Górnicy podwójnymi ofiarami

Górnicy podwójnymi ofiarami

fot. archiwum prywatne

Na Śląsku są obawy, że wstrzymanie wydobycia w kopalniach może być pretekstem do ich zamknięcia i zwolnień grupowych Patryk Białas – ekolog, aktywista i niezależny radny Katowic Zdaje się, że wskutek wydarzeń ostatnich miesięcy górnicy ze Śląska będą ofiarami w kilku wymiarach: zakazili się koronawirusem, są stygmatyzowani i są celem hejtu, a na koniec jeszcze stracą pracę? – Zdecydowanie tak, górnicy, ale też inni mieszkańcy Górnego Śląska, wskutek zaniedbań mogą stać się podwójnymi ofiarami obecnego kryzysu. Przede wszystkim trzeba było znacznie wcześniej słuchać prawdziwych ekspertów. Łudzono górników, że nie ma zagrożenia i koronawirus nie pojawi się w kopalniach. Sami górnicy mieli zastrzeżenia do możliwości wdrożenia procedur bezpieczeństwa. W warunkach pracy w kopalniach nie ma możliwości trzymania dystansu, a wysoka temperatura, wilgotność, duże zapylenie, wentylacja sprzyjają rozprzestrzenianiu się wirusa. Kwestią czasu było, kiedy to wybuchnie. A potem nagle zamykane są kopalnie, panuje chaos, w Warszawie zapadają decyzje bez konsultacji z załogami – to nie tworzy zaufania. Dziś w społecznościach górniczych pojawia się spiskowa teoria, że testy przeprowadzane są w tych kopalniach, które pójdą do likwidacji. Na razie 12 kopalni tymczasowo wstrzymało wydobycie, górnicy obawiają się jednak, że przynajmniej niektóre zostaną zamknięte na stałe. Będą? – Podzielam obawy górników, że wstrzymanie wydobycia w kopalniach – rentownych i nierentownych – może stać się pretekstem do ich zamknięcia i zwolnień grupowych. Jeśli właściciel kopalń nie zapewni programów przekwalifikowania i utworzenia nowych miejsc pracy poza górnictwem, na Śląsku mogą wybuchnąć gwałtowne protesty społeczne. Już przed pandemią sytuacja rynkowa górnictwa była bardzo trudna, górnictwo w zasadzie nie działa na podstawie reguł rynkowych, ono było i jest mocno dotowane przez państwo. Czasu dobrej koniunktury węgla nie wykorzystano, aby zrestrukturyzować ten sektor i inwestować w przyszłość. Gdyby firmy górnicze musiały konkurować, część ich aktywów byłaby wygaszona, bo importowany węgiel jest tańszy niż polski. Krótko przed wybuchem pandemii wypłynęły do mediów nieoficjalne informacje, że kilka kopalń już wówczas było przeznaczonych do likwidacji. Dziś mówi się o pięciu. Być może dlatego rząd PiS nie chce pokazać przed wyborami zapowiadanej strategii dla sektora. Jak zatem wygląda prawda, o której się mówi, że wcześniej czy później należy ją górnikom przedstawić? – Mówię to jako Ślązak: wiem, że górnictwa nie należy rozpatrywać wyłącznie w kontekście rynkowym, ma ono duże znaczenie społeczne. To nie tylko wydobycie i sprzedaż węgla, ale też wspieranie lokalnych społeczności i miejsc pracy – pamiętajmy, że jedno miejsce pracy w górnictwie generuje trzy, cztery miejsca pracy w firmach okołogórniczych. To cały system naczyń połączonych. Mimo to górnictwo i energetyka węglowa kosztują podatników bardzo dużo. Na świecie nie bez powodu odchodzi się od paliw kopalnych, jesteśmy świadkami kryzysu klimatycznego. Ale co z argumentem bezpieczeństwa energetycznego? Ono kosztuje, a zatem nie należy traktować górnictwa wyłącznie ekonomicznie. – Trzymamy się nieco przestarzałej, staromodnej definicji bezpieczeństwa. Dla porównania: w dzisiejszym świecie ataków terrorystycznych w informatyce stawia się na rozproszony model zarządzania infrastrukturą, właśnie w celu bezpieczeństwa. Przy budowie centrów przetwarzania danych, aby otrzymywać certyfikat bezpieczeństwa, dubluje się, a czasem potraja całą infrastrukturę. Natomiast nasz system energetyczny to model scentralizowany, w pewnym sensie XIX-wieczny. Budowanie blisko kopalń dużych bloków węglowych jest podejściem archaicznym. Dlatego dzisiaj priorytetem na świecie jest energetyka rozproszona, korzystająca ze źródeł odnawialnych i rozrzuconych. Tak jest bezpiecznej oraz taniej, bo w dobie zamachów terrorystycznych trudniej zrzucić bomby na setki tysięcy małych instalacji energetycznych, niż ustrzelić kilkanaście lub kilkadziesiąt dużych bloków węglowych. To kwestia bezpieczeństwa. Ale co z miejscami pracy, ze społeczeństwem? – Model rozproszony odnawialnych źródeł energii (OZE) niesie także korzyści społeczne. Stawiając na energetykę rozproszoną i mikro- instalacje prosumenckie – gdy konsument energii jest również jej wytwórcą – wyzwala się gigantyczna energia społeczna. Widzimy to choćby w Niemczech. Tam zdecydowanie postawiono na energetykę obywatelską, której podstawą są małe, przydomowe instalacje fotowoltaiczne i energia wiatrowa. Zapewnia to bezpieczeństwo energetyczne lokalnie, a na dodatek tworzy wspólnoty energetyczne, bo ludzie zaczynają rozmawiać o cenach energii, ważne dla nich staje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 26/2020

Kategorie: Wywiady