Dowiesz się, za kogo siedzisz

Dowiesz się, za kogo siedzisz

O zabójcy mówiono „Adam z Warszawy”. A że był to Adam Ch., a nie Adam D., policji, prokuraturze i sądom jakoś umknęło Od prawie dziesięciu lat święta Bożego Narodzenia oznaczają dla niej wyjazd – często na drugi koniec Polski – do kolejnego zakładu karnego, gdzie jej mąż, Adam, odsiaduje 25-letni wyrok. – Od początku wiedziałam, że jest niewinny, teraz wreszcie mam dowody. Zrobię wszystko, mogę nawet sprzedać mieszkanie na koszty, ale doprowadzę do ponownego procesu – zapewnia mnie, gdy się rozstajemy. Szybkim, zdecydowanym krokiem mija uliczny tłum. Jest taka krucha, z daleka nie do odróżnienia od uczennic z pobliskiego liceum, które ze śmiechem wysypały się na chodnik. Sędzia Piwnik zwraca uwagę Pierwszy poważny sygnał, że Adam Dudała może być niewinny, wyszedł w roku 2008 z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. Barbara Piwnik była referentem aktu oskarżenia mec. Jana Widackiego, którego proces miał się zacząć. Sędzia wnioskowała o zwrócenie akt prokuraturze w Białymstoku, dopatrzyła się bowiem wielu braków na etapie postępowania przygotowawczego. Wskazała, co należałoby uzupełnić. Na długiej liście mankamentów znalazło się m.in. zalecenie ustalenia charakteru kontaktów Sławomira R., pseudonim „Woźny” (którego wyjaśnienia, a raczej, jak się potem okazało, oszczerstwa, były podstawą oskarżenia znanego adwokata), z funkcjonariuszami CBŚ w Białymstoku i tamtejszymi prokuratorami. Ponadto sędzia referent stwierdziła, że zobowiązana jest zwrócić uwagę sądu apelacyjnego na to, że w toczących się w jej wydziale dwóch sprawach o sygnaturach VK 87/05 i VK 64/05 ujawniono okoliczności mające związek ze sprawą zabójstwa Mirosława K., pseudonim „Kozyr”, w 1999 r. w Wiartlu. Został wtedy skazany na 25 lat Adam Dudała, określany w śledztwie jako „Adam z Warszawy”. Dudałę uznano za zabójcę wyłącznie na podstawie tego, co powiedział również podejrzany w tej sprawie Sławomir R. „Należy wyjaśnić – napisała sędzia Piwnik w opinii – kwestię ujawnionej u Sławomira R. pocztówki z przełomu lat 2003-04”. Sąd apelacyjny uznał jednak, że braki w materiale dowodowym można uzupełnić w trakcie procesu. Proces mecenasa się zaczął. Sprawa zabójstwa w Wiartlu (z którą oskarżony nie miał nic wspólnego) miała szanse wypłynąć tylko dzięki wnikliwości przewodniczącej składu sędziowskiego. Została nią sędzia Małgorzata Wasylczuk. Co się zdarzyło w Puszczy Piskiej? W lipcu 1999 r. do letniskowej wsi Wiartel na skraju Puszczy Piskiej przyjechali samochodami Jarosław K. z Łomży, pseudonim „Kowal”, Sławomir R. z Białegostoku, Jan M. z Zambrowa i mężczyzna określany potem w aktach śledczych jako „Adam z Warszawy”. Mieli broń i kije bejsbolowe. Po drodze, w Łomży, zabrali do pomocy jeszcze kilku innych mężczyzn. Zamierzali rozprawić się z „Kozyrem”, który poprzedniego dnia ze swymi kumplami pobił na biwaku Tomasza M., ochroniarza w agencji towarzyskiej. W tamtych latach haraczami od właścicieli sekretnych lokali na Mazurach dzielili się gangsterzy grup olsztyńskiej i łomżyńskiej. „Kozyr” trzymał z olsztyniakami, Tomasz M. – z Łomżą. Ci, którzy przyjechali na „rozkminkę” do Wiartla, byli z mafii łomżyńskiej. Pod domem „Kozyra” Sławomir R., pseudonim „Woźny”, i Jarosław K., „Kowal”, pałkami zaatakowali ochroniarza. Przyszło im to łatwo, bo napadnięty był pijany. Skutego kajdankami wrzucili z pomocą „Adama z Warszawy” do bagażnika samochodu. Był już wieczór, gdy dojechali do puszczy. Tam, na polanie zaczęło się przesłuchanie „Kozyra”. Bili go, kopali. Sławomir R. przypalał mu skórę, nacinał tasakiem, inny napastnik oblał ofiarę moczem. „Kozyr” nie chciał zdradzić knowań gangsterów z Olsztyna. Wtedy „Kowal” z Adamem strzelili do niego najpierw śrutem, potem z ostrej broni. Niedającego oznak życia ochroniarza wyrzucili do przydrożnego rowu. Tam wykrwawił się na śmierć. Dwa tygodnie po zabójstwie „Kozyra” ci sami sprawcy – oprócz Jana M. z Zambrowa – pojechali do Olsztyna rozprawić się raz na zawsze z Januszem B., pseudonim „Burak”, przeciwnym „łomżyniakom” szefem kilku agencji towarzyskich. Tym razem wyrok śmierci wykonał swoim pistoletem „Adam z Warszawy”. Sprawy obu morderstw prowadziła prokuratura w Białymstoku. Sławomir R. od pierwszego dnia ochoczo z nią współpracował. Dzięki temu śledczy szybko poznali prawdziwe nazwiska podejrzanych. Jedyne problemy mieli z rozszyfrowaniem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 51-52/2010

Kategorie: Reportaż