Prof. Karol Modzelewski Po katastrofie smoleńskiej poszedłem na mszę za duszę Izy Jarugi-Nowackiej. Znalazłem się obok gen. Jaruzelskiego. Przyszedł moment, przekazaliśmy sobie znak pokoju, na co był wielki czas – Zaskoczyła pana decyzja prezydenta Komorowskiego, gdy przed wizytą prezydenta Miedwiediewa zaprosił na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego gen. Jaruzelskiego? – Myślę, że to był świadomy krok, bardzo przemyślana decyzja. Została ona umieszczona w ramach szerszej inicjatywy, żeby zaprosić wszystkich byłych prezydentów i wszystkich byłych premierów wolnej Polski. Czyli nie chodziło o to, żeby zaprosić specjalnie gen. Jaruzelskiego, tylko pokazać, że Jaruzelski w takiej sytuacji nie jest wykluczony. Że nie ma szlabanu. A czy to mnie zaskoczyło? Trochę tak. Bo wprawdzie głosowałem w pierwszej i drugiej turze wyborów na Bronisława Komorowskiego, ale gdybym wiedział, że on taką decyzję podejmie – głosowałbym tym bardziej! – Dlaczego? – Jaki jest sens tej decyzji? Jest to krok w stronę zasypania wewnętrznego pęknięcia historycznego w polskim narodzie. Celowo nie mówię: w społeczeństwie – lecz w narodzie. Krok w kierunku odtworzenia… – Jedności? – To słowo ma złą konotację. Powiedziałbym raczej: odtworzenia więzi między różnymi orientacjami, które są w społeczeństwie polskim i które, jeżeli różnice między nimi są pęknięciami, nad którymi nie ma bodaj kładki, łamią poczucie wspólnoty narodu. Utrzymanie lub przywracanie więzi jest potrzebne. W Polsce, odkąd mamy wiarygodne sondaże, widać wyraźnie, że w ocenie gen. Jaruzelskiego i w ocenie stanu wojennego Polacy są podzieleni. Po równo, nie po równo, w każdym razie znaczna część Polaków akceptuje Jaruzelskiego i jego decyzję o stanie wojennym. A bardzo znaczna część Polaków traktuje tę decyzję tak, jak my ją wtedy traktowaliśmy, tak jak ja ją przeżyłem. – Jako wojnę z narodem? – Oczywiście! Jeżeli wybucha wojna, to się używa wojennej retoryki. Odruchowo. To nie było wykoncypowane w jakimś sztabie. Wszystkim przyszło do głowy! Ale wojna się skończyła. Naród nie może trwać w stanie wewnętrznej wojny. I trzeba coś zrobić, żeby ten rów zasypywać. Bo on, jak widać po reakcjach, ciągle jest. – Pan zasypał ten rów. – Poszedłem po prostu na mszę do kościoła, jak Pan Bóg przykazał. – ? – Bardzo lubiłem Izę Jarugę-Nowacką i po katastrofie smoleńskiej poszedłem na mszę za jej duszę, do kościoła św. Karola Boromeusza na Powązkach. No i tam któryś z SLD-owskich działaczy wyciągnął mnie z kruchty do pierwszego rzędu, tam krzesełka były. I znalazłem się obok gen. Jaruzelskiego. Przyszedł moment, przekazaliśmy sobie znak pokoju, na co był wielki czas. Znaki pokoju, znaki wojny – Gest prezydenta Komorowskiego też był znakiem pokoju? – Myślę, że ze strony Komorowskiego to był gest symboliczny. Tu nie chodziło o to, żeby się radzić gen. Jaruzelskiego, jak postępować z Rosjanami, w ogóle nie o to chodzi. Chodzi o manifestację woli przezwyciężenia głębokich pęknięć w społeczeństwie polskim, które naruszają wspólnotę narodową i osłabiają nas. Wewnątrz i na zewnątrz. – Prezydent zasypuje podział z lewej strony, a z prawej rośnie mu wyrwa. Bo Kaczyński z Olszewskim na spotkanie w RBN nie przyszli. – Bo oni żyją z tego podziału. Nie będą więc go zasypywać, lecz pogłębiać. Taki mają pomysł na życie polityczne. Zwłaszcza Jarek Kaczyński. Olszewski jest bardziej emocjonalny, Jarek kalkuluje zawsze, jest bardzo chłodny. – Nie widać tego, że chłodny. – To dobrze gra! Niektórzy Polacy uważają, że Jaruzelski był zbrodniarzem, inni, że był bohaterem, jeszcze inni, że człowiekiem, który nie miał wyjścia, oceny są różne. Wokół tego jest pęknięcie. I Kaczyński na to gra. A gra przecież różnie. W kampanii powiedział, że patriotą był Gierek. Uważam, że ma rację, Gierek był patriotą, na swój sposób, rzecz jasna. Ostatnio dodał, że Gomułka też był patriotą. Jakkolwiek nie mam specjalnie ciepłych wspomnień o Gomułce, bo tego, co wielu kolegów odkryło dopiero za Jaruzelskiego, ja zaznałem już za Gomułki… Ale uważam, że był patriotą. I nawet, jako patriota, mógł zrobić więcej niż Gierek i więcej niż Jaruzelski. – Dlaczego? – Proszę pamiętać, że Jaruzelski i Kania, grając na zwłokę w kwestii stanu wojennego latem i we wrześniu 1981 r., stanęli w sytuacji, kiedy przeciwko sobie mieli nie tylko Moskwę, lecz także kierownicze kadry partii, dowódcze kadry wojska, milicji i bezpieki. Gomułka w roku 1956 miał za sobą partię. Miał
Tagi:
Robert Walenciak