Dzieci z Chmielnickiego

Dzieci z Chmielnickiego

fot. Helena Leman Wszystkie zdjêcia s¹ z Wygonina. Przesy³am zdjêcia, gdzie dzieci stoj¹ ty³em i tak ma byæ, gdy¿ jeszcze nie maj¹ ustalonych przez s¹d tymczasowych opiekunów i ktoœ móg³by mieæ pretensje, ¿e bez ich zgody dzieci s¹ fotografowane. Na fotach dyrektorka Domu Wczasów Dzieciêcych w Wygoninie Iwona Plutowska z ch³opakami. £apki i zaj¹ce robione przez dzieci. £apki s¹ logo akcji prowadzonej przez przez fundacjê Happy Kids.

161 podopiecznych domów dziecka z zachodniej Ukrainy na Kaszubach znalazło swój nowy dom W sobotę, 2 kwietnia, minął miesiąc, odkąd przyjechały z objętej wojną Ukrainy na Kaszuby, zebrane z domów dziecka w obwodzie chmielnickim. W Domu Wczasów Dziecięcych w Wygoninie już się zadomowiły. Choć na dworze przenikliwy ziąb i mocno wieje, spacerują, biegają, szaleją na rowerach po alejkach rozległego, ukrytego w lesie ośrodka na jeziorem. Pierwsi podchodzą do mnie nastoletni chłopcy, są ciekawi, po co przyjechałam. Gdy odpowiadam, że czekam na dyrektorkę, natychmiast przejmują inicjatywę. Pędzą do budynku, dzwonią do jej biura, a gdy nikt nie otwiera, pocieszają mnie, że pani direktor na pewno się zjawi. Opisują, jak wygląda, jakim jeździ samochodem, zapewniają, że w ośrodku jest normalno, a jedzenie jest dużo dobre. Rozmawiamy trochę po polsku, trochę po ukraińsku, wspomagając się translatorem. Po rosyjsku nikt tu mówić nie chce. Poważny 14-letni Wasia zostaje ze mną dłużej. Opowiada, że lubi matematykę, fizykę, zajęcia komputerowe i lekcje języka ukraińskiego. Marzenia ma dwa: żeby wojna się skończyła i żeby mógł wrócić do Ukrainy. Chce zostać kierowcą miejskiego autobusu w swoich Antoninach. W Wygoninie jest razem z bratem, ich ojciec nie żyje. Gdy nadjeżdża Iwona Plutowska, szefowa ośrodka, chłopaki ruszają razem ze mną do jej gabinetu. Żeby chociaż troszkę z nią pobyć, poprzekomarzać się, pożartować, a może przy okazji zdobyć soczek, którego dyżurna zgrzewka stoi na szafie. Gdy okazuje się, że kobieta przywiozła adidasy dla Artema, który na rowerze jeździ w plastikowych klapkach, pozostali też chcą takie – jak to w rodzinie. – Pani direktor, 37! 38! 39! – wykrzykują swoje rozmiary. Sportowe krosiwki (trampki), noski (skarpety) i futbołka (koszulka) to marzenie wielu z nich. Starszych interesuje także monitoring, jeden z nastolatków jest ciekaw, czy dyrektorka zauważyła na monitoringu jego rowerową wywrotkę. Ta grozi mu tylko palcem, co wzbudza powszechną wesołość. W sprawie rowerów ciągle wpływają skargi, że ktoś za długo katajetsa, a drugi na przejażdżkę nie może się doczekać. – Na 85 podopiecznych mamy 20 rowerów, wczoraj podarowano nam dwa, uważam, że to wystarczy, dzieci będą jeździły na wycieczki w małych grupach – tłumaczy Iwona Plutowska. Po południu wycieczkę rowerową planuje grupa szósta. Dyrektorka jednak nie daje się przekonać, mówi, że jest za zimno i zbyt niebezpiecznie, nawet na terenie ośrodka wicher złamał konar. Stworzyć namiastkę domu Iwona Plutowska nie chce wprowadzać drylu, ale czasem, aby opanować cały ten żywioł, musi podnieść głos. Kiedy woła: „Cicho!”, nastolatkowie kładą palec na ustach i szepczą: „Ticho, tichońko, tichajko”, aby ją rozśmieszyć i rozładować napięcie. Żeby spokojnie porozmawiać, musimy zamknąć drzwi na klucz, a i tak dzieciaki się dobijają. Najwytrwalszy jest mały Pietia, który chce czekoladku. Choć wie, że słodycze są po obiedzie, próbuje postawić na swoim. – Dzieci do nas przyjechały z torbami łakoci, którymi ludzie obdarowywali je po drodze – tłumaczy dyrektorka. – Przyzwyczaiły się do tych słodkości, a my próbujemy to zmienić i wprowadzić zdrową dietę oraz uporządkowany rozkład dnia. Pobudka jest o 8 rano, pół godziny później zaczyna się śniadanie, po nim jest jeszcze czas na sprzątanie pokoi. Od godz. 10 do 13 trwają zajęcia w grupach. We wtorek, środę i czwartek warsztaty plastyczne prowadzi wolontariuszka pani Ola, w piątek są prace techniczne oraz gry sportowe i ruchowe, np. zumba. W poniedziałki szykujemy zawsze jakąś niespodziankę. Były już zajęcia z karate i pokaz magii. Obiady są między 13 a 14, potem poobiednia drzemka i podwieczorek z owocami i słodyczami oraz kolacja. Próbujemy im stworzyć chociaż namiastkę domu. A to wcale łatwe nie jest, gdyż do Wygonina trafiły sieroty w wieku 4-17 lat aż z pięciu różnych domów dziecka w obwodzie chmielnickim, są wśród nich dzieci niepełnosprawne i ze szkół specjalnych, dla których zorganizowana została terapia zajęciowa w niedzielę. Najliczniejsza, bo 50-osobowa, jest grupa w wieku 11-14 lat. Podopieczni ośrodka podzieleni są na dziewięć grup, pieczę nad każdą sprawuje dwóch opiekunów, polski i ukraiński. Ten ostatni musi uzyskać najpierw sądowy status tymczasowego opiekuna dzieci w swojej grupie, aby potem wystąpić o nadanie im numerów PESEL. Bez tego nie można zapisać dziecka do polskiej szkoły, leczyć itp. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2022, 2022

Kategorie: Kraj