Na świecie jest ponad miliard ludzi, którzy nie mogą udowodnić swojej tożsamości Historia 21-letniego dziś Lucasa Veleya była w ubiegłym roku jedną z najszerzej komentowanych w kanadyjskich mediach. Chłopak, niemający większych problemów zdrowotnych, żyjący z rodzicami w niewielkiej osadzie Bellrock, w połowie drogi między Ottawą a Toronto, według kanadyjskiego rządu… nigdy nie istniał. Choć był leczony u państwowych lekarzy, uczęszczał do publicznych szkół, funkcjonował w społeczeństwie jak inni obywatele, formalnie nigdy obywatelem nie został. Veley nie urodził się bowiem w szpitalu ani w innym punkcie opieki zdrowotnej, ale w domu. Z tego względu rodzice musieli zgłosić jego narodziny korespondencyjnie. Tą samą drogą złożyli wniosek o akt urodzenia i przesłali dokumenty niezbędne do zarejestrowania syna w rządowych systemach. Dokumenty jednak nigdy nie dotarły na miejsce. Zgubiły się najpewniej po drodze, a rodzice Lucasa uznali to za naturalny bieg spraw. Urzędowe dane nie były im zresztą potrzebne w codziennym życiu na prowincji. Nieistnienie Lucasa dla kanadyjskiego państwa wyszło na jaw, dopiero gdy skończył 16 lat i wszedł w pierwszy w życiu kontakt z rządem federalnym w Ottawie. Próbując złożyć wniosek o kartę potwierdzającą ubezpieczenie zdrowotne, dowiedział się, że nie figuruje w spisie obywateli. Sprawa Lucasa Veleya została jednak nagłośniona przez media, szybko trafiła też na biurka parlamentarzystów. Niedopatrzenia kanadyjskiej poczty i innych instytucji publicznych zostały naprawione, chłopak stał się pełnoprawnym obywatelem. Jego szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że urodził się w Kanadzie, w której z uwagi na ogromne przestrzenie dzielące duże ośrodki miejskie i odcięcie wielu mieszkańców od rządowego nadzoru obieg dokumentów rzeczywiście jest utrudniony, ale jednocześnie będącej krajem rozwiniętym, bogatym, gdzie takie błędy błyskawicznie mogą zostać naprawione. O podobnym komforcie może jedynie pomarzyć większość z ponad miliarda ludzi, którzy przez większość życia nie są w stanie formalnie udowodnić swojej tożsamości. Oznacza to w praktyce, że są na stałe wykluczeni z niemal wszystkich procesów cywilizacyjnych. Nie mogą wziąć kredytu, zarejestrować samochodu, kupić telefonu komórkowego na abonament, często też głosować w wyborach. Od urodzenia do śmierci najpierw nie istnieją w oczach państwowej administracji, potem co najwyżej stają się numerem w statystyce zgonów czy na liście ofiar konfliktów zbrojnych. Zdecydowana większość nieidentyfikowalnych osób mieszka na co dzień w najuboższych rejonach świata. Według badań przeprowadzonych w 2018 r. przez grupę analityków Banku Światowego ponad połowa z miliarda ludzi bez legalnego dowodu istnienia żyje w Afryce. 81% to mieszkańcy krajów Afryki Subsaharyjskiej i Azji Południowo-Wschodniej, a aż 40% pochodzi z jednego z 21 najbiedniejszych państw na świecie. Bank Światowy szacuje, że w tej niechlubnej statystyce nierejestrowania obywateli przodują Etiopia, Nigeria, Tanzania, Uganda, Indonezja i Afganistan. Problem nieposiadania formalnego aktu urodzenia czy jakiegokolwiek dokumentu tożsamości zdecydowanie częściej niż mężczyzn dotyka kobiety. W Afganistanie, Pakistanie i Beninie nawet 45% kobiet może nie mieć żadnego urzędowego dowodu na istnienie, podczas gdy w „najgorszych” krajach w tym zestawieniu wykluczenie mężczyzn nie przekracza 15%. W wielu przypadkach ta dysproporcja uwarunkowana jest kulturowo. Przygotowany przez UNICEF raport na temat płciowych aspektów wykluczenia społecznego wskazuje jako rejony szczególnie problematyczne dla kobiet, co łatwo przewidzieć, głównie Bliski Wschód. Ponieważ w krajach zdominowanych przez radykalne odłamy islamu, takich jak Arabia Saudyjska i Iran, kobiety i tak tradycyjnie pozostają poza życiem społecznym, często po prostu nie są rejestrowane. Bo i po co miałyby być, skoro w ślad za takim formalnym uznaniem nie szłyby żadne prawa. W innych częściach globu dziewczynek się nie rejestruje, bo ich przyjście na świat jest dla rodziny wstydem. Kobiety nie mogą bowiem – formalnie bądź nie – dziedziczyć majątku, decydować o losie gospodarstwa, prowadzić własnej działalności gospodarczej. Ich niebyt jest w takich przypadkach decyzją rodziców, a nie wynikiem nieudolności czy nawet nieistnienia państwa w pewnych częściach kraju. Chowanie dziewczynek przed światem powodowane wstydem czy ich nieprzydatnością jest niestety bardzo rozpowszechnione w Afryce Subsaharyjskiej. Najgorzej pod tym względem, jak donosi UNICEF, wygląda sytuacja w Somalii, gdzie szanse chłopca na zarejestrowanie jego narodzin są statystycznie aż o 18% większe. Portal Equal Times wskazuje też inny bardzo często występujący problem z rejestracją dzieci – brak urzędów, w których można by to zrobić. Nawet jeśli