CO się stało z SLD

CO się stało z SLD

Właśnie rozstrzyga się przyszłość Sojuszu – albo lewica złapie oddech, albo… – Cała się spłakałam – mówi jedna z posłanek SLD. – Najpierw gdy wygraliśmy głosowanie o Pola. Tak się cieszyłam, że mamy większość, że z tego wychodzimy. A zaraz potem, gdy okazało się, że ktoś od nas głosował za Owoca i Czerniawskiego, płakałam drugi raz. Taki wstyd. Łzy posłanki dobrze oddają nastroje panujące w SLD, w klubie parlamentarnym, w strukturach. Sojusz znalazł się w sytuacji, w której nie był nigdy: spadku poparcia, spadku notowań, kłopotów z rządzeniem. – Poparcie dla SLD może spaść poniżej 20% – nie waha się formułować takich prognoz Józef Oleksy. Do tego dołożył się prezydent, sugerując w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, że Leszek Miller mógłby zastanowić się, czy jest w stanie dalej rządzić. Zwarci, ale czy silni i gotowi? Jeżeli ktoś sądził, że słowa prezydenta wywołają wielkie awantury w SLD, chyba się rozczarował. We wtorek, podczas zamkniętego dla prasy posiedzenia klubu SLD, premier uzyskał niemal pewne poparcie posłów. Podczas posiedzenia klubu Sojuszu kolejni posłowie deklarowali poparcie dla premiera i dramatycznie pytali: o co prezydentowi chodziło? Mariusz Łapiński, nowy szef SLD na Mazowszu, twierdzi, że takie nastroje to w Sojuszu rzecz niemal powszechna: – Byłem wczoraj w Nowym Dworze i ludzie pytali mnie: „Dlaczego prezydent nas atakuje, czego od nas chce? Nie ma innych wrogów?”. Wśród posłów kolportowano informację, że spięcie na linii prezydent-premier to spór o to, kto ma przewodniczyć polskiej delegacji, która pojedzie 16 kwietnia do Aten podpisywać traktat z Unią Europejską. – Do Aten mogę nie pojechać tylko z dwóch powodów – mówił Leszek Miller. – Albo odwoła mnie Sejm, na mocy konstruktywnego wotum nieufności, albo umrę. I za te słowa dostał brawa. Za Kwaśniewskim głośno ujmowała się jedynie Izabela Sierakowska. – Stępień z organizacji podkarpackiej mówił o uchwale, żeby prezydent nie wtrącał się do SLD. Zaraz. Jak można kazać prezydentowi, by się nie odzywał? Ma 80% poparcia, to ojciec lewicy. I co? – opowiada Sierakowska. – Więc zapytałam: jeżeli trzy czwarte społeczeństwa mówi nam nie, to zastanówmy się panowie. Powiedz Lechu, czy masz do powiedzenia ludziom coś innego niż wstępowanie do Unii Europejskiej? Ale jej głos był odosobniony. Sojusz przyjął taktykę oblężonej twierdzy, co jest tym bardziej naturalne, że i opozycja, i media nie szczędzą mu razów. Taktykę tym bardziej oczywistą, że to SLD wygrywa w Sejmie głosowania, a opozycja przegrywa. I poza werbalnymi atakami niewiele może. Tylko że jeszcze jest społeczeństwo, które to wszystko obserwuje, tylko że będą następne wybory. Taktyka oblężonej twierdzy nie może być strategią. Obecna sytuacja jest więc przejściowa. Ale jak długo potrwa? Czym to się skończy? Trzy warianty Wiemy, że gdy armia ponosi klęski, jej morale spada. A gdy spada morale, zmniejsza się spójność grupy, dają o sobie znać tendencje odśrodkowe, zaostrzają się różnice wewnętrzne, zaś odpowiedzialnością za klęski obarcza się kierownictwo. Wówczas możliwe są trzy warianty. Pierwszy zakłada, że ten proces będzie się pogłębiał, dojdzie do pęknięć, do rozpadu. Taką drogą poszła AWS. Drugi wariant zakłada, że wyłania się alternatywne przywództwo formułujące nowe idee, dające nową nadzieję. I jeżeli ma w sobie trochę charyzmy, może w przegrywającą armię tchnąć nowego ducha. Trzeci wariant to mobilizacja istniejącego przywództwa, pokazanie nowych perspektyw. I odzyskanie dawnego wigoru. Który z wariantów jest w przypadku SLD najbardziej prawdopodobny? Raczej powinno się odrzucić pierwszy – Sojusz jest partią zoligarchizowaną, ma wbudowane mechanizmy zapewniające spójność, trudno więc przypuszczać, by mógł być szarpany przez schizmy i rozłamy. A pozostałe dwa? Tu opinie są zgodne. Obecne kierownictwo SLD ma kilka tygodni, może kilkanaście, by pokazać, że panuje nad sytuacją, że ma pomysły. W tym czasie zostaną rozstrzygnięte sprawy najważniejsze dla lewicy. Rozgoryczony SLD Wyniki zjazdów regionalnych SLD wybierających „baronów” oraz delegatów na kongres mają chyba w tej sytuacji mniejsze znaczenie. Tym bardziej że zjazdy przebiegają według utartego schematu: mamy wielki krzyk, głosy niezadowolenia, wycinani są niektórzy lokalni liderzy. Potem następują apele o jedność i główny

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2003, 2003

Kategorie: Kraj