Cisza nad Saakaszwilim

Cisza nad Saakaszwilim

Wygląda na to, że były gruziński prezydent jest kłopotliwym sojusznikiem nawet dla PiS

Zauważyliście, że nawet pisowskie media nie obchodziły z nadmierną pompą niedawnej 15. rocznicy bohaterskiego lotu Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi? Enuncjacja osadzonego Micheila Saakaszwilego, że Lech Kaczyński swój heroiczny wyczyn z 2008 r. „dwa lata później przypłacił życiem w Smoleńsku”, powinna się odbić głośnym echem w rządowej propagandzie, tymczasem doczekała się ledwie zdawkowych wzmianek. Wygląda na to, że były gruziński prezydent jest kłopotliwym sojusznikiem nawet dla PiS.

Gruzja boksuje powyżej wagi

Z Gruzją generalnie mamy kłopot. W obowiązującym w Polsce dyskursie jest ona tym krajem, który jako pierwszy w XXI w. został napadnięty przez Rosję – i wobec tego przysługuje jej status „prawie Ukrainy”. Kłopot polega wszakże na tym, że sama Gruzja widzi siebie nieco inaczej. Ocena pięciodniowej wojny gruzińsko-rosyjskiej z 2008 r. – a szczególnie roli Micheila Saakaszwilego w tych wydarzeniach – jest tam znacznie bardziej zniuansowana.

Obecny gruziński premier, Irakli Garibaszwili, reprezentujący partię o poetycznej nazwie Gruzińskie Marzenie, oskarżył Saakaszwilego o „odwalenie roboty za Rosjan” – poprzez zaatakowanie Osetii Południowej i sprowokowanie konfliktu, który sprowadził rosyjskie wojska z powrotem na teren Gruzji. Garibaszwili przypomniał, że ostatnie rosyjskie – a tak naprawdę radzieckie – jednostki, stacjonujące w Gruzji od czasów ZSRR, opuściły kraj w roku 2007, żeby rok później powrócić w wyniku rozpoczętego przez Saakaszwilego konfliktu. Byłego prezydenta Gruzji obecny premier nazwał „antypaństwową wrogą siłą”, a jego działanie z czasu konfliktu (z pamiętnym żuciem krawata podczas wywiadu na żywo w BBC) „haniebnym” i „tchórzliwym”.

Opinia o odpowiedzialności Saakaszwilego za konflikt z 2008 r. nie jest odosobnionym głosem obecnych władz Gruzji, które „kolektywny Zachód” zgodnie uważa za prorosyjskie. W 2009 r. specjalna misja Unii Europejskiej, złożona z niezależnych ekspertów pod kierownictwem szwajcarskiej dyplomatki Heidi Tagliavini, stwierdziła, że obie strony dopuszczały się prowokacji, a rosyjska reakcja była niewspółmierna i naruszyła prawo międzynarodowe. Niemniej jednak bezpośrednią przyczyną wybuchu wojny było ostrzelanie przez gruzińską ciężką artylerię osetyjskiej stolicy Cchinwali.

„Był to naprawdę antynarodowy rząd, który nie dbał o zjednoczenie Gruzji ani ochronę naszego narodu i racji stanu; rząd, który troszczył się tylko o własne interesy i zdradzał interes kraju”, powiedział premier Garibaszwili, dodając, że odzyskanie wszystkich gruzińskich ziem można osiągnąć jedynie dzięki „rozsądnej i pokojowej” polityce, którą prowadzi jego gabinet. Ta polityka budzi na „kolektywnym Zachodzie” kolektywne oburzenie.

Po ataku Rosji na Ukrainę z lutego 2022 r. gruziński rząd udzielał Ukraińcom pomocy humanitarnej, przyjmował uchodźców, głosował na forum międzynarodowym za proukraińskimi rezolucjami. Tym, czego nie zrobił, było przyłączenie się do sankcji. Nie wspierał też Ukrainy militarnie. Jak wyjaśniał Nikoloz Samcharadze, przewodniczący komisji spraw zagranicznych gruzińskiego parlamentu, „Gruzja jest krajem najbardziej na świecie narażonym na rosyjską agresję. Rosyjskie wojska stacjonują 30 km od centrum Tbilisi. Gruzja i tak boksuje powyżej swojej wagi, kiedy wspiera Ukrainę na forum dyplomatycznym, politycznym i humanitarnym”.

Marzenie wygrywa wybory

Kiedy premier Garibaszwili ogłosił, że Gruzja nie przystąpi do sankcji wobec Rosji, ponieważ zaszkodzi to gospodarce kraju i może doprowadzić do eskalacji, a nawet wojny z Rosją, Parlament Europejski zażądał nałożenia osobistych sankcji na miliardera Bidzinę Iwaniszwilego, byłego premiera i założyciela rządzącego Gruzją od 2012 r. Gruzińskiego Marzenia. Iwaniszwili miał być ukarany za to, że „określił stanowisko obecnego rządu Gruzji wobec sankcji na Rosję”, co skądinąd doprowadziło do rozpadu partii i utraty przez rząd formalnej większości parlamentarnej. Czterech posłów opuściło klub i powołało partię Siła Ludu, która znacznie ostrzej wypowiada się o ingerencji UE i USA w wewnętrzne sprawy Gruzji. Rozpad może zresztą być pozorny – Siła Ludu nadal głosuje z rządem.

Problem z postawą Ameryki i Europy jest taki, że Gruzińskie Marzenie wygrało wszystkie wybory od 2012 r. – w sumie pięć razy – i żadni obserwatorzy międzynarodowi nigdy nie podważali legalności tego zwycięstwa. Były pewne zastrzeżenia co do „wywierania nacisków na elektorat” czy „zacierania granicy między państwem a partią rządzącą” (znamy to z własnego podwórka), lecz ani OBWE, ani żadna inna misja nie stwierdziły, że wybory zostały sfałszowane. Co oznacza, że przypisujemy sobie prawo do pouczania Gruzinów, na kogo powinni głosować.

Dodatkowy problem jest taki, że – wedle informacji amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości – płaci nam za to Saakaszwili. A dokładnie jego matka. Zgodnie z amerykańską ustawą o rejestracji zagranicznych agentów firmy lobbujące na rzecz podmiotów spoza USA muszą ujawniać swoje wpływy, a także wydatki. W lipcu tego roku kancelaria prawna Akerman poinformowała, że od Giuli Alasanii, matki Saakaszwilego, otrzymała 917 177 dol. i za te pieniądze m.in. opracowała szkic rezolucji Parlamentu Europejskiego potępiającej Gruzję za uwięzienie byłego prezydenta, przygotowała i umieszczała w mediach teksty na temat tragicznego stanu jego zdrowia, inspirowała też polityków do występowania w jego obronie, wpłacając pieniądze na ich fundusze kampanijne. Zresztą Akerman dotarł nie tylko do amerykańskich polityków i dyplomatów – na jego liście kontaktów jest chociażby Dmytro Kułeba, szef ukraińskiego MSZ.

Obrońcy Saakaszwilego twierdzą, że jego uwięzienie to wendeta wrogów politycznych. Teza ta jednak jest cokolwiek dyskusyjna. Były prezydent Gruzji odsiaduje sześć lat za dwa przestępstwa związane z nadużyciem władzy (cztery kolejne procesy są w toku). Pierwsze to udział w spisku na rzecz ukrycia prawdziwych sprawców zabójstwa Sandra Girgwlianiego, drugie dotyczy skatowania przez służby specjalne posła opozycji Walerego Gelaszwilego.

Zabity i pobity

Zwłoki 28-letniego Sandra Girgwlianiego zostały znalezione nad ranem 28 stycznia 2006 r. na cmentarzu Okrokana na przedmieściach Tbilisi. Śledztwo wykazało, że poprzedniego dnia Girgwliani był ze swoją dziewczyną w knajpie, w której odbywały się urodziny urzędnika MSW wysokiego szczebla. Dziewczyna znała biesiadników i dosiadła się do ich stolika, a zazdrosny Girgwliani zapytał ją, dlaczego „siedzi z tym pedziem”, wskazując rzecznika MSW Gurama Donadzego. Po wymianie afrontów Sandro wyszedł z knajpy z przyjacielem, Levanem Buchaidzem. Za drzwiami zostali napadnięci przez czterech mężczyzn, zapakowani do mercedesa i wywiezieni za miasto. Buchaidzego napastnicy pobili, rozebrali do naga i wypuścili – Girgwliani został zakatowany na śmierć.

W śledztwie Buchaidze nie miał wątpliwości, że jednym z napastników był Oleg Mielnikow, wiceszef Departamentu Bezpieczeństwa Konstytucyjnego MSW. Mimo to sąd uznał, że w napaści brało udział tylko czterech policjantów niższego szczebla, którzy przyznali się do winy, dostali wyroki po siedem-osiem lat więzienia i szybko zostali ułaskawieni przez prezydenta. Masowe protesty przeciw ministrowi spraw wewnętrznych, który ten skandal wywołał, Saakaszwili określił jako „śmieszne”.

Rodzina Girgwlianiego, domagając się sprawiedliwości, zawędrowała aż do Strasburga. W kwietniu 2011 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w wyroku w sprawie Enukidze i Girgwliani przeciwko Gruzji stwierdził, że jest „zaskoczony” tym, jak „gruzińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, prokuratura, Departament Więziennictwa, a nawet sądy i sam prezydent Saakaszwili działali wspólnie, zapobiegając wymierzeniu sprawiedliwości w tej makabrycznej sprawie”.

W 2014 r. Mielnikow poszedł na układ z prokuraturą i zeznał, że 28 stycznia, bezpośrednio po zabójstwie, jego szef, dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Konstytucyjnego Dawit Achalaia – kierujący akcją zatłuczenia Girgwlianiego – odwiedził prezydenta Saakaszwilego i razem ustalili, że winę wezmą na siebie prości policjanci, których prezydent następnie ułaskawi. I tak się stało.

Drugi wyrok dotyczy sprawy posła opozycji, który udzielił niepochlebnego wywiadu na temat prezydenta dziennikowi „Rezonansi”. Walery Gelaszwili 14 lipca 2004 r. został napadnięty przez funkcjonariuszy służb specjalnych, którzy stłukli go na miazgę kolbami karabinów, powodując „trwałe zniekształcenia twarzy”, a do tego ukradli mu portfel. Proces wykazał, że Saakaszwili najpierw polecił ukaranie bluźniercy ówczesnemu ministrowi obrony Irakliemu Okruaszwilemu, ale ten odmówił. Wobec czego prezydent zwrócił się do ministra spraw wewnętrznych Wana Merabiszwilego oraz szefa służb specjalnych, którym był Erekle Kodua. Ci nie mieli podobnych skrupułów. W 2014 r., kiedy proces się rozpoczął, komisja zachodnich ekspertów, w skład której wchodzili były prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii sir Geoffrey Nice, były prokurator generalny Izraela Mosze Lador i Paul Coffey, były szef Sekcji Przestępczości Zorganizowanej Departamentu Sprawiedliwości USA, stwierdziła, że „dochodzenie jest prowadzone w dobrej wierze i w sposób profesjonalny”.

Botoks i depilacja w służbie narodu

Pozostałe procesy toczące się przeciw Saakaszwilemu dotyczą różnych innych przejawów „kacykostwa”. Szczególnie zabawne jest zdefraudowanie 5 mln dol. z budżetu kancelarii prezydenta, z czego ponad 450 tys. poszło na antyzmarszczkowe zastrzyki z botoksu i depilację laserową dla prezydenta i jego rodziny. W odpowiedzi na zarzuty Saakaszwili ogłosił, że jego wydatki były niezbędne do poprawienia międzynarodowego wizerunku Gruzji i przyciągnięcia zachodnich inwestorów. Oraz że jest oburzony, bo prezydencki budżet przeznaczony na opiekę medyczną jest w każdym kraju wiadomością poufną. Po postawieniu mu zarzutów dotyczących ekskluzywnego stylu życia na koszt podatników Saakaszwili strzelił focha i odesłał nowemu premierowi sześć garniturów i kaszmirowy płaszcz, które zostały wymienione wśród nieuzasadnionych zakupów.

Również opowieść o tym, że Saakaszwili jest „więźniem Putina” i – jak to ujął prezydent Zełenski – „naszym obywatelem”, którego „Rosja zabija rękami władz w Tbilisi”, budzi pewne faktograficzne wątpliwości.

Obywatelstwo Saakaszwilego jest zmienne – były prezydent, uciekając z Gruzji, przyjął paszport ukraiński i równocześnie zrezygnował z gruzińskiego, co najpewniej miało związek ze stawianymi mu w ojczyźnie zarzutami. Poroszenko, który dał Saakaszwilemu ukraińskie obywatelstwo, później mu je odebrał w wyniku konfliktu politycznego, a Zełenski, który swoją kampanię oparł na byciu „anty-Poroszenką” – oddał. Co nie ocaliło Saakaszwilego przed więzieniem w Gruzji, do której wrócił nielegalnie w 2021 r., przekonany, że lud wyjdzie mu naprzeciw. Lud się nie stawił.

Parę tygodni temu usłyszeliśmy o awanturze wywołanej faktem, że premier Morawiecki – ogłaszając, iż „nie zostawiamy przyjaciół w potrzebie” – wysłał do Tbilisi lekarzy z Zespołu Pomocy Humanitarno-Medycznej, żeby zbadali źle wyglądającego Saakaszwilego, którego kolejne głodówki odchudziły o 50 kg. Jeden z lekarzy usiłował w zawiniątku w bucie wynieść pobraną oficjalnie, za zgodą gruzińskich władz, próbkę, co zostało nagrane przez kamerę przemysłową i wywołało incydent dyplomatyczny; ciągle nie wiemy, jaki był cel tego dziwacznego działania.

Nawiasem mówiąc, nie tylko kolejne instancje sądów gruzińskich, ale także Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, odrzuciły skargę Saakaszwilego na tortury i nieludzkie traktowanie. ETPC nie nakazał zwolnienia byłego prezydenta z więzienia i przeniesienia na leczenie do innego kraju (czytaj: Polski). Głównie dlatego, że zły stan zdrowia Saakaszwilego, aktualnie leczonego w prywatnej klinice Vivamed, jest efektem jego własnych działań. Klinika wyjaśnia, że „pacjent je 300-400 kalorii dziennie” i „rezygnuje z proponowanego toku leczenia, zwłaszcza jeśli ten czy inny lek lub zabieg ma pozytywny wpływ na jego subiektywne lub obiektywne dane”. Nikt zatem nie torturuje Saakaszwilego, Saakaszwili torturuje się sam, żeby zaszantażować Gruzję.

Gruzja wydaje się zaskakująco odporna na szantaż. Europa – zwłaszcza Wschodnia – nieco mniej. Ale wygląda na to, że nawet PiS zaczyna rozumieć, że z Saakaszwilim nie jest mu do twarzy.

Fot. Reuters/Forum

Wydanie: 2023, 34/2023

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy