Czy dojrzewa nowa formuła polityczna?

Czy dojrzewa nowa formuła polityczna?

Argumenty, jakie Władysław Frasyniuk przytoczył w „Gazecie Wyborczej” za kandydaturą Andrzeja Olechowskiego na prezydenta RP, przekonują mnie. Spośród wszystkich polityków branych do tej pory pod uwagę Olechowski ma najlepsze kwalifikacje do pełnienia tego urzędu; znajomością rzeczy, a zwłaszcza polityki zagranicznej i gospodarki, w oczywisty sposób przewyższa Tuska i Kaczyńskiego razem wziętych. Posiada też fason dyplomatyczny, którego tamci nie mają. Mieliby Polacy znowu prezydenta, którego nie musieliby się wstydzić przed zagranicą i przed sobą. Żaden z dwu obecnie najpewniejszych kandydatów tej satysfakcji Polakom nie da. Na lewicy ciągle pojawia się (i znika) kandydatura Włodzimierza Cimoszewicza i wyborcy tej orientacji powinni postawić sobie pytanie, co mógłby dać krajowi prezydent Cimoszewicz, czego nie można by się spodziewać po Olechowskim. Jest rzeczą dziwną, że po tym, co Cimoszewicz wyrządził swoim zwolennikom w ostatnich wyborach, jego kandydatura ciągle jeszcze się pojawia. Jedyne racjonalne wyjaśnienie jest chyba takie, że osoba tego narcyza jest podrzucana lewicy w intencji dywersyjnej, żeby jej skomplikować wyłanianie kandydata serio. Chociaż pogląd Władysława Frasyniuka zasadniczo wydaje mi się słuszny, niektóre jego sformułowania są niezbyt celne. Pisze on na przykład, że opowiedzenie się za Olechowskim byłoby dowodem odwagi. Czy mamy rozumieć, że zwolennikom tego kandydata grozi niebezpieczeństwo? Nie widzę tego, a gdzie nie ma niebezpieczeństwa, tam nie ma też miejsca na odwagę. Gdybym chciał zjednać sobie wyborców, nie apelowałbym do ich odwagi, ponieważ przeważnie odważni nie są i jeśli zwietrzą, że bezpieczniej jest głosować na Kaczyńskiego lub Tuska, to na nich, a nie na konkurenta, zagłosują. Podobnie nigdy nie obiecywałbym wyborcom, że wyzwolę ich energię (jedno z haseł byłej Unii Wolności), ponieważ ludzie cierpią na brak energii, o czym świadczy pochłanianie przez nich niesamowitej ilości pigułek witaminowych i napojów energetyzujących. Nawet najsilniejsi z nich – biegacze, skoczkowie, pięcioboiści i inni podobni – sięgają po środki dopingujące nie po to, żeby wyzwolić swoją energię, lecz żeby sobie jej dodać. Nie mówię, że odwaga jest potrzebna do obalenia (w drodze wyborów) obecnie rządzącego układu Platformy i PiS-u. Twierdzę natomiast, że ten układ jest niebezpieczny zarówno dla kraju, jak i nas, pojedynczych ludzi. Obie te partie powołały i utrwalają instytucje służące do prześladowania ludzi. Taką instytucją jest na przykład IPN, który może każdego człowieka pełnoletniego w czasach PRL oskarżyć o zbrodnię, ponieważ najdrobniejsze wykroczenie ma prawo zakwalifikować jako zbrodnię komunistyczną. Jest tylko kwestią interesu partii – jednej lub drugiej – kogo się wyselekcjonuje do ukarania. Powołana przez te partie służba superspecjalna wybiera, jeśli chce, według zamówienia partii rządzącej jakiegoś obywatela i wielkim nakładem przebiegłości nakłania go, aby wziął do rąk nienależne mu pieniądze. Gdy jeden agent usiłuje wręczyć te pieniądze, dwóch innych czeka za drzwiami, aby natychmiast nałożyć kajdanki temu, który by tych pieniędzy dotknął. Te metody stosuje się i do ministra, i do lekarza, i do zwykłego pana Ryby. Szokujące użycie służby specjalnej do sfingowania intrygi, mającej doprowadzić do aresztowania urzędującego ministra, kompromitującego koalicjanta, jest eufemistycznie nazywane „aferą gruntową”. Platforma Obywatelska z Donaldem Tuskiem na czele tak skombinowała sejmową komisję śledczą, aby to skandaliczne wydarzenie nie zostało ani napiętnowane, ani wyjaśnione. Władza, która stosuje takie metody lub na nie patrzy przez palce, jest prawdziwie niebezpieczna. Między PiS-em a PO nie zachodzi taki stosunek jak między partią rządzącą a opozycją. Frasyniuk słusznie pisze o „wyjątkowo aktywnej koalicji POPiS”. Powrót na scenę polityczną Pawła Piskorskiego i powstanie nowej partii pod starą nazwą Stronnictwa Demokratycznego wielu powitało z nadzieją, że może ukształtuje się wreszcie opozycja przeciwstawiająca się układowi POPiS-owskiemu. (SLD ciągle nie może uwolnić się od wpływów tych, co go oderwali od jego naturalnego elektoratu). Nie wszystko jednak, czego dowiadujemy się o tym stronnictwie, umacnia tę nadzieję. Powiadomienie wyborców, że „my zrobimy to lepiej, co chce zrobić Platforma”, raczej nie przyciągnie ich uwagi. Wszystkie kluby partyjne w Sejmie zwalczają się lub – nawet częściej – ze sobą współpracują, ale oznajmienie przez Piskorskiego, że Stronnictwo Demokratyczne w przyszłej kadencji będzie – czasem – współpracować z PO, było nie tylko przedwczesne, ale zacierało i tak nie dość wyraźną różnicę programową między tymi partiami. Paweł Piskorski i Andrzej Olechowski mają wspólną cechę,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 29/2009

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony