Czeski film z tarczą

Czeski film z tarczą

Sytuacja wokół rokowań w USA w sprawie ulokowania w Polsce elementów tarczy antyrakietowej przypomina czeski film. Także dlatego, że to właśnie Czesi mają być naszym partnerem w tym nieszczęsnym i poronionym projekcie. W poetyce czeskiego filmu odbywają się też negocjacje. Rozmowy z Amerykanami określane są przez polskich polityków, ale też i amerykańskich, mianem przyjacielskich chyba tylko po to, by bardziej przypominały inne, znane z wcześniejszej historii, równie przyjacielskie relacje z innym krajem. Słuchając Amerykanów, mam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Mówią to samo i tak samo jak dziesięć lat temu. Tyle że od tego czasu sporo się zdarzyło. I niejeden kubeł zimnej wody został wylany na głowy entuzjastów amerykańskiej polityki i wszystkiego, co amerykańskie. Jesteśmy bogatsi o gorzką wiedzę. Mamy na koncie klęskę w Iraku, zapowiedź klęski w Afganistanie, kompromitację z zakupem F-16 i niedotrzymanymi zobowiązaniami w sprawie offsetu. Jakkolwiek by patrzeć na te wydarzenia, widać, że Polska, biedny, ale niebywale honorowy sojusznik, co rusz sięgała i ciągle sięga do chudego portfela i płaci. Płaci za kolejne niewydarzone pomysły. Za czcze obiecanki. Za złudzenia o prawdziwym partnerstwie. Taki stan rzeczy i narastające od lat problemy zmuszają do odrobiny refleksji nawet najbardziej bezkrytycznych polityków. Z pewnością jednak nie wszystkich. Negocjator z ramienia polskiego rządu, Witold Waszczykowski, ma przecież od dawna opinię człowieka, z którym Amerykanie bardzo lubią rozmawiać, choć trudno te rozmowy nazwać negocjacjami. A nie kto inny jak minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski opowiadał kiedyś, że marzy o takiej chwili, gdy żołnierz amerykański postawi stopę na polskiej ziemi. I pomyśleć, że i tak na tle rządu PiS-owskiego ekipa Tuska chce przynajmniej jako tako zrównoważonych relacji z USA. Stawia więc Amerykanom żądania naturalne i oczywiste z polskiego punktu widzenia. W porównaniu z postępowaniem braci Kaczyńskich, którzy nie stawiali praktycznie żadnych warunków, to znacząca zmiana. Czas pokaże, czy obecnej władzy starczy determinacji. Czy będzie pamiętać, że większość Polaków nie chce tej tarczy i nigdy się nie pogodzi z jej instalacją? Jeśli zaś powstanie, to będzie idealnym miejscem na protesty i demonstracje. Podpisywanie tak ważnych umów z odchodzącym w niesławie rządem Busha, i to w atmosferze nacisków, byłoby działaniem niemądrym. Niemającym nic wspólnego z polską racją stanu. Za kilka miesięcy USA czeka gruntowne przemeblowanie i nie ma żadnego racjonalnego powodu do pośpiechu w tak ważnej sprawie. Amerykanie zaczęli się śpieszyć tak bardzo i tak mocno naciskają, że gotowi są nawet skompromitować swoich polskich popleczników, byle tylko osiągnąć cel. Jednostronność tego interesu jest oczywista nawet dla niedowidzących. Amerykanie walczą o bezpieczeństwo własnego kraju. To zrozumiałe. Ale dlaczego nie chcą za nie płacić? Polska jest w czołówce do płacenia, także krwią żołnierzy, i bardzo daleko na liście uprzywilejowanych sojuszników. Takich, którzy dostają od USA realną i wymierną pomoc, np. Izrael (3 mld dol. rocznie), Egipt (1,5 mld rocznie) czy Turcja (1 mld). Ale tarcza to nie tylko pieniądze. To przede wszystkim ogromne ryzyko rozpoczęcia nowego wyścigu zbrojeń. I nowych komplikacji międzynarodowych. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2008, 2008

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański