Dziennikarze – hieny czy IV władza

Dziennikarze – hieny czy IV władza

To sama okrutna i naga prawda – twierdzą internauci Artykuł o środowisku dziennikarzy III RP („Przegląd” nr 3), przedrukowany w portalu Onet, wywołał żywą dyskusję internautów. Wprawdzie autorzy opinii nie podawali swego wieku (choć próbowali zorientować się, ile lat ma autorka, co dla tego tekstu nie jest bez znaczenia), ale sądząc po niektórych wyznaniach osobistych, są to osoby młode. I raczej z kręgu czytelników niż pracowników mediów. Do wymiany opinii o dziennikarzach zapaliło internautów zacytowane w artykule stwierdzenie Kazimierza Kutza, że „nieskurwionych dziennikarzy w każdym mieście można policzyć na palcach jednej ręki”. Dyskutanci podchwycili ten ton. „Dziennikarz to donosiciel, plotkarz, panikarz”, pisze „propal”. „Naginają normy etyczne”, dodaje kolejny dyskutant. „Obecnie na palcach jednej ręki – dowodzi dalej „propal” – można wyliczyć dziennikarzy z prawdziwego zdarzenia, tj. ludzi pióra pozytywnie oddziałujących na przemiany w społeczeństwie (m.in. tzw. konstruktywna krytyka). Reszta to reporterzy z łaski, nie wiadomo czyjej, i poza jakąkolwiek kontrolą (zob. np. radiostacje komercyjne). (…) Ta większość przypomina hieny goniące wyłącznie za sensacją, handlarzy obłudy i kłamstwa, nieuctwa i pomówień. Śmiertelni wrogowie Polski i narodu byliby z was dumni! Oskarżam struktury i system odpowiedzialny za szkolenie i dopuszczanie tzw. reporterów do wykonywania szczytnego zawodu zwanego dziennikarstwem. Uliczników i łobuzów nie można dopuszczać do publikatorów”. „Uważam – pisze „nobo” – że dziennikarstwo to jeden z mniej ambitnych zawodów. Oczywiście, są też dziennikarze, których szanuję, ale oni stanowią zdecydowaną mniejszość w całym tym motłochu pismaków”. „Obserwuję to, co dzieje się w publikatorach – włącza się do dyskusji „nata” – i z wielkim bólem i muszę stwierdzić, że w artykule jest sama okrutna i naga prawda”. Pracować przecież trzeba Merytorycznie największe zainteresowanie wzbudziła ta część publikacji, w której piszę na temat dziennikarstwa śledczego. Dowodzę, że obecnie, choć zdarzają się takie sytuacje, iż ciekawy temat sam wpadnie dziennikarzowi w ręce, częściej przynosi go do redakcji poseł, biznesmen lub pracownik pewnych służb, bo mają w tym własny interes. Czasem jest on zgodny z interesem właściciela, który właśnie zabiega o dostęp do reklamy albo chce załatwić przeciwnika w imieniu sił politycznych, z którymi się utożsamia (i ma nadzieję, że go za to wynagrodzą). Nie zawsze wykonawca polecenia naczelnego (zwłaszcza młody wiekiem) wie, o co toczy się gra. Zazwyczaj nie wie. Ale nawet ta niewiedza – twierdzę w „Przeglądzie” – nie osłania dzisiejszych dziennikarzy przed stale towarzyszącym im stresem. Jak wynika z badań socjologicznych, tylko 16% nie martwi się o przyszłość – są to osoby nierzadko już funkcyjne. Nie ma wprawdzie instytucji cenzury, ale mimo to pracownicy mediów zdają sobie sprawę z istniejących ograniczeń i nacisków – jako sprawcy tych sytuacji zazwyczaj wskazywani są właściciele i szefowie redakcji. „Taka jest rzeczywistość – pisze w Onecie „mars”, wyraźnie utożsamiający się z mediami. – Niestety (a może na szczęście) dziennikarze są takimi samymi ludźmi, jak reszta społeczeństwa. Ani lepszymi, ani gorszymi. Odsetek łajdaków i „pomników” jest w tym zawodzie taki sam jak w innych. Nieszczęście owego fachu polega na czym innym: na tym mianowicie, że należy w nim nieustannie iść na niewesołe kompromisy z czymś, co kiedyś nazywało się cenzurą prewencyjną, a dziś nazywa się „polityką gazety”. Nie znam ani jednego medium wolnego od owej polityki. Znam za to wiele przypadków, gdy świetny, demaskatorski tekst nie poszedł, bo… Właśnie, od owego „bo” rozpoczyna się zdanie naczelnego tłumaczącego, dlaczego materiał się nie ukaże (jeśli naczelny ma ochotę w ogóle się tłumaczyć). I to jest prawdziwy problem, który owocuje rodzajem nienawiści do np. swojej gazety. A pracować przecież trzeba, więc trzeba zagryzać wargi, milczeć i robić dobrą minę do złej gry. Znam wielu dziennikarzy, którzy wobec takiego stanu rzeczy drukują swoje „niepuszczone” teksty w innych gazetach – i wcale nie chodzi tu o wierszówkę, tylko o zwykłą uczciwość. Oj, niejeden zdziwiłby się, gdyby wiedział, kto ukrywa się pod pseudonimami w „NIE”, w „Faktach i Mitach” itp.”. Są też uczciwi – W Polsce wszyscy ludzie mediów mają określone poglądy polityczne. Zawsze gdy spojrzę na wizytówkę dziennikarza, wiem, co on powie i kogo poprze – zwierzał się w „Przeglądzie” Wiesław Żółtkowski, wiceprezes Banku Ochrony Środowiska SA. – Dominuje postawa „w służbie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2003, 2003

Kategorie: Od czytelników