Czekoladowe cacko

W Olsztynie zawrzało. „Stałem przy ladzie, wyszedłem tylko na chwilę na zakupy z pracy. I wtedy moją uwagę zwróciły dzieci pokazujące sobie coś palcami. Wtedy na wprost mnie zauważyłem wręcz bijące w oczy trzy członki”, zeznaje klient olsztyńskiego spożywczaka, proszący o anonimowość. Nie tylko dlatego, że ów człowiek wyszedł z pracy na zakupy, za co w obecnych czasach można zwyczajnie z roboty na stałe wylecieć. Nie chciał uczestniczyć w dziennikarskim śledztwie, jakie się rychło pojawiło.

Co prawda, owe trzy członki – męskie, popularnie penisami zwane – nie biły i nie biją tak w oczy jak nadal niemoralna propozycja Lwa Rywina, ale sprawa jest, bo być musi. Zwłaszcza że owe trzy członki męskie nie były zwyczajnymi członkami. Były szczególnymi!
Tu od razu rozwiewam Twoje przypuszczenia, Mój Czytelniku. Owe wywołujące burzę w Olsztynie członki nie należały do SLD. Tym razem Sojusz ominął ten skandal. Nie należały też do opozycji. Parlamentarnej i pozaparlamentarnej. Nie przynależały do Kościoła katolickiego. Pomimo że były czarnego koloru. Nie były to też afroamerykańskie członki. Były krajowymi członkami, wytworzonymi przez popierane aktualnie małe krajowe przedsiębiorstwa. Z czekolady.
I od razu zaczęła się fundamentalna dyskusja. Czy czekoladowy członek, jako rynkowa słodycz, mieści się w warunkach gospodarki rynkowej, czy jest on już zakazaną pornografią? Dyskusja niezwykle ważna w naszym kroczącym do wspólnego rynku unioamerykańskiego kraju. Nie tylko z powodu euronorm, które czekoladowy członek spełnia lub nie. Bo nawet jeśli nie spełnia, to przecież może być uznany jako warmińsko-mazurski produkt regionalny. Ma Podhale oscypki, ma Wielkopolska pyry z gzikiem, Jasna Góra zalewajkę, czemu Olsztyn nie może słynąć w Europie z czekoladowych członków? Teoretycznie może, tylko czy mieszczą się one w ramach obowiązującego w kraju prawa? Intensywne śledztwo dziennikarskie dało iście rywinowe rezultaty. Rzecznik prasowy wojewódzkiego inspektoratu handlowego w kwestii czekoladowego członka wił się jak piskorz. Czy jest to zakazana propaganda pornografii, musiałby ustalić ekspert – zagrał uważnie, po kelnersku. Podobnie zareagowała funkcjonariuszka Anna Siwek z Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. Policja państwowa nie zajmuje się na razie obecnością czekoladowych członków w olsztyńskim spożywczaku, bo nie miała zgłoszenia, że „ktoś poczuł się, że naruszono jego poczucie estetyki”. Warto pogratulować czujności i wyrobienia policji państwowej w Olsztynie. Członek męski, nawet z czekolady, nie narusza już Wartości Chrześcijańskich. Jedynie estetyczne. A te na szczęście kodeksowo nie są ścigane.
No dobrze, ale czy członek męski czekoladowy jest aktualnie legalny, czy przybliża nas do Europy? Sięgając do źródła, do wydanej w zeszłym roku fundamentalnej pracy Davida M. Friedmana „Pan Niepokorny. Kulturowa historia penisa”, można się przekonać, ze jednak obecnie członek, nawet z czekolady, niewiele szkodzi. Przeszedł on bowiem kulturową ewolucję. Od diabelskości do komercyjności. Skoro w restauracjach serwują bycze jądra, to czemu nie czekoladowe peniski? Nie żyjemy przecież w czasach obskurantyzmu, kiedy antyczne rzeźby prezentowane obecnie w Muzeum Watykańskim skutecznie obgryziono z powyższych detali. Zwłaszcza że wszystko i tak kończy się na transakcji kupna-sprzedaży.
Przesłuchiwana na okoliczność sprzedaży członków sklepówka odparła skromnie: „Idą średnio”. Nie mają bowiem marketingu i promocji.
I tak nasz kraj znów traci szansę na specjalizację w ramach wielkiej Unii Europejskiej.

 

 

Wydanie: 03/2004, 2004

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy