W pierwszej dekadzie XXI w. na skutek anomalii pogodowych zginęło ponad 370 tys. ludzi Klimat najwidoczniej szaleje. W pierwszej dekadzie XXI w. doszło do bezprecedensowych anomalii pogodowych. Fale gorąca, siarczyste mrozy, gwałtowne cyklony, huragany, tajfuny, susze, powodzie i inne pogodowe skrajności zabiły ponad 370 tys. ludzi, o jedną piątą więcej niż w ciągu poprzednich dziesięciu lat. Dekada ta była również najgorętsza od czasu rozpoczęcia pomiarów ok. 1850 r. Takie wnioski wynikają z raportu obejmującego lata 2001-2010, który sporządziła Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) z siedzibą w Genewie, wyspecjalizowana agenda Narodów Zjednoczonych. W przygotowaniu obszernego dokumentu uczestniczyło 189 naukowców, którzy uwzględnili dane ze 139 krajów. Jak wynika z opracowania WMO, w latach 2001-2010 średnia globalna temperatura wzrosła o 0,47 st. C i sięgnęła 14,47 st. C. To największy wzrost temperatur między dekadami od czasu rozpoczęcia pomiarów. Wcześniej średnia długoterminowa, liczona od 1881 r., wynosiła 14 st. C. W latach 90. XX w. przeciętna temperatura wzrosła w porównaniu do poprzedniej dekady „tylko” o 0,14 st. C – informują naukowcy z WMO. Naukowcy biją na alarm Jak podkreśla sekretarz generalny tej organizacji, Michel Jarraud, w omawianym okresie wszystkie lata, z wyjątkiem roku 2008, należały do najgorętszych. Twórcy raportu przyznają, że część niebezpiecznych zmian klimatycznych wynika z naturalnej zmienności cyklu pogodowego – ekstremalne zjawiska zdarzały się przecież we wszystkich epokach. Badacze twierdzą jednak, iż do anomalii przyczyniła się w znacznym stopniu emisja dwutlenku węgla, metanu i innych gazów cieplarnianych, będąca wynikiem działalności człowieka. „Wzrost zawartości w atmosferze gazów cieplarnianych zmienia klimat. Rozległe konsekwencje dotyczą naszego środowiska i oceanów, które absorbują zarówno dwutlenek węgla, jak i energię”, oświadczył Jarraud. Następstwem globalnego ocieplenia jest nasilenie się w różnych częściach świata klimatycznych skrajności, takich jak huragan Katrina w Stanach Zjednoczonych w 2005 r., cyklon Nargis w Birmie w 2008 r., powódź w Pakistanie w 2010 r., katastrofalne susze w Amazonii, Australii i Afryce Wschodniej. Fale piekielnych upałów, które w 2003 r. nawiedziły Europę, a siedem lat później Rosję, doprowadziły do śmierci 136 tys. osób (w poprzedniej dekadzie następstwem upałów było 6 tys. zgonów). Spadła za to o 43% liczba ofiar powodzi, przede wszystkim dzięki lepszemu ostrzeganiu i stworzonym systemom ochronnym. Mimo niemrawych prób ograniczenia emisji kominy, fabryki, elektrownie i rury wydechowe każdego roku wypluwają coraz większe ilości gazów cieplarnianych. Według najnowszych danych Międzynarodowej Agencji Energetycznej, w 2012 r. przemysł energetyczny, odpowiedzialny za dwie trzecie emisji, wytworzył rekordowe 31,6 gigatony dwutlenku węgla. Od początku rewolucji przemysłowej, za który uznaje się rok 1750, zawartość tego gazu w atmosferze wzrosła o 39%. Eksperci ONZ stracili nadzieję, że uda się ograniczyć globalny wzrost temperatur, tak aby do końca XXI w. wyniósł 2 st. C. Zdaniem specjalistów, skutki takiego nagrzania planety uda się jeszcze opanować. Jeśli jednak zrobi się goręcej, konsekwencje będą nieobliczalne. Czas głodu i turbulencji Przybędzie ekstremalnych zjawisk pogodowych, apokaliptycznych huraganów, cyklonów, susz, niszczycielskich ulew i powodzi. W i tak ubogich krajach Afryki dojdzie do potwornych klęsk głodowych, wędrówek ludów, bezlitosnych wojen o wodę i kurczące się zasoby. W Europie rozprzestrzenią się malaria i inne choroby strefy tropikalnej. Jeśli stopnieje wielki pancerz lodowy Grenlandii, poziom oceanów i mórz wzrośnie o 7 m, co doprowadzi do zagłady całych krajów i do globalnego chaosu. Bardzo szybko znikają lody na północy naszego globu. Renomowany brytyjski glacjolog Peter Wadhams z Cambridge uważa, że już latem 2016 r. Arktyka może być całkowicie wolna od lodu. Biała czapa polarna odbijała światło słoneczne, lecz odsłonięty w wyniku topnienia ciemny ocean absorbuje energię. W konsekwencji temperatura na północy wzrasta szybciej, co zagraża lodowcom Grenlandii. W wyniku tego procesu dochodzi do zmian prądów powietrznych i układów ciśnień, co dla Europy Środkowej, w tym Polski, paradoksalnie oznacza ostrzejsze i bardziej śnieżne zimy. Według opublikowanego na początku czerwca raportu „Ograbiona planeta” Klubu Rzymskiego, spalająca ogromne
Tagi:
Krzysztof Kęciek