Praca – tak, wyzysk – nie

Praca – tak, wyzysk – nie

Warszawa 03.12.2019 r. Ngroda im Malachowskiego dl;a Tomasz Sekielski - UP. fot.Krzysztof Zuczkowski

Jak naprawić polską politykę? Waldemar Witkowski – przewodniczący Unii Pracy Unia Pracy podpisała umowę o współdziałaniu z Polską Partią Socjalistyczną, Wolnością i Równością oraz Socjaldemokracją Polską. – To jest porozumienie czterech partii politycznych, ale do współpracy mogą się włączyć także inne podmioty. Chociażby Stowarzyszenie Lewicy Demokratycznej czy Inicjatywa Feministyczna. W naszych obradach brał też udział przedstawiciel związków zawodowych. Jaki jest sens takiej umowy? – Demokratyczna lewica szuka innego rozwiązania, bardziej uwzględniającego interesy pracowników. To znaczy… – Mnóstwo ludzi słyszało o Ignacym Daszyńskim jako o tym, który wprowadzał ośmiogodzinny dzień pracy. Ponad sto lat temu! I tak zostało. My, Unia Pracy, chcemy siedmiogodzinnego dnia pracy, żeby mieć więcej czasu dla siebie, dla rodziny, nie być tylko trybikiem w maszynie najbogatszych na świecie. Inna sprawa – wielu publicystów, polityków dyskutuje na temat rozwiązania problemu mieszkaniowego. Chciałbym przypomnieć, że to właśnie PPS przed II wojną zajęła się   sprawą mieszkań dla zwykłych ludzi. To działacze PPS zakładali pierwsze spółdzielnie. Pan zna się na tym świetnie jako prezes różnych spółdzielni. – Na co dzień jestem spółdzielcą, jestem też wiceprzewodniczącym Krajowej Rady Spółdzielczości. Mogę więc mówić: po co komu własność? Już po transformacji w naszej spółdzielni budowaliśmy mieszkania lokatorskie i ludzie chcieli w nich mieszkać. To bardzo wygodne rozwiązanie. Spółdzielnia bierze na takie mieszkanie kredyt, a ponieważ jest dość dużym podmiotem, nie musi się martwić, że odsetki poszły w górę, bo wie, że za trzy-cztery lata one spadną. Natomiast człowiek, który ma co miesiąc płacić odsetki od kredytu i nie wie, jak wysokie będą one za rok czy dwa, czuje obawę. Bo za moment może się okazać, że te odsetki go zrujnują. A gdy straci pracę… – To jest sytuacja niemoralna. Podobnie jak pomysły polityków – zamrozić raty kredytów bankowych czy nie zamrozić. To do niczego nie prowadzi. Bank jest instytucją, która ma zarabiać. Choćby dla bezpieczeństwa lokat ciułaczy, którzy trzymają w nim oszczędności. To są naczynia połączone. Biedy nie da się podzielić, zera też nie da się podzielić. Natomiast są zdrowe mechanizmy, które można skopiować. W całej Europie Zachodniej są spółdzielnie i potrafią to robić. Wszyscy teraz mówią o mieszkaniach… – Aktywna rola państwa czy samorządu powinna polegać na tym, że na budownictwo mieszkaniowe władza powinna dawać grunt za darmo. Bo to jest realizowanie celów ogólnospołecznych. Kiedy spółdzielnie budowały, to na osiedlach były sklepy, szkoła, przychodnia i inne obiekty użyteczności publicznej. – Zmianę w podejściu do mieszkań widać, gdy porówna się osiedla PRL-owskie z tymi budowanymi przez deweloperów. Spółdzielnie, które budowały 50 lat temu, stawiały nie tylko bloki, ale też szkoły, pawilony handlowe, wszystko, co potrzebne. Oczywiście były patologie, drogi budowano z opóźnieniem. Ale generalnie można było na tych osiedlach mieszkać, robić zakupy, wypoczywać. To smutne, że w imię antykomunizmu ileś świetnych rozwiązań z tamtych czasów po prostu podeptano. – Dodam jeszcze jedno: wtedy łatwiej było odnieść sukces. Na studiach intelekt był ważniejszy niż pieniądze rodziców. Pod wieloma względami był to dużo bardziej sprawiedliwy system niż obecny. Nie był do końca ekonomicznie wydajny, to każdy wie. W czasach PRL moglibyśmy szybciej się rozwijać, gdyby pozwolono na więcej inicjatywie prywatnej, pozwolono ludziom działać. Ale to, co teraz robi PiS ze spółkami skarbu państwa, prowadzi do kłopotów, one powoli przestają być wydolne gospodarczo. I za chwilę mogą stać się kulą u nogi państwa. PiS uważa, że wspaniale nimi zarządza. – Poziom intelektualny tych, którzy trafiają do polityki, jest coraz częściej beznadziejny. To ludzie, którzy wcześniej nie mieli żadnych osiągnięć. Jedynym ich sukcesem było załapanie się na jakiś stołek, na którym siedzą za publiczne pieniądze. I to wszystko, co chcą robić – dalej za te pieniądze sobie żyć. Nie tak powinno być. Najpierw ktoś powinien mieć jakieś osiągnięcia, zawodowe, naukowe, i dopiero wówczas aspirować do spraw publicznych. Byłem trzy kadencje w sejmiku. I widziałem, że wielu radnych nawet nie czytało materiałów na sesję. A Sejm? Po co 460 posłów, skoro kilku decyduje o wszystkim, a reszta automatycznie podnosi rękę? A krzewiąca się korupcja polityczna? – Ludzie nie mają twarzy. Obserwowałem posłanki z moich okolic –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 28/2022

Kategorie: Kraj, Wywiady