Co kuleje w scenariuszu, będzie kulało na ekranie

Co kuleje w scenariuszu, będzie kulało na ekranie

Scenarzystka we mnie uczy pokory aktorkę Gabriela Muskała – aktorka, dramatopisarka, scenarzystka Co widzi aktor, czego nie widzi scenarzysta? To tytuł panelu, w którym wzięłaś udział na tegorocznym festiwalu Script Fiesta. Potraktujmy go jak pytanie. Co zatem jako aktorka widzisz, czego nie zobaczysz jako scenarzystka? – W moim przypadku to rodzaj symbiozy, czego niedowidzi scenarzystka, dostrzeże aktorka. I odwrotnie. Na pewno pomaga to, że jako aktorka i scenarzystka biorę się tylko do tematów, które mnie interesują i w których naprawdę mam coś do powiedzenia. To moja zasada. Po tylu latach bycia przed kamerą i doświadczania procesu budowania ról, analizowania setek tekstów, rozbierania ich na części pierwsze, wiem, na czym to polega również z tej drugiej strony. Zawodową aktorką jestem od ponad 30 lat, ale jestem też współautorką kilku dramatów pisanych z moją siostrą Moniką, jak i autorką dwóch scenariuszy filmowych, więc mam mocno wyrobione pióro. W takim razie co tobie jako autorce scenariuszy dało bycie aktorką i odwrotnie? – Jestem bardziej czuła nie tylko dla postaci, które tworzę, ale także dla historii, w których są osadzone. A przede wszystkim dla dramaturgii, która jest szkieletem historii. Zwracam uwagę na to, żeby role wypełniające scenariusz nie były jałowe, tylko pełnokrwiste, wielowymiarowe, żeby miały ciekawe życie wewnętrzne, ciekawą drogę z punktu A do punktu B. Aktorka we mnie zapala mi lampkę kontrolną, bym jako scenarzystka pamiętała, że materiał aktorski, nawet w najmniejszej roli, powinien być atrakcyjny, inspirujący, że to nie może szeleścić papierem. Ale scenarzystka we mnie już wie, że każda, nawet najgłówniejsza rola to tylko element budulca, układanki, historii, skomplikowanego wzoru matematycznego, jakim jest scenariusz. Jego rozwiązanie będzie momentem spełnienia lub rozczarowania dla widzów. Scenarzystka we mnie uczy pokory aktorkę. A czego uczy się od aktorki reżyserka? – Myślę, że ktoś, kto nigdy nie był aktorem, może tylko wyobrazić sobie, czego aktor, w tej najgłębszej tkance, potrzebuje do emocjonalnego uruchomienia. Reżyserując, czerpię z własnych doświadczeń aktorskich. Czuję empatię wobec aktorów i bardzo zwracam uwagę na to, by koszt emocji, które generują na scenie czy przed kamerą, nie był dla nich prywatnie wyniszczający. Tak samo jest z pisaniem. Z doświadczenia wiem, czego potrzebuje postać i dlaczego pewne role aktorów uskrzydlają, a inne nie potrafią zainspirować. I dlaczego w tym drugim przypadku nie pomoże największy nawet aktorski talent. Niestety, to, co kuleje w scenariuszu, będzie kulało też na ekranie. I to dotyczy zarówno poszczególnych ról, wątków, jak i całej konstrukcji. Pamiętam o tym wszystkim, pisząc. Bo potem aktorzy mogą się szarpać na lewo i prawo i właściwie napisać sobie na nowo swoją postać, by ratować niedopracowane w scenariuszach role. Ale nawet jeśli uratujemy samą rolę, będzie to świetna rola w słabym scenariuszu, a co za tym idzie w filmie, więc tak naprawdę trochę praca wyrzucona w błoto. I wątpliwa aktorska satysfakcja. Poza tym, że jesteś autorką dramatów i scenariuszy, jesteś też widzem. Czy bywasz widzem wymagającym i podczas oglądania filmu dostrzegasz braki scenariuszowe? – Kiedyś, gdy tylko grałam, męczyło mnie oczywiście tzw. zboczenie zawodowe: albo byłam zachwycona i dawałam się pochłonąć historii, albo analizowałam, dlaczego w jakichś kreacjach aktorskich coś mi zgrzyta. Myślałam, czy aktor/aktorka są dobrze, czy źle obsadzeni. Od kiedy zaczęłam pisać, łapię się na tym, że w teatrze czy w kinie przeszkadza mi czasami w wejściu w historię świadomość mielizn w scenariuszu, „wypełniaczy”, czyli scen o niczym, albo to, że historia zbacza w nieciekawym kierunku czy ma przewidywalne zakończenie. Kiedy z kolei zaczęłam reżyserować, najpierw w teatrze, a potem w filmie, zwracam uwagę na rozwiązania reżyserskie. Ale wiem jedno i to mi potwierdziła praca nad „Błaznami” – że podstawą jest dobry scenariusz. Przymykanie oka na niedopracowane teksty jest najgorszym grzechem realizatorów. Liczenie, że podczas zdjęć lub już w montażu coś się uratuje, załata, jest błędem. Lepiej więcej czasu poświęcić na dopracowanie scenariusza, niż wydawać później krocie na realizowanie scen, które i tak wypadną z filmu w procesie montażu. Czytasz dużo scenariuszy. Czy dużo propozycji ról odrzucasz na ich podstawie? Po czym poznać dobry scenariusz? – Dobry scenariusz to taki, który wyrzuca mnie z mojej orbity i pozwala zapomnieć, że oto jestem tu i teraz i czytam właśnie scenariusz. To historia napisana w taki sposób, że zabiera mnie w podróż, w czasie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2024, 2024

Kategorie: Kraj