Co nam wolno wiedzieć o Niemczech

Co nam wolno wiedzieć  o Niemczech

Dla rządzących silny Instytut Zachodni to kula u nogi– Jedyna nadzieja dla Instytutu Zachodniego to odsunięcie obecnych władz w najbliższych wyborach parlamentarnych! – tak prof. Stanisław Żerko zareagował na wiadomość o tym, że Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego po raz kolejny obcięło dotację na działalność instytutu. Trudno się dziwić jego irytacji, skoro budżet placówki zmniejszył się z ok. 2,4 mln zł w 2010 r. do ok. 870 tys. zł obecnie. Redukcja wyniosła więc dwie trzecie w ciągu czterech lat! Dla instytucji i tak ledwo wiążącej koniec z końcem oznacza to kolejne cięcia etatów i pensji. – Zarabiam teraz jako profesor 1591 zł netto i boję się, że nawet ta pensja zostanie obcięta do minimalnej krajowej – oburza się Żerko. – Wszystko jest lepsze niż stan obecny! Dla porównania: budżet Instytutu Pamięci Narodowej wynosi ok. 240 mln zł, a średnia miesięcznych zarobków jego pracowników znacznie przekracza 5 tys. zł. Instytut Zachodni to kawał historii polskiej nauki. Od ponad 70 lat zajmuje się problematyką niemiecką, a efekty jego badań stanowią merytoryczną podbudowę naszych relacji z Berlinem. Wydawałoby się więc, że byt IZ powinien leżeć na sercu rządzącym. Tymczasem nie wiadomo, czy instytut przetrwa do końca roku. Wspomnienie po latach świetności Obecnie w IZ pracuje ośmiu profesorów i tyle samo adiunktów ze stopniem doktora, podczas gdy w latach świetności zatrudniano 50 naukowców. A i tak los większości pracowników jest niepewny. Z pensją poniżej 1,3 tys. zł netto trudno przeżyć, a co dopiero utrzymać rodzinę. Nie wspominając już o prowadzeniu badań naukowych. Gdyby nie wynajem biur w jego siedzibie, IZ już dawno podzieliłby los innych placówek badawczych, takich jak Instytut Śląski czy Ośrodek Badań Naukowych w Olsztynie, które dziś istnieją tylko na papierze. Jak część zatrudnionych w instytucie prof. Żerko pracuje także na uczelni, nie każdy jednak ma szansę załapać się na etat wykładowcy. Wraz z niżem demograficznym szkół wyższych ubywa, a te, które istnieją, wolą zatrudniać tzw. samodzielnych pracowników naukowych niż doktorów na dorobku. Przez lata IZ gwarantował dogodne miejsce do zbierania doświadczenia i rozwoju kariery. W rezultacie stąd właśnie wychodziły najlepsze prace z zakresu niemcoznawstwa, cytowane nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Kolejne cięcia pensji zapewne skłonią wielu do szukania możliwości zarobku z dala od nauki. – Problemy zaczęły się w 2007 r., gdy na czele polskiej dyplomacji stanął Radosław Sikorski – przyznają pracownicy IZ. Od 1992 r. instytut znajdował się bowiem w strukturach MSZ i podlegał wszystkim kaprysom jego szefostwa. Tych nigdy nie brakowało, choć ostatecznie zawsze przeważała troska o dobro IZ. Aż nastały rządy Sikorskiego. Najpierw do rady naukowej instytutu minister wprowadził ludzi bez tytułów naukowych, niezwiązanych ani z problematyką niemcoznawczą, ani z Poznaniem, za to równie aroganckich jak on sam. W efekcie rada, która ma wyznaczać kierunki prac IZ, od kilku lat jest ciałem martwym. Jak nieoficjalnie przyznawano, niechęć rządzących mogła wynikać z „niewłaściwego” stosunku IZ do Niemiec. W okresie zbliżenia Warszawy z Berlinem nie wypadało zbyt krytycznie podchodzić do historii i polityki naszego zachodniego sąsiada. Tymczasem pewne sprawy z perspektywy Poznania wyglądały zupełnie inaczej niż na warszawskich salonach, gdzie na Niemcy patrzy się głównie przez pryzmat oficjalnych spotkań. W czasach bliskich relacji, wspólnej bytności w UE i NATO prace IZ nie tracą na wartości, wręcz odwrotnie – nabierają znaczenia, bo warto wiedzieć, co się dzieje za Odrą, jakie zachodzą tam procesy, jakie pojawiają się zjawiska, które z pewnością dotrą i do nas. I nie chodzi tu o modę, ale o zmiany strukturalne w państwie niemieckim, w prawodawstwie, gospodarce, systemie bankowym itp. Tęgie głowy z alei Szucha zdecydowały jednak, że IZ ma odgrywać rolę think tanku uzupełniającego Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. PISM – cytując za jego stroną internetową – „zapewnia wsparcie decydentom i dyplomatom, inicjuje publiczną debatę ekspercką oraz upowszechnia wiedzę o współczesnych stosunkach międzynarodowych”. Tyle że opracowywane w nim raporty i analizy nie mają charakteru naukowego, lecz sytuują się gdzieś „pomiędzy światem polityki a niezależną analizą”. Instytut Zachodni jest zupełnie inną jednostką.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2015, 2015

Kategorie: Kraj