Czego Ameryka chce od Polski

Czego Ameryka chce od Polski

Warszawa 30,03,2016 r, Aleksander Kwasniewski fot.Krzysztof Zuczkowski

Amerykanie boją się, że Polska będzie krajem permanentnego kryzysu demokracji Aleksander Kwaśniewski Panie prezydencie, w ostatnich tygodniach mieliśmy w Polsce dwie wizyty wysokich rangą urzędników Departamentu Stanu. Dwa razy odwiedził Polskę Daniel Fried, były ambasador w Warszawie, pojawiła się również Victoria Nuland, asystent sekretarza stanu ds. Europy Wschodniej. Niedawno gościliśmy też piątkę senatorów z komisji wywiadu. Skąd takie zainteresowanie w Ameryce sprawami Polski? – Biorąc pod uwagę, że w Polsce odbędzie się w lipcu szczyt NATO, można by powiedzieć, że te wizyty miały swoje uzasadnienie. Ale w moim przekonaniu przyczyna była inna. Boją się, że się stoczymy Jaka? – Polska jest bardzo ważnym krajem w naszym regionie. Do niedawna dla Amerykanów szczególnie istotnym, ponieważ była przykładem udanej transformacji, przykładem kraju, który wszedł skutecznie do NATO, do Unii Europejskiej i jest w tej Unii rosnącą gwiazdą. I nagle ten kraj znalazł się w sytuacji, która, najdelikatniej mówiąc, wywołuje w Amerykanach mieszane uczucia. Z jednej strony, rozumieją oni, co to znaczy zmiana ekipy – sami od 200 lat żyją w sytuacji, że połowa obywateli nie ma swojego prezydenta, bo jest nim albo republikanin, albo demokrata. Po wyborach przychodzi zwycięska ekipa i bierze wszystko. – Z drugiej strony jednak, Ameryka to kraj, który stworzył system równowagi władzy checks and balances i który ma tę żelazną zasadę, że instytucje demokratyczne stworzone jeszcze przez ojców założycieli są chronione. Bywają przedmiotem różnych sporów, chociażby takich jak obecna dyskusja o obsadzeniu stanowiska sędziego Sądu Najwyższego, ale nikt nie odważyłby się zaatakować Sądu Najwyższego w całości, ogłosić, że państwo nie uznaje jego orzeczeń! Nikt się nie odważy zaatakować Rezerwy Federalnej. Dla Amerykanów sytuacja, w której instytucje demokratyczne są kwestionowane przez nowy układ władzy, to coś, czego nie rozumieją i nie potrafią zaakceptować. A dwa – obawiają się, żeby Polska nie weszła w stan permanentnego kryzysu demokracji, takiego, który w skrajnej postaci znamy z Ukrainy. W łagodniejszej zaś z kilku krajów Europy Środkowej, np. Rumunii. Boją się, że się stoczymy? – Że będziemy krajem permanentnego kryzysu, podziału. Krajem słabym, niestabilnym. A ponieważ Polska jest zbyt ważna w polityce i całej strategii amerykańskiej, wysłano do Warszawy ludzi, którzy nasz kraj znają. Daniel Fried mówi po polsku, był tu ambasadorem. List do pani premier napisał senator John McCain, bardzo przyjazny Polsce polityk. Bohater wojny wietnamskiej. – Także. Dla mnie bohaterem okazał się raz jeszcze podczas kampanii prezydenckiej w 2008 r., kiedy walczył z Obamą i kiedy przyszli do niego z papierami, które mogły mu pomóc. Spojrzał na nie i powiedział: „Ja tego nigdy nie zrobię, bo być może wygram wybory z Obamą, ale podzielę Amerykanów, i to być może w kwestii najbardziej wrażliwej, rasowej, na dziesiątki lat”. I nie zrobił tego. I przegrał. – McCaina, co być może naszym politykom nie mieści się w głowie, trzeba traktować jako polityka wartości. To człowiek, który potrafi zrezygnować z osobistych ambicji na rzecz wartości. Ameryce niczego suflować nie trzeba Na prawicy mówi się, że obecny pogląd Amerykanów na polskie sprawy jest efektem lobbingu opozycji, że to ona urabia w Waszyngtonie opinię, tworzy klimat nieprzychylny Kaczyńskiemu i jego ekipie. – Amerykanie mają, po pierwsze, swoją wiedzę. Po drugie, swoje informacje. Po trzecie, kontaktują się z różnymi ludźmi, także z obozu władzy, tych spotkań było przecież wiele. Zarzuty, że ktoś lobbuje, urabia opinię, są więc całkowicie fałszywe. Mają tylko jeden cel – wywołanie nastroju szantażu moralnego. Wiemy wprawdzie, że jest źle, ale nie wypada tego głośno mówić. Trochę jak w rodzinie patologicznej – wiemy, że źle się dzieje, ale na zewnątrz tego nie wynosimy. – Ojciec bije żonę, dzieci są katowane, ale tego nie mówimy, bo chodzi o jakieś trudne do zdefiniowania poczucie lojalności rodzinnej. Jednak w dzisiejszym świecie, w którym mamy otwarte wszystkie przestrzenie, a informacje płyną z każdej strony, nie można niczego ukryć. Amerykanie, moim zdaniem, w ogromnej większości opierają swoją politykę na informacjach, które sami mają. Rozmawiają ze wszystkimi. Ambasador amerykański rozmawiał z Jarosławem Kaczyńskim, ale na pewno rozmawiał też z liderami opozycji, rozmawiał także ze mną… Taka jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 14/2016, 2016

Kategorie: Wywiady