Gadał Tusk do obrazu

Schował nam się jeden brat Kaczyński, a drugi chce rozmawiać z Donaldem Tuskiem za pośrednictwem Kazimierza Marcinkiewicza, z tym że Kazimierz Marcinkiewicz musi ustalać wszystko wyłącznie z Donaldem Tuskiem, mimo że Donald Tusk posiada w swoich szeregach również mówiących, takich jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, która kiedy chce, to używa słów tak jak zawodowy żołnierz karabinu maszynowego, to znaczy zdecydowanie i szybko. Natomiast kompletnie nie wiadomo, co zrobić z Janem Marią Władysławem Rokitą, który wiedział, jak zostać premierem, ale całkowicie nie wie, co się robi, kiedy się jest wicepremierem, a społeczeństwo w międzyczasie sobie żartuje, mówiąc, że miał być premier z Krakowa w kapeluszu na głowie, a jest premier z kapelusza z Gorzowa, Kazimierz Marcinkiewicz, który otrzymał pseudonim „Brat-man”. Zadajecie pewnie teraz sobie, panie i panowie, pytanie, co z tego wynika. A to, że obie partie puściły na razie zasłony dymne, tylko Prawo i Sprawiedliwość mocniej dymi. Mocniej i sugestywniej. A dlaczego mocniej dymi? Bo chce w ciągu najbliższych dwóch tygodni udowodnić za sprawą przyszłego premiera Marcinkiewicza, że Donald Tusk nie nadaje się do rozmów w sprawie reform gospodarczych i społecznych nawet z Marcinkiewiczem. Więc co? Więc prezydentem powinien być Lech Kaczyński, który nie zabiera głosu w tych przyziemnych sprawach, ponieważ

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2005, 40/2005

Kategorie: Felietony