Co ukrywa się przed Polakami – rozmowa z Stefanem Bratkowskim
To nie rząd jest do wymyślania przyszłości, tylko specjaliści. Rząd jest od rządzenia. A fachowcy muszą dyskutować, tylko ani media, ani inne środowiska nimi się nie interesują Stefan Bratkowski,dziennikarz, prawnik, historyk, w roku 1980 prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, obecnie honorowy prezes SDP Napisał pan, wraz z bratem, książkę* zupełnie inną, niż dziś się pisze. To „Gra o jutro 2”, nawiązująca tytułem do tej pierwszej, z lat 70. Czy toczy się druga gra o Polskę? – To dla mnie podstawowy problem, jak przejść od dyskusji o historii do dyskusji o tym, co naprawdę warto w naszym kraju zrobić. Uczestniczyłem niedawno w panelu, który dyskutował nad tą książką. Wytykali nam, m.in. Włodzimierz Paszyński, że nie ma jeszcze paru innych tematów, wychowania na przykład. Więc odpowiadałem – w naszej książce nie ma też innych tematów, nie ma nic np. o armii, o mnóstwie innych spraw. Ale to nie jest problem! A co jest? – Problem jest w tym, żebyśmy zaczęli rozmawiać, po prostu. O tym, co jest do zrobienia. Nie zakładając, że to będzie zrobione w ciągu roku czy półtora, ale mając świadomość, jakie zadania nas czekają w kolejnych latach. Tematy przemilczane Polacy to wiedzą? – Nie sądzę. Bo są takie kryzysowe wręcz dziedziny jak np. ubezpieczenia zdrowotne. Na świecie o tym się dyskutuje. Wszystko zmierza w kierunku upowszechnienia ubezpieczenia. W Stanach Zjednoczonych mamy wielką reformę Obamy. U nas przyjęło się już, że to temat skomplikowany i nie do rozwiązania. Więc po co rozmawiać o czymś, czego prawie nikt nie rozumie, a poza tym wiadomo, że od gadania nic się nie zmieni. – Ano właśnie. Podobnie jest z inną tematyką, która mnie i mojego brata szalenie interesuje. Z kwestią podziału administracyjnego państwa. Temat to nie do przeskoczenia w ciągu paru miesięcy, ale trzeba go uczciwie przedyskutować i, co więcej, z udziałem publiczności. Głośno powiedzieć, co jest złego. A co jest złego? – Trzeba odrzucić granice administracyjne pozaborowe, a także byłe granice z okresu przedwojennego. W książce wskazujemy przykłady – rzeki spod Rawicza płyną do Odry, a nie do Warty. I ta zlewnia powinna być raczej razem. Przy czym nie chodzi o to, żeby były to wielkie województwa, tylko z innymi granicami. Józef Buzek, nasz największy specjalista od administracji, sugerował powołanie małych ziem. Wielkopolska przed rozbiorami składała się z czterech województw! Prawie tak jak w czasach Gierka. – To było mniej więcej to. Zresztą nie ukrywam, że z naszego poduszczenia. Na seminarium prowadzonym przez Kolegium Towarzystwa Wolnej Wszechnicy Polskiej prowadził zajęcia z samorządu Sylwester Zawadzki, który mnie tam przyciągnął, a ja mu przedstawiłem, jak to kiedyś wyglądało. On się do tego bardzo zapalił, poszedł i przekonał Gierka. Mówiłem mu, że jest jeszcze jeden argument – zmiana administracyjna obali władzę książąt wojewódzkich. Gierek dał się do tego przekonać bez większych trudności. I tak z 17 województw zrobiło się 49. A teraz mamy 16. – Dzisiaj mamy z powrotem to, co było dawniej. Sandomierz jest w województwie kieleckim, a o 12 km odległa Stalowa Wola i o kilka kilometrów odległy Tarnobrzeg znajdują się w województwie podkarpackim. To są absurdy. Bo przecież te miasta za chwilę będą jedną aglomeracją. Notabene jest projekt górnośląskiego związku metropolitarnego. I nie ma w nim miast Zagłębia, mimo że tworzą one z Górnym Śląskiem praktycznie jeden kompleks miejski. I tak to można mnożyć. Bo kwestią zasadniczej dyskusji jest ustalenie podstaw ustroju. Czy władza w Polsce ma iść od dołu, czy też odwrotnie. Odnoszę wrażenie, że i wasze myślenie, i wasza książka idą w poprzek dzisiejszych polskich debat. – To raczej zawołanie: dyskutujmy o tym, co jest w Polsce do zrobienia! Wie pan, podczas jednego ze spotkań znany dziennikarz zapytał mnie, dlaczego rząd tego wszystkiego, co napisaliśmy, nie robi. To nieporozumienie. To nie rząd jest od wymyślania przyszłości, tylko specjaliści. Rząd jest od rządzenia. A fachowcy muszą dyskutować. Oczywiście, ani media, ani inne środowiska nie interesują się tymi fachowcami. Jakimi? – Gdy zapytać, kto zna chociażby dr. Andrzeja Szamowskiego, najwybitniejszego w Polsce specjalistę od budownictwa wodnego i od hydrotechniki, w ogóle od gospodarki wodnej, to… To nikt nie znał? – W ogóle nikt do niego nigdy się nie zwracał! Pytałem Andrzeja – pies z kulawą nogą nie przyszedł do niego zapytać, jak właściwie jest z energetyką. A my mamy akurat olbrzymie rezerwy energetyczne, oczywiście poczynając od tych małych elektrowienek, które mogą









