Co się dzieje?

Co się dzieje?

Zwolennicy i przeciwnicy partii PiS jednakowo podziwiają braci Kaczyńskich za olbrzymie, rzadko spotykane w narodzie polskim talenty polityczne. Obciążeni poglądami i obsesjami nieprzystającymi do potrzeb kraju twórcy PiS-u odgrywali dotąd rolę marginesową nawet wtedy, gdy odnosili sukcesy (wybór Wałęsy na prezydenta, Olszewskiego na premiera). Przez piętnaście lat, prócz dziennikarzy, szukających zawsze czegoś anegdotycznego, nikt się z nimi nie liczył aż do momentu, gdy premier Buzek, sam niewiele znaczący, zrobił Lecha ministrem sprawiedliwości. Ten długo ministrem nie był, ale zdążył wyrobić sobie wizerunek obrońcy ludzi cichych i spokojnych przed wszelkiego rodzaju przestępcami pobłażliwie traktowanymi przez liberalną władzę. Po dziś dzieci ten wizerunek Kaczyńskim i ich najbliższym współpracownikom znakomicie służy. W jego cieniu mogą robić, co im się podoba, w szczególności urzeczywistniać swoje niezmienne „antykomunistyczne” obsesje, a kto przeciw nim występuje, musi liczyć się z prawdopodobieństwem, że szeroka publiczność weźmie go za protektora przestępczych układów. Wystarczyło tego, aby poderwać się do lotu, ale do skutecznego na razie narzucenia państwu rażąco błędnej doktryny politycznej trzeba było czegoś więcej. Z całą pewnością więcej niż uzyskane dość przecież skromne (około 11 procent ogółu wyborców) poparcie elektoratu. Mniemany geniusz Jarosława nie był czynnikiem decydującym. To, co osiągnęli bracia Kaczyńscy, w przeważającej mierze zrobiło się samo. Dowiedziałem się z felietonu Stanisława Lema, że Leszek Kołakowski w jakimś artykule „słusznie wylewa pomyje na pomocników Kaczyńskich z LPR i Samoobrony”. Z mediów dowiaduję się każdego dnia, iż Platforma Obywatelska zarzuca Kaczyńskim to samo, co Kołakowski, że mianowicie okryli się hańbą, ponieważ dobrali sobie jako sojuszników LPR i Samoobronę, a nie Platformę Obywatelską. Ten sam zarzut stawiają liberalne środowiska w mediach. Merytoryczne zarzuty rządom PiS-u postawili do tej pory jedynie prawnicy. Lider Platformy, Jan Rokita, powtarza wciąż jeden i ten sam zarzut, że mianowicie rząd PiS-u nic nie robi, a gdy coś robi, to źle. Wygląda na to, że w klasie politycznej, włączając profesora Leszka Kołakowskiego, panuje zgoda, której PiS zasadniczo nie narusza, a z której wyklucza się jedynie LPR i Samoobrona. Realnie sprawy mają się jednak trochę inaczej. Zwracałem parę razy uwagę na to, że program wyborczy Prawa i Sprawiedliwość tylko pod względem redakcyjnym i w niektórych drobniejszych sprawach różni się od programu Samoobrony. Centralny urząd antykorupcyjny czy komisja „prawdy i sprawiedliwości” są narzędziami do ukarania winnych „złodziejskiej prywatyzacji” i rozgrabienia majątku narodowego. Z takimi hasłami najpierw i najgłośniej słyszalna była Samoobrona. Nie ma więc dla PiS-u bardziej naturalnego sojusznika niż Andrzej Lepper. Poza tym zawstydzanie Kaczyńskich z powodu Leppera jest tym bardziej kontrproduktywne, że szef Samoobrony wydaje się teraz bardziej zrównoważony, rozsądniejszy i umiarkowańszy niż liderzy innych partii. Także Liga Polskich Rodzin jest na miejscu w tym sojuszu. Giertych już jako młody wszechpolak nigdzie nie czuł się tak wolny jak w Radiu Maryja. Marcinkiewicz i jego rząd poszli dobrze już przetartym szlakiem; nie są pionierami. Kulturalna hegemonia Kościoła, którą cały kraj przyjmuje w nabożnym nastroju, nie mogła nie wydać na świat katolickich partii. Kościół jest pod względem politycznym coraz bardziej kreatywny. Liga Polskich Rodzin niezbyt mu się udała, toteż usynowił Prawo i Sprawiedliwość. Czy przed partiami niemającymi poparcia księży istnieje przyszłość? Platforma Obywatelska w osobach swoich obecnych liderów odpowiedziała sobie negatywnie i stara się o adopcję. Kościół toruński jej nie chce, liczy więc na Kościół łagiewnicki. Kiedyś, dawno temu, rozmawialiśmy przy kieliszku, jakie mogą być skuteczne sposoby walki z komunizmem: strajki robotnicze, kontestacja inteligencka, katolicyzm ludowy? Janusz Szpotański wykrzyknął: „Na Najświętszej Panience trzeba jechać!”. Kaczyńskich niosła do władzy katolicka fala, którą przecież nie oni wywołali. Okazali się tylko lepszymi od innych sternikami. Dużo skorzystali na „walce z korupcją”. Naród jakimś dziwnym rozumowaniem doszedł do przekonania, że „wszyscy kradną”, a najwięcej ci na górze, uwłaszczona nomenklatura. Do czasu afery Rywina była to wiedza „absolutnie pewna”, ale abstrakcyjna i z tego powodu nie robiła silnego wrażenia. Śledztwo w sprawie Rywina, przeprowadzone w formie sądu telewizyjno-ludowego, przekonało Polaków, że wszystkie te absolutnie pewne podejrzenia zostały potwierdzone w większym stopniu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2006, 2006

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony