Coś pozytywnego

Pierwszy raz od kilku lat, które spędzam na łamach „Przeglądu”, nie mam ochoty na pisanie felietonu. Nie mam, ponieważ z dnia na dzień, z godziny na godzinę uchodzi ze mnie powietrze. Zapętlam się myślami wokół tych samych osób, tych samych układów, jakiegoś gigantycznego przekrętu, nachalnego kabotyństwa, oszukaństwa i tego wszystkiego, co powoduje, że też nie czuję się pewny jutra, chociaż ja przez całe życie kieszenie miałem normalne.
Ciągle Kulczyk, ciągle Pęczak, ciągle Orlen, Siemiątkowski, Modrzejewski, własne służby dymające własny kraj, w tym tygodniu doszli jeszcze burmistrz Wieteska, rafineria w Trzebini, przewalona autostrada Wrocław-Opole, zamykani prezydenci miast i układy w rozsypce. Budzę się codziennie o 6 rano, włączam radiowe wiadomości i zanim usłyszę głos spikera, już zadaję sobie pytanie: – Co nowego wypełznie dzisiaj? Kto jeszcze? Dlaczego to przybrało tak gigantyczne rozmiary? Dlaczego nie mogę się od tego wszystkiego uwolnić?
Może ten lęk bierze się stąd, że większość obecnych polityków w naszym kraju to najzwyklejsza w świecie gówniarzeria coś tam bełkocąca o kraju z wymalowaną bezczelnością na swoich średnio rozumnych twarzach i zapijaczonych mordach. Przypatrzcie się dokładnie wywiadom z tymi facetami, jak ciągle powtarzają to samo, jakie to są pierdoły, jakie banały, jakie bzdety… Niektórzy niedługo to nawet sobie słomę w butach pomalują na biało-czerwono, żeby się jeszcze bardziej przypochlebić wyborcom, których tak naprawdę obchodzi już tylko to, żeby mieć albo na chleb, albo na piwo.
Co tu się porobiło?
Dlaczego godłem orzeł?
Kto tu jest orłem? Ten, co więcej podprowadzi z naszej kasy?
To nie jest mój świat, mimo że w nim jakoś jeszcze radzę sobie i żyję, ale coraz ciężej mi o tym pisać. To zaczyna mnie przerastać, to wygląda jak gigantyczna dziura, której dno z każdym dniem jeszcze się oddala, wsysając mnie z tym całym gównem i gówienkiem.
I to zadanie właściwie miało być puentą tego żalu wylanego na papier, ale już po napisaniu spotkałem się na kawie z przyjacielem, który ma na mnie bardzo dobry wpływ.
– Nie złamuj się, są i rzeczy pozytywne – usłyszałem.
– Niby jakie?
– Na przykład odchodzi Henryk J., znany ksiądz z Wybrzeża.
– I co w tym pozytywnego? – zapytałem.
– Jak to co? Przynajmniej jeden nie z SLD

Wydanie: 2004, 48/2004

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy