Rodziny nie zawsze mówią, że zmarły chorował na covid. A wtedy jest ryzyko Największy warszawski cmentarz – Północny, zwany też cmentarzem na Wólce. 143 ha, 800 kwater, ok. 200 tys. grobów. Jak przystało na największy cmentarz, jest tu szeroka droga wjazdowa biegnąca od bramy do wielkiego domu pogrzebowego z kilkoma salami pożegnań. Na lewo od gmachu na skromnym drogowskazie napis: „Przechowalnia”. Kieruje do podziemi. Tu kluczową infrastrukturę ma Miejskie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych. Wiesław Fiedorowicz, kierownik działu obsługi pogrzebów, prowadzi mnie przestronnym korytarzem do dyżurki pracownika – pana Rysia. Zostałam uprzedzona, że będę musiała założyć kombinezon, znany choćby z telewizyjnych relacji ze szpitali covidowych, gogle, dwie pary rękawiczek i ochraniacze na buty. W przechowalni jest trzech covidowych zmarłych: kobieta i dwóch mężczyzn. Dziś podano, że poprzedniego dnia, 24 listopada, padł rekord liczby ofiar covidu – 497 osób. Być może już dziś do przechowalni zostaną przywiezione nowe ciała. Nie wolno podnieść wieka Do przechowalni nie wpuszcza się osób postronnych, tym razem zrobiono wyjątek. W obszernym pomieszczeniu jest sześć chłodni. Już przy wejściu napis informuje, że chłodnia covidowa znajduje się z prawej strony. To informacja dla pracowników zakładu pogrzebowego, żeby z covidowym ciałem jak najkrótszą drogą dotarli we właściwe miejsce. Bo przecież, choć pacjent nie żyje, covid cały czas zaraża. Dla covidowych zmarłych przeznaczono na razie jedną podwójną chłodnię, ale jak będzie więcej ciał, można przeznaczyć kolejne. Przy lewych drzwiach kartka z imieniem, nazwiskiem i informacją: covid, przy prawych dwie kartki, jedna nad drugą. Wiesław Fiedorowicz otwiera lewe drzwi. Barbara – to imię zmarłej. Ciało jest zamknięte w trumnie, takiej, jakie wykorzystuje się przy kremacji zwłok. Pytam, czy można ją otworzyć. Nie, nie można. Na wszelki wypadek Fiedorowicz wkręca w wieko wkręt, by potwierdzić, że „nie” znaczy „kategorycznie nie”. Te zakazy są ze względów bezpieczeństwa, choć przecież zmarły wielokrotnie był dezynfekowany. Najpierw w szpitalu przez prosektora, który potem zamknął ciało w foliowym białym worku, ponownie zdezynfekował, zamknął w kolejnym foliowym worku i jeszcze raz zdezynfekował. A pracownicy zakładu pogrzebowego, kiedy odbierali zmarłego z prosektorium, nie otwierając foliowych worków, przełożyli go do trumny i znów zdezynfekowali. Kiedy po dotarciu do przechowalni przenosili trumnę z wózka do chłodni, zdezynfekowali ją raz jeszcze. W rogu przechowalni stoi duży rozpylacz z płynem dezynfekującym, bo z powodu obecności covidowych ciał tę czynność powtarza się wielokrotnie w ciągu dnia, pokrywając powierzchnie i urządzenia wirusobójczą mgiełką. Zmarła zostanie skremowana. Tak zdecydowała rodzina. Trumna zostanie wyjęta z chłodni i na wózku przewieziona do krematorium, które znajduje się na tym samym poziomie, jakieś 20 m od przechowalni. Przy normalnych pogrzebach można obserwować moment wprowadzenia trumny do pieca. Trwa to najwyżej półtorej minuty, ale rodziny zwykle chcą w tym uczestniczyć. Zazwyczaj obserwuje się ceremonię przez szybę, ale teraz trwa remont jednego z pieców i rodziny mogą zobaczyć ten moment jedynie na ekranie telewizora. Właśnie w przedsionku spopielarni czeka kilkuosobowa rodzina w czerni, która chce obserwować, jak bliska osoba wjeżdża do pieca. Pani Barbarze nikt z rodziny nie będzie towarzyszył w momencie kremacji. Ze względu na bezpieczeństwo pracowników spopielarni nie wpuszcza się rodzin osób zmarłych na covid do krematorium, z obawy, że mogą być zarażone. Po kremacji pracownik zbierze prochy i zamknie je w urnie, którą wybrała rodzina. Pozostali zmarli na covid to panowie Stanisław i Marian. Rodziny obu mężczyzn jeszcze nie zdecydowały, jaki pogrzeb się odbędzie. Nie ma przepisu, który by nakazywał skremowanie zwłok, więc zmarłego na covid można pochować w trumnie. Wówczas pracownicy przechowalni, zabezpieczeni kombinezonami, goglami, dwiema parami rękawiczek i ochraniaczami na buty, przenoszą ciało do docelowej trumny, znacznie trwalszej, wykonanej z lepszego drewna i kosztowniejszej niż te krematoryjne. Zanim ciała niecovidowe trafią do trumny, są obserwowane i doglądane przez pracowników przechowalni. Leżą w workach z zamkami błyskawicznymi na tyle rozsuniętymi, że widoczne są twarze zmarłych. Chodzi o to, by do zwłok dochodziło powietrze, bo wtedy procesy gnilne zachodzą wolniej. Ciała przed ceremonią są myte i ubierane w dostarczoną przez rodziny garderobę. W przypadku zmarłych na covid worków się nie otwiera. Zwłoki
Tagi:
Andrzej Relidzyński, cmentarze, covid-19, epidemiologia, firmy pogrzebowe, Miejskie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, pandemia, pogrzeby, polityka społeczna, Przedsiębiorstwo Usług Pogrzebowych i Kamieniarskich Bródno, śmierć, społeczeństwo, Warszawa, Wiesław Fiedorowicz, zdrowie, zdrowie publiczne, ZUS









