Cudzoziemcy w powstaniu

Cudzoziemcy w powstaniu

Dzisiaj próbuje się wpisać powstańców w idee białej Polski, która dyskryminuje inne nacje i rasy Małgorzata Brama – reżyserka O cudzoziemcach w powstaniu warszawskim właściwie się nie dyskutuje, a już na pewno nie w kinie. Powstańcy o nich nie mówią? – Przeciwnie, to powstańcy chcą temat nagłośnić. Realizuję filmy na zlecenie Związku Powstańców Warszawskich. To oni za każdym razem wybierają dla mnie temat, który zgłębiam i przygotowuję w formie fabularyzowanych dokumentów. Grają w nich aktorzy z pierwszej ligi. Do tej pory nakręciłam filmy o Kazimierzu Leskim czy Janie Mazurkiewiczu „Radosławie”, teraz jestem na planie nowego obrazu o Stanisławie Jankowskim „Agatonie”. Zagrali w nich Ireneusz Czop, Danuta Stenka, Mateusz Banasiuk, Jerzy Rogalski, Aldona Jankowska czy Małgorzata Zajączkowska – jedyna Polka, która ma na koncie rolę u Woody’ego Allena w filmie „Strzały na Broadwayu”. Wspominam o tym, żeby pokazać, o jakiej skali mówimy. Jeśli powstańcy życzą sobie, żeby w kolejnym filmie pokazać nie polskiego bohatera, tylko oddać hołd cudzoziemcom, którzy ich wsparli, to ich nastawienie jest jasne. Dlaczego powstańcy chcieli filmu o cudzoziemcach akurat teraz? – Przedstawiciele ZPW wiedzą, że to ostatni moment na zrobienie jakiejkolwiek dokumentacji tematu bardzo mało poznanego ze względu na słabą ewidencję w czasie powstania. Mamy niewiele danych o przedstawicielach innych nacji i religii – prawosławia, judaizmu czy protestantyzmu – którzy walczyli ramię w ramię z Polakami. Za kilka lat nie będzie już na świecie żadnych naocznych świadków tamtych wydarzeń. Te historie trzeba przypominać, bo rola cudzoziemców i ich zasługi są kompletnie niedoceniane przez Polaków i przez inne narodowości. A przecież to w interesie Polski leży szerzenie takiej wiedzy. Świat też potrzebuje przypomnienia o cudzoziemcach w powstaniu? – Władze poszczególnych krajów nie mają świadomości, że ich obywatele byli bohaterami w 1944 r. w Warszawie. Kilka lat temu zrobiło się głośno o czarnym uczestniku powstania „Alim”. Sama dowiedziałam się o nim przypadkowo od powstańca, z którym rozmawiałam na potrzeby dokumentacji jednego z poprzednich filmów. Przekazałam tę informację historykom, którzy zaczęli szukać w dokumentach wzmianek o nim. Znaleźli je i sprawa na chwilę zrobiła się medialna. „Ali” stał się sensacją, bo przecież powstanie kojarzy się nam tylko z białymi powstańcami. – Prawdopodobnie był jedynym czarnym powstańcem, nazywał się August Agbola O’Brown i był z urodzenia Nigeryjczykiem. Do Europy trafił po tym, jak zaciągnął się na brytyjski okręt handlowy. W latach 20. dobił do Wolnego Miasta Gdańska, skąd już krótka droga do Warszawy, gdzie promował jazz. Cieszył się powodzeniem u Polek, bo był zawsze elegancki, dbał o siebie, a do tego był rozpoznawalny w mieście. Po ślubie z Polką – prawdopodobnie krakowianką, muzeum w Krakowie dysponuje jej zdjęciami – doczekał się dwójki dzieci. Niestety, niewiele wiemy o jego działalności w powstaniu. Jest kilka wersji historii „Alego”, trudno ustalić, która ma coś wspólnego z faktami, a która jest tylko fikcją. Dlaczego „Ali” przyłączył się do powstania? – Bo Polska stała się jego ojczyzną. Chociaż wyróżniał go kolor skóry, właśnie tu czuł się u siebie, tu przyszły na świat jego dzieci – Ryszard i młodsza Aleksandra. Jak na niego reagowano? Musiał być osobowością w powstaniu. – „Ali” był znaną postacią przedwojennej Warszawy, kojarzono go z restauracji i dancingów, gdzie grywał, rozpoznawano go na ulicy. Jest nawet w przedwojennej kronice. Warszawiacy byli z nim obeznani, ale dla przyjezdnych, których w czasie okupacji znalazło się dużo w mieście, na pewno był sensacją. Mówimy o czasach, kiedy byliśmy narodem wyjątkowo monoetnicznym. Historycy zaznaczają, że w latach 20. „Ali” był najprawdopodobniej jedynym Afrykańczykiem w stolicy. Później było ich więcej. Kroniki powstańcze mówią o dwóch innych czarnych muzykach jazzowych, ale oni nie brali bezpośredniego udziału w walkach. „Ali” nie był dyskryminowany przez powstańców? – Powstańcy to ludzie, dla których dyskryminacja i rasizm są nie do przyjęcia. Oczywiście Niemców się nienawidziło, walczyło z nimi, ale rannym Niemcom polskie sanitariuszki udzielały pomocy. Jedna z nich powiedziała mi, że nie chciała opatrzyć rannego Niemca. Chociaż minęło tyle lat od tamtego wydarzenia, ona cały czas o tym pamięta i bardzo się tego wstydzi. To zadra, która już nie wyjdzie z jej skóry. Dzisiaj próbuje się wpisać powstańców w idee białej Polski, dyskryminującej inne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 34/2018

Kategorie: Kultura