Co ma grzyb do płetwala błękitnego

Co ma grzyb do płetwala błękitnego

W świecie porostów i grzybów

Pełno ich, a jakoby niczego nie było

Jest ich na świecie ok. 17 tys. gatunków. Są prawie wszędzie: rosną na ziemi i na korze drzew, na kamykach, kamieniach, głazach i ścianach skalnych w górach, na strzechach, dachówkach, ścianach domów, betonowych słupach i słupkach, na… Zdecydowanie prościej i krócej byłoby powiedzieć, gdzie ich nie ma: nie spotkamy ich w wodach, z wyjątkiem kamieni w bystro płynących potokach, nie ma ich także na ziemi na polach uprawnych oraz na świeżych i wilgotnych łąkach.

Niektóre są tak małe, że można dostrzec je tylko pod szkłem silnie powiększającej lupy, natomiast największe dorastają do 30-50 cm średnicy. Rekordzista może osiągnąć nawet 10 m długości. Unikają miejsc o silnie zanieczyszczonym powietrzu, ale tam, gdzie toksyn jest mniej, możemy spostrzec je na każdym pniu drzewa w lesie i przy drodze, na każdym kamieniu i głazie. Często występują w ilościach tak dużych, że spod ich plech nie widać kory drzew, a skałom oglądanym z odległości nawet kilometra nadają barwę. A jednocześnie, chociaż prawie zawsze są w naszym otoczeniu, wcale ich nie znamy i nie zauważamy w czasie naszych podróży, wędrówek, spacerów i wypraw. Porosty na pniu palmy nad Amazonką malują obraz godny Luwru.

Po tym wstępie czas wyjawić, że dotyczy on porostów. Od dawna przymierzałem się do napisania o tych organizmach, którymi zajmuję się zawodowo. Porosty to bardzo szczególne grzyby; w ich plechach żyją jednokomórkowe glony – zielenice lub nitkowate sinozielone cyanobakterie zwane też sinicami.

Połączenie grzyba i glonu jest tak silne, że z dwóch organizmów powstaje jedna nierozerwalna całość.

Aż prosiłoby się nazwać to symbiozą (niestety, tak często jest napisane w podręcznikach), gdyby nie to, że grzyb wytwarza ssawki i przylgi, którymi przyczepia się lub wnika do komórek samożywnego partnera – czyli zachowuje się jak typowy pasożyt. Biolodzy układ ten nazywają często niewolnictwem (grzyb jest tu panem), chociaż w rzeczywistości stosunek obu partnerów jest najbardziej podobny do układu, jaki tworzą na górskiej hali baca i jego owce. Grzyb – baca dba o swoje glony – owieczki, korzysta z cukrów, które wyprodukują one w procesie fotosyntezy, tak jak góral z mleka owczego, ale jednocześnie zdarza się często, że „zjada” komórkę partnera (kto widział bacę wegetarianina?).

To, że porosty prawie nie istnieją w naszej świadomości, nie świadczy o ich znikomym znaczeniu w przyrodzie i dla nas. Jest wręcz przeciwnie. Najbardziej znanym przykładem są położone na dalekiej północy „pastwiska” dla reniferów i karibu; znaczną część pożywienia tych dużych zwierząt stanowią porosty. Niektóre gatunki drobnych zwierząt bezkręgowych odżywiają się wyłącznie porostami. Ptaki bardzo często wplatają plechy porostów w gniazda lub tworzą z nich podściółkę dla piskląt. Ma to znaczenie zarówno maskujące, jak i ochronne. Niektóre chrząszcze południowoafrykańskie zrywają kawałki plech i przyczepiają sobie na grzbiecie, tworząc idealny kamuflaż.

Większość gatunków porostów produkuje substancje chemiczne, które mają właściwości antybiotyczne. Pod ich plechami jest kilka tysięcy razy mniej bakterii niż w miejscach pozbawionych porostów.

Człowiek odkrył to już bardzo dawno i w medycynie ludowej licznych krajów europejskich niektóre gatunki porostów są wykorzystywane od co najmniej kilkuset lat, na przykład płucnica islandzka (niekiedy zwana mchem islandzkim); preparaty z niej robione do dzisiaj można spotkać w aptekach, a w Skandynawii zmieloną płucnicę dodaje się do pieczywa. Z plech kilku śródziemnomorskich porostów otrzymuje się lakmus (niebieski naturalny barwnik), a z pospolitej również u nas mąkli tarniowej – utrwalacze zapachów, wykorzystywane w najbardziej markowych perfumach. Północnoamerykańscy Indianie przygotowywali – jako zapasy na zimę – suszone plechy krzaczkowatych porostów z rodzaju włostka. Biblijna manna to także porost – dzbanusznik jadalny. Takich przykładów można mnożyć dziesiątki.

Współcześnie porosty stały się najbardziej znane jako wskaźniki czystości powietrza. Okazało się, że te dwuskładnikowe organizmy bardzo szybko i wyraźnie reagują na wzrost stężenia substancji toksycznych w powietrzu i po prostu giną. W Polsce znaleziono do tej pory ponad 1700 gatunków porostów, a na czerwonej liście porostów wymarłych, ginących i zagrożonych znalazło się ich ok. 800.

Z 35 gatunków pięknych, krzaczkowatych brodaczek około dwóch trzecich już wyginęło w naszym kraju, a znalezienie pozostałych na większości obszaru graniczy z cudem. Jeżeli zobaczymy gdzieś na korze drzewa szare, zielonawe i brązowawe, skorupiaste, listkowate lub krzaczkowate plechy porostów, to możemy być pewni, że powietrze w okolicy jest czyste.

We Wrocławiu, gdzie obecnie mieszkam, kora drzew w prawie całym mieście jest pozbawiona porostów. Dlatego z tak dużą przyjemnością przyjeżdżam na Suwalszczyznę i do Suwałk, gdzie nawet w parku w centrum i na pniach przyulicznych drzew na Kościuszki i Wigierskiej można jeszcze znaleźć liczne porosty. Obserwujmy je bacznie, bo gdy ich zabraknie, to pozostanie już tylko pomyśleć o częstszych wycieczkach za miasto lub o przeprowadzce do Trakiszek.

Grzyb nasz powszedni

Grzyb jaki jest, każdy widzi. Ale czy na pewno? Czy grzyb jest właśnie taki, jakim go widzimy w lesie w czasie grzybobrania, albo w sklepie, mówiąc: – Poproszę 20 deka pieczarek?

To, co zbieramy, kupujemy, a czasami – tak od niechcenia – kopniemy w czasie spaceru po lesie, to tylko owocnik, który zawiera zarodniki i dzięki któremu grzyb ma szansę doczekać się potomstwa (szansę, którą zbyt często mu odbieramy). Na co dzień grzyby postrzegamy przez pryzmat ich przydatności dla nas: jadalne lub trujące. Pleśń na chlebie lub w słoiku z przetworami jest dla nas po prostu pleśnią, a nie jakimś tam grzybem.

Do tej pory opisano ok. 100 tys. gatunków grzybów, ale tylko niewielka część z nich wytwarza dostrzegalne przez nas owocniki. Niektóre nie robią tego nigdy, a owocniki innych są z kolei bardzo małe i trudne do zauważenia. A na świecie żyje prawdopodobnie co najmniej 1,5 mln gatunków grzybów. Uwzględniając tempo, w jakim się obecnie opisuje nowe gatunki, wszystkie grzyby świata poznamy nie wcześniej niż za ok. 900 lat. Chciałoby się powiedzieć: no i dobrze, niech zajmują się tym naukowcy, a nam wystarczą pieczarki i – w ostateczności – boczniaki. Problem tylko w tym, że grzyby nie należą do organizmów, które można zlekceważyć, chociażby dlatego, że życie na Ziemi bez nich byłoby niemożliwe. Prawie wszystkie rośliny kwiatowe (i wiele zarodnikowych) współżyją z grzybami; jest to tzw. mikoryza. Niekiedy ten związek jest tak ścisły, że roślina bez „zaprzyjaźnionego” grzyba nie ma żadnych szans na rozwój. Dotyczy to na przykład storczyków, stąd przez wiele lat trwające niepowodzenia w hodowli storczyków. Żaden widłak nie wyrósłby bez symbiotycznego grzyba. Być może rośliny nigdy nie opanowałyby lądów, gdyby nie pomoc grzybów mikoryzowych, które pierwszym, delikatnym roślinom umożliwiły życie w skrajnie trudnych – w porównaniu z wodą – warunkach lądowych, wspomagając je dostawami wody i soli mineralnych.

Grzybów nie można też zlekceważyć z innego powodu. Straty gospodarcze wywołane przez grzyby idą w miliardy dolarów rocznie w skali świata. Grzyby mogą skonsumować wszystko: ubrania, produkty żywnościowe, meble, książki, a nawet tworzywa sztuczne. Są pasożytami roślin, zarówno tych dziko rosnących, jak i mających podstawowe znaczenie gospodarcze (jak zboża). Każda roślina ma co najmniej jednego grzybowego pasożyta. Atakują również zwierzęta, nie oszczędzając tego najmądrzejszego z nich, jakim jest człowiek; świadczy o tym powszechność grzybic i kolejki w poradniach dermatologicznych. W powietrzu unoszą się tysiące zarodników, którymi oddychamy. U niektórych ludzi wywołują one odczyny alergiczne, a jednocześnie sprawiają, że w czystej kuchni na odłożonej na kilka dni kromce chleba pojawia się pleśń.

Przestrzeń nas otaczająca pełna jest grzybów, których nie dostrzegamy na co dzień. Są przyczyną wielu kłopotów, ale także licznych radości – dla oczu i dla podniebienia, a tak mało o nich wiemy.

A może spróbujmy popatrzeć na świat „oczami” grzyba?

Życie grzyba jest najeżone przeszkodami, przy których większość naszych kłopotów życiowych wydaje się błahostką. Jak wygląda na przykład prywatne życie borowika? Jeden owocnik wytwarza na dolnej stronie kapelusza kilka milionów zarodników mikroskopijnej wielkości. Roznoszone przez wiatr rozlatują się na wszystkie strony świata. Duża część trafia poza lasy, na pola, łąki, do wód jezior i rzek, na torfowiska, na ulice miast. Żaden z nich nie ma tam szans na rozwój.

Te zarodniki, które wiatr zostawi w lesie, kiełkują w cienkie, białawe długie nici (tzw. strzępki). Przestrzeń, w której wyrosły, jest już wypełniona przez organizmy: inne grzyby, rośliny, zwierzęta, bakterie. Każdy z każdym walczy o wodę, sole mineralne, o odrobinę miejsca na rozwój. Jak zawsze, wygrywają najsilniejsi, do których na pewno nie należy nasz borowik ze swoimi delikatnymi strzępkami. Ale części zarodników udaje się, chociaż jest to zaledwie ułamek procenta (jeden zarodnik na milion?) spośród tych, które rozpoczęły swoją wędrówkę na skrzydłach wiatru. Rosną dalej, tworząc skomplikowaną, rozgałęzioną sieć w ziemi; jest to główna, a jednocześnie zupełnie nieznana postać borowika.

Część strzępek wrasta w korzenie drzew: sosen, dębów i innych, tworząc układy partnerskie, z których korzyści czerpią i grzyb, i drzewo. I tylko raz na rok borowik ujawnia się na powierzchni ziemi, wytwarzając owocniki; tak zamyka się jeden cykl, a rozpoczyna kolejny.

A co ma grzyb do płetwala błękitnego? Ten ssak uważany jest za największy żyjący organizm na Ziemi, który może osiągać do 90 ton masy. Ale przy jednym z grzybów ten potężny wieloryb wyglądałby jak pchła na dużym psie; w Ameryce Północnej znaleziono okaz opieńki ciemnej Armillaria ostoyae, który zajmował powierzchnię kilku kilometrów kwadratowych, a masę jego podziemnych strzępek oszacowano na ok. 40 tys. ton.

Opis powyższy wyjaśnia też, dlaczego borowiki (i inne grzyby mające duże owocniki, w tym jadalne) są coraz rzadsze. W dużej części nie dajemy im szans, corocznie wynosząc z lasów tony owocników brzemiennych zarodnikami. Zmieniamy siedliska, emitujemy zanieczyszczenia, które kumulują się w grzybniach, zatruwając je stopniowo. Bezpośrednio lub pośrednio prowadzimy wojnę z grzybami. Wojnę, w której mamy małe szanse na wygraną, ponieważ większość wystrzelonych pocisków trafia w grzyby będące naszymi sprzymierzeńcami, a pasożyty i te, które niszczą nasze produkty, mają się nie najgorzej.

Życie z grzybami na jednej planecie nie jest łatwe. Realizując swoje podstawowe funkcje życiowe będą one dalej wielokrotnie psuły nam humor, niszcząc cenny starodruk albo słoik ulubionego dżemu. Należy im się jednak od nas szacunek, jak każdemu organizmowi. A poza tym, dlaczego pozbawiać się możliwości, że ktoś kiedyś napisze znowu o grzybach takie strofy jak Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”:

Surojadki srebrzyste, żółte i czerwone,

Niby czareczki różnym winem napełnione;

Koźlak, jak przewrócone kubka dno wypukłe,

Lejki, jako szampańskie kieliszki wysmukłe,

Bielaki krągłe, białe, szerokie i płaskie,

Jakby mlekiem nalane filiżanki saskie, (…)

A kto (…)

Zagniewany, grzyb złamie albo nogą kopnie;

Tak szpecąc trawę, czyni bardzo nieroztropnie.

(Księga III, w. 276-281, 287-289)

Fragmenty książki Wiesława Fałtynowicza O czym szumią wężymordy, Paśny Buriat, Kielce 2023

Wydanie: 2023, 37/2023

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy