W sprawie ocieplenia nie ma jeszcze nawet stanu prawdy konsensualnej w gronie uczciwych i prawdomównych ekspertów. Jeśli bowiem grono fachowców z IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change, Międzyrządowa Grupa ds. Zmian Klimatu) stwierdza, że wzrost temperatury wokół globu jest „bardzo prawdopodobnie” skutkiem ludzkiej aktywności, jest to natychmiast interpretowane tak, że przecież nie „na pewno”. Może jednak nie? Może to tylko anomalie pogodowe albo, jak sugerują inni znawcy przedmiotu, tylko przejściowe ocieplenie, które obiektywnie przewija się co jakiś czas, a człowiek dokłada do tegoż planetarnego pieca trochę tylko paliwa? Samo przyszło, samo odejdzie. W swoim czasie być może tak. Znajdujemy się bowiem w drugiej fazie tzw. małego ocieplenia, które nastało po trwającym przez kilka stuleci, od mniej więcej połowy XIII w., tzw. małym oziębieniu (nazywanym też małym zlodowaceniem). Gdy ono przeminęło – gdzieś około 1780 r., kiedy to zimą można było ostatni

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 24/2010

Kategorie: Opinie