Dramat węgierski

Dramat węgierski

Gdy Viktor Orbán roztacza wizję rozwoju Węgier razem z Europą Środkową, to ta retoryka nie jest pustosłowiem Dzieło prof. Bogdana Góralczyka, zatytułowane „Węgierski syndrom Trianon”, jest w swoim głównym założeniu monografią historyczną, ale nie tylko tym. Jest również traktatem politycznym, wplecionym w oryginalną narrację, a w wielu fragmentach także porywającym esejem. Mamy książkę bardzo w Polsce potrzebną, pokazującą dramat najnowszych – od połowy XIX w. – dziejów najbliższego nam narodu, który w warunkach II wojny światowej dochował nam przyjaźni, mimo że znajdował się po drugiej stronie wojennego frontu. Węgry były jedynym krajem sąsiednim, gdzie Polacy mogli się czuć bezpiecznie, liczyć na opiekę władz i życzliwość ludności. „Przez terytorium Węgier – pisze Bogdan Góralczyk – przeszły po klęsce wrześniowej tysiące polskich żołnierzy, w tym zrąb późniejszej dywizji generała Maczka. Trafiło tam do 120-140 tys. Polaków, a blisko 5 tys. żołnierzy, których nigdy nie traktowano jako jeńców wojennych, i ponad 9 tys. cywili pozostało na Węgrzech przez całą wojnę”. Tematyka polska jest w książce marginalna, ale wspomniane fakty warto było przypomnieć jako ilustrację, czasem aż zadziwiającej, przyjaźni węgiersko-polskiej. Rzucone niemal przypadkowo hasło o potrzebie wspólnej granicy stało się w okresie międzywojennym czynnikiem politycznego zbliżenia. Jeden z francuskich teoretyków polityki zastanawiał się, dlaczego w bloku wschodnim najbardziej oporne na przyjęcie komunizmu były Węgry i Polska. Przyczyny dopatrywał się w tradycjach ustrojowych – społecznych i państwowych. Oba narody panowały nad mniejszościami w swoich państwach o strukturze imperialnej. Stąd pochodziło ich poczucie wyższości. Ustroje miały zbliżone, ale nie identyczne: wyższe kręgi szlachty węgierskiej, instytucjonalnie biorąc, były arystokracją, podczas gdy w Polsce zapanowała pozbawiona „instynktu państwowego”, anarchiczna, magnacka oligarchia, która wcześnie utraciła etos arystokratyczny, jaki podobno kiedyś przejawiała. Te różnice, choć cienkie, są dostrzegalne w kulturze politycznej obu krajów do dziś. Węgierskie przedmurze Autor „Węgierskiego syndromu Trianon” zrezygnował z kuszących polskiego czytelnika rozważań porównawczych Polska-Węgry. Gdyby miały być utrzymane na takim poziomie naukowym, jaki sobie w tej książce wyznaczył, musiałby powiększyć ją o drugie 372 strony. Autor niniejszego tekstu prosi o wyrozumiałość, że właśnie polskiej problematyce poświęca nieproporcjonalnie dużo uwagi. Polacy nie przyswoili sobie tej wiedzy, że Węgrzy z większym prawem niż my uważają się – choćby z racji położenia geograficznego – za antemurale christianitatis (przedmurze chrześcijaństwa – przyp. red.). Że Węgrzy mają bliższe związki z Zachodem niż my, wiedzą ludzie uczeni. O naszych „bratankach” wydano więcej książek, a w tych książkach jest mniej błędów niż w tym, co pisano o Polsce. I wreszcie fakt, o którym powinniśmy myśleć, choć nam to przyjemności nie sprawi: mimo że Polska jest terytorialnie i ludnościowo znacznie większa od Węgier, to jednak w polityce międzynarodowej my znaczymy mniej niż oni. Tak było dawniej i tak jest obecnie. Niby Kaczyński jest wymieniany jednym tchem z Orbánem, ale ten drugi wywiera widoczny wpływ na zachodnią prawicę, czego nie można powiedzieć o jego polskim odpowiedniku. Gdy Viktor Orbán przy różnych okazjach roztacza wizję rozwoju Węgier razem z Europą Środkową, to ta retoryka nie jest pustosłowiem, ponieważ ma za sobą nie bardzo dawną przeszłość, kiedy Węgry takim kwitnącym i przodującym krajem już były. Bogdan Góralczyk zaskakuje czytelnika opisem tego okresu, o którym tak mało wiemy. Budapeszt przed I wojną światową był jedną z najszybciej rozwijających się metropolii Europy. Dopiero pod koniec pierwszego dziesięciolecia XX w., pod względem osiągnięć mierzalnych, został wyprzedzony przez Manhattan. Już w 1879 r. oddano tam do użytku jedną z najlepszych sieci wodociągowych na świecie, dwa lata wcześniej ruszyły tramwaje elektryczne, wprowadzono trolejbusy. Stolica Węgier zachwycała splendorem architektury, 600 kawiarni świadczyło o wesołości życia i długo można wyliczać przykłady ówczesnej urody miasta. Dodam nawiasem, że jeszcze w czasach komunistycznych Budapeszt był częściej odwiedzany przez turystów zachodnich niż Warszawa. Wojna światowa położyła kres tej pięknej epoce. Węgry, razem z Austrią, wychodzą z niej pokonane. Traktat podyktowany w Trianon przez zwycięskie mocarstwa pozbawia Węgry terytoriów zamieszkanych przez mniejszości etniczne. Odebranie Węgrom Siedmiogrodu jest

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2022, 2022

Kategorie: Opinie