JAK-oś leci

Z gadziej perspektywy

Pan prezydent Kwaśniewski leci na międzynarodową konferencję antyterrorystyczną. Nagle błyska światełko. Po chwili cały samolot już świeci. To nie Osama bin Laden. To tylko Jak-40. Słynny, wręcz kultowy już samolot polskich VIP-ów.
Latanie polskimi samolotami z VIP-owskiej stajni coraz bardziej przypomina uprawianie sportów ekstremalnych. Czy tym razem wystartuje? Który z silników pierwszy się zapali? A gdzie tym razem przymusowo wylądujemy? No i jak szybko…
Są ludzie, którzy marzą o dzikich, romantycznych, podnoszących poziom adrenaliny w organizmie przygodach. Wielu z nich płaci za to niebagatelne sumy. Nierzadko wchodzi w konflikt z prawem, skacząc np. z wieżowców. Nie wiedzą, jaki skarb posiada rząd polski.

Rząd polski posiada też konstytucyjny obowiązek sprawowania władzy, podobnie jak wspomniany wyżej pan prezydent Kwaśniewski. Szkopuł w tym, iż sprawność i zasięg rządzenia pana prezydenta i rządu ulegają ograniczeniu. W sytuacji kiedy władza musi dolecieć, żeby rządzić, okazuje się, iż nie ma instrumentarium.
To znaczy ma dwa samoloty Tu-154M i kilkanaście Jaków-40. Te ostatnie mają niekiedy ponad 20 lat i zachwycają wysłużeniem.
Oczywiście, najwyższe władze państwowe powinny mieć do dyspozycji kilka nowoczesnych samolotów. Mówi się o tym od dawna. Po każdej awarii samolotu rządowego, każdym przymusowym, szczęśliwym jak dotychczas, lądowaniu. Mówi się, ale nie kupuje. Dlaczego?
Ano w naszym kraju władza boi się bardziej opozycji i opinii publicznej niż utraty życia. Każda debata budżetowa to dyskusja o tym, komu wydatki obciąć. Samolot w Polsce kojarzy się z luksusem. To nieważne, że w czasach integracji i globalizacji bez samolotu ani rusz. Każda władza – niezależnie czy prawicowa, czy lewicowa – boi się włożyć do budżetu pozycję „zakup samolotu”. Bo już oczami duszy swojej widzi, jak opozycja rzuca się jej do gardła. A lud pracujący miast i wsi, no i niepracujący, kuroniówkowaty szemrze: „Psiejuchy! Zachciało im się grube dupy salonkami wozić, kiedy nam do pierwszego nie starcza”.
No i władza drży. Woli już rosyjską ruletkę Jaków-40 niż zatrute strzały opozycji podczas debaty budżetowej. Potem następuje zmiana. Władza wędruje na bezpieczne ławy opozycji, a opozycja przesiada się do Tu-154 i Jaków-40. Pamięta, co szykowała ówczesnej władzy na ewentualną propozycję zakupu nowego samolotu. Wie, co teraz opozycja może władzy wywinąć. Toteż przymyka oczy i wierzy, że i tym razem Jak-oś się doleci. I tak problem spychany jest na następne lata.
W naszym parlamencie udało się władzy i opozycji dogadać, że pewne sfery polityki, np. bezpieczeństwa narodowego czy polityki zagranicznej są wyłączone z bieżącej walki, rozgrywek parlamentarnych. Czemu nie może teraz opozycja dogadać się z władzą, że instrumentarium do uprawiania polityki zagranicznej, czyli samoloty, jest wyłączone z walki politycznej? Przecież samolot rządowy jest apolityczny, służy każdej władzy, jak tylko potrafi.
Oczywiście, podstawowym problemem są pieniądze. Tych zawsze jest mało. Rząd może szukać nadzwyczajnych środków, np. latać rejsowymi liniami, co jednak w czasach bin Ladena może jedynie odstraszać klientów, albo wyczarterować samolot LOT-u. Jednak to rozwiązania tymczasowe. Można pokusić się o inne.
W ostatnim tygodniu rząd krzywił się na banki za ich antypodatkowe lokaty długoterminowe. Teraz banki mogą, w ramach patriotycznej pokuty albo aktu wsparcia państwa polskiego, zrzucić się na samolot rządowy. Nie tylko banki. Są duże firmy prywatne, które różne imprezy sponsorują. Przed wojną społeczeństwo ufundowało okręt podwodny, czemu teraz nie statek latający? Tak czy siak, coś z tymi statkami jeszcze latającymi trzeba rychło począć.
Chyba że uznamy, iż najlepszą metodą zmiany rządu jest niezmienianie samolotów.

 

Wydanie: 2001, 48/2001

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy