Czego chciała „Solidarność”

Czego chciała „Solidarność”

Ruch „Solidarności” był żywy do lata 1981 r. Wtedy pojawiły się już oznaki totalnego zmęczenia i odklejania się działaczy od reszty Andrzej Celiński – socjolog. Uczestnik wydarzeń marcowych 1968 r., po których został relegowany z Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 70. członek KSS KOR, współzałożyciel latających uniwersytetów, sekretarz Rady Programowej Towarzystwa Kursów Naukowych (TKN). W roku 1980 sekretarz gdańskiego Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność”, sekretarz Krajowej Komisji Porozumiewawczej „Solidarności”, szef gabinetu przewodniczącego Lecha Wałęsy. Internowany 13 grudnia 1981 r. Od 1987 r. sekretarz Tymczasowej Rady „Solidarności” (razem z Jarosławem i Lechem Kaczyńskimi oraz Henrykiem Wujcem). Członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. Uczestnik obrad Okrągłego Stołu (współprzewodniczący, razem z Leszkiem Millerem, stolika „młodzieżowego”). W 1989 r. wybrany na senatora z woj. płockiego. W latach 1993-1994 wiceprzewodniczący Unii Demokratycznej. W roku 1996 opuścił UW, w sierpniu 1999 r. przystąpił do SLD, od grudnia 1999 – wiceprzewodniczący SLD. W marcu 2004 r. wystąpił z SLD, współzałożyciel Socjaldemokracji Polskiej. – Cofnijmy się 25 lat. Mamy lato 1980 r., strajki lipcowe, strajki sierpniowe. Pan jest działaczem KOR, głównej siły opozycji demokratycznej. Jak pan widzi robotnicze protesty? Czy was zaskoczyły? KOR się cieszył, że wasza praca przynosi efekty? – Od 1978 r. było oczywiste, że ten cały Gierek już się nie podniesie. I że jednocześnie nie ma zbyt wielkiej obawy o jakieś krwawe rozwiązania w Polsce. Helsinki były wielkim parasolem, może nie w społecznej świadomości, ale w naszej świadomości na pewno. – Mówiąc Helsinki, ma pan na myśli proces KBWE rozpoczęty w roku 1976 Konferencją Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w Helsinkach i tzw. trzeci koszyk, mówiący, że państwa uczestnicy KBWE będą przestrzegać praw człowieka… – To wiązało Gierka. Mieliśmy takie ciągłe wyskakiwanie, żeby ugryźć nas w łydkę, i wycofywanie się. To było najbardziej widoczne po sprawie Pyjasa, po juwenaliach krakowskich – że oni właściwie nie mają żadnej koncepcji, jak sobie poradzić z opozycją. No i przede wszystkim Kościół był bardzo mocny. Kierował nim kardynał Wyszyński, a obok niego był abp Dąbrowski, pewnie jeden z najwybitniejszych polskich polityków tej epoki. Kościół to była struktura zdyscyplinowana, silna, przygotowana do tego, by rozmawiać. A rozwój opozycji niekoncesjonowanej stwarzał pole dla debaty. No i druga strona medalu – już było oczywiste, chyba dla wszystkich, że nie ma wyjścia z kryzysu gospodarczego. To nie było chwilowe załamanie. Strumień pieniądza zagranicznego uśpił władze, nie dokonano żadnych reform, może nawet nie tyle urynkowiających gospodarkę, ile chociażby wprowadzających możliwość oceny efektywności gospodarczej przedsiębiorstw. Żeby wiedzieć, co jest opłacalne, a co nie. Władza nawet tego nie wiedziała. JAKA BYŁA WŁADZA? – Ze wspomnień Edwarda Gierka jednoznacznie to wynika. Żył w innym świecie niż realna Polska. Strajki go zaskoczyły, potem dopatrywał się w nich ręki bezpieki. – Dla mnie wybuchy nie były zaskoczeniem. Aczkolwiek muszę powiedzieć coś zabawnego – otóż dla mnie, inteligenta, najbardziej zaskakujące było to, że strajki wybuchły latem, w czasie wakacji. Jak to – w lipcu strajkować? W wakacje? Nie lepiej w kwietniu albo październiku? – Robotnicy zepsuli wam urlopy? – Siedzieliśmy z uchem w Wolnej Europie… Z dzisiejszej perspektywy to jest zabawne, bo w tym czasie to jeszcze my tworzyliśmy te informacje. To była ogromna robota Jacka Kuronia i ośrodka informacyjnego, który mieścił się w jego mieszkaniu, Anki Kowalskiej, Helenki Łuczywo, Ewy Kulik. To była praca o nieprawdopodobnym znaczeniu: multiplikowanie na całą Polskę informacji przekazywanych z mieszkania Jacka Kuronia. – Bezpieka nie mogła wyłączyć telefonu w jego mieszkaniu? – To jest pytanie do historyków. Jeszcze na jeden aspekt chciałbym zwrócić uwagę: jeżeli rodziny, bliscy, kochanki, synowie najwybitniejszych osobistości w państwie komunistycznym szukały kontaktu – przynajmniej towarzyskiego – z opozycją (to jest kwestia córki Urbana, synów Rakowskiego), jeżeli Jacek Kuroń stawał się postacią budzącą zainteresowanie, to w tej warszawskiej atmosferze było oczywiste, że ta władza już nie jest tą władzą, której należy się bać, ona jest już w jakimś sensie bezzębna. Bo co? Zrobi nalot na jakieś mieszkanie, a tam będzie jej syn!

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 35/2005

Kategorie: Wywiady