Dwa wały Wielkiego Lecha

Trwa wojna o Wałesę sprowokowana książką Cenckiewicza i Gontarczyka. Są to historycy o bardzo wyrazistej postawie politycznej, ludzie pisopodobni, i to nie pozostaje bez wpływu na sposób, w jaki widzą i opisują wydarzenia historyczne. Już w artykule opublikowanym przez „Rzeczpospolitą” to polityczne zniekształcenie widać. Piszą, że Macierewicz dostarczył spisy agentów do Sejmu i tego samego dnia rząd Olszewskiego został obalony. Świadomie lub nieświadomie sugerują ścisły związek jednego z drugim. Otóż los rządu Olszewskiego nie został przesądzony 4 czerwca 1992 r., lecz dwa dni wcześniej, 2 czerwca, i to nie w Sejmie, lecz w restauracji Lers, która istniała wtedy koło Arsenału. Tam właśnie został zawarty kontrakt między Unią Demokratyczną a PSL, że jeśli PSL zagłosuje za wnioskiem Unii o dymisję rządu, złożonym zanim jeszcze Korwin-Mikke wyskoczył z agentami, a zadecydowanym na dwa tygodnie bodajże wcześniej przez władze UD, jeśli więc PSL zagłosuje za tym wnioskiem, to UD poprze kandydaturę Pawlaka na premiera. I cokolwiek wydarzyłoby się tego 4 czerwca, rząd i tak by upadł. Unia zaś zgłosiła wniosek o dymisję rządu, bo był to rząd fatalny, rząd nieudaczników i narwańców, a ponadto wniosek o dymisję zamierzał zgłosić SLD i Unia nie chciała być postawiona w sytuacji zmuszającej do poparcia postkomunistów. Mechanizm upadku rządu Olszewskiego jest więc o wiele bardziej złożony, niż to pokazuje kłamliwy filmik „Nocna zmiana”, na której niczego istotnego już nie postanowiono, bo wszystko, co istotne, zrobiono wcześniej. Ten mit obalenia rządu Olszewskiego jako skutek teczek Macierewicza powtarzają Cenckiewicz i Gontarczyk.
Drugie przekłamanie wiąże się z rolą Andrzeja Milczanowskiego. Miał on szybko przejąć MSW, ale nie dlatego, żeby zabezpieczyć teczki Bolka, lecz dlatego, że przed 4 czerwca chodziły pogłoski o zamiarach premiera i jego otoczenia posłużenia się Nadwiślańskimi Jednostkami MSW dla jakichś niekonstytucyjnych działań. I śladów tego szukano w sejfach. To nigdy nie zostało do końca wyjaśnione i Milczanowski miał właśnie przeciąć takie ewentualne szaleństwa. I to nie Wałęsa go o to prosił, ale Tadeusz Mazowiecki.
Dzisiaj obaj bracia Kaczyńscy grzmią na agenta Bolka, jakby dowiedzieli się o tym, kiedy on ich powyrzucał ze stanowisk. Grzmią, mówiąc, że wysługiwał się byłym esbekom, kiedy został prezydentem, że ulegał ich szantażowi, choć nie podają na to żadnego dowodu czy poszlaki. Bardzo u nich ta wiedza, że Bolek to Wałęsa, wywołuje na Wielkiego Lecha oburzenie. Ale przecież nie zawsze tak było. Bracia Kaczyńscy wiedzieli, że Lech ma za sobą jakieś związki z bezpieką z początku lat 70. Pamiętam wydarzenia przed drugą turą wyborów prezydenckich w 1990 r., kiedy Tymiński wyciągnął tzw. czarną teczkę, mówiąc, że ma w niej bardzo kompromitujące materiały na Wałęsę. I wtedy do Urzędu Rady Ministrów, gdzie jeszcze trwał rząd Mazowieckiego, posypały się alarmistyczne prośby ze sztabu wyborczego Wałęsy, że może on mieć coś kompromitującego i byśmy coś zrobili, aby Tymińskiemu przeszkodzić. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem, że chodzi o teczkę agenta Bolka, którym miał być podobno Lech Wałęsa. Jak widać, ta wiedza Kaczyńskim nie przeszkadzała w byciu jego najzagorzalszymi promotorami. Dlaczego? Może dlatego – to jest hipoteza – że uważali, iż taka słabość Lecha z dawnych lat będzie im wygodna do lepszego trzymania go w garści. I jeśli na to liczyli, to się zawiedli, bo Lech nie dał się trzymać, tak jak i bezpiece, i braci wywalił z posad.
Choć nie mam zaufania do tych dwóch autorów, gotów jestem uznać, że to, co napisali o Lechu z początku lat 70., jest generalnie prawdą, bardzo oczywiście przykrą. Ale jest w ich książce także to, jak Wałęsa kilka lat później pokazał bezpiece wała i pokazywał im go najpierw przez dwa lata, aż wreszcie umęczeni przez tego swojego TW zrezygnowali z niego „z powodu braku chęci do współpracy” takiej, że mówił nawet o wyrzucaniu ze stoczni czerwonych pająków. A potem przyszła wielka rola, która już zdecydowała o miejscu Wielkiego Lecha w historii ojczystej i nie popsuło tego nawet pokazowe spieprzenie prezydentury. Nie popsuje tego i ta książka.

Licznik prezydencki
Do końca kadencji „Prezydenta Swojego Brata” zostało 857 dni.

 

Wydanie: 2008, 26/2008

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy