Niepełnosprawność nie jest największą przeszkodą we wspinaniu się na Koronę Ziemi Łukasz Żelechowski Baza Plaza de Mulas 24.01.2011; 4350 m n.p.m. Obudziliśmy się dość późno, bo o godzinie 8.00 argentyńskiego czasu. Boguś i Arek poszli zakładać kolejne obozy powyżej bazy Plaza de Mulas. My z Piotrkiem mieliśmy dojść jedynie do obozu Canada na wysokości 5050 m n.p.m., w celu aklimatyzacji, a potem wrócić do Plaza de Mulas. Była to kolejna wędrówka dwóch przyjaciół; jeden patrzył na krok drugiego, pilnując, by energia zużyta na ich stawianie była jak najlepiej wykorzystana. Wejście to był trawers po stromym zboczu. Czułem otchłań po lewej stronie. Grunt był mało spójny (rodzaj żwiru). Droga wymagała ode mnie wielkiej koncentracji. Z uwagi na pogarszającą się pogodę, będąc niespełna pięć minut drogi od Canady, zawróciliśmy. Schodzenie było dla mnie straszne, przypominało jazdę na łyżwach. Uświadomiło mi, że wysiłek jest jednak niewspółmierny do rezultatu, jaki chcieliśmy osiągnąć (czyli aklimatyzacji). Zrozumiałem doskonale, jak ważne były wskazówki Krzysia Gardasia przed wyprawą, żebym w miarę możliwości nie męczył się wychodzeniem i ponownym schodzeniem do niższych obozów. Krzysztof Gardaś to mój przyjaciel. Przeżył tragedię. W młodości zbyt szybko jechał na motorze, przez co miał poważny wypadek, w którym zginął jego przyjaciel. Krzysztof przeżył, ale jego stan fizyczny i psychiczny był bardzo ciężki. Po długiej rehabilitacji dziś porusza się o kulach. Podniósł się jednak psychicznie i nie rezygnuje ze swoich pasji: zdobywa m.in. góry. Byliśmy razem na Kilimandżaro. Krzysztof 12 lat temu zdobył Aconcaguę. Teraz, przed naszą wyprawą, długo z nim rozmawiałem, wypytywałem o trudności terenowe na Aconcagui. Od niego dowiedziałem się, że będzie dużo kamieni, co jest bardzo uciążliwe. Kiedy przedstawiłem mu nasz plan himalajskiego zdobywania szczytu (to znaczy: jesteśmy w bazie, wychodzimy do pierwszego obozu, rozbijamy namioty, schodzimy na dół, śpimy), powiedział, że on z uwagi na swoje kule i wysiłek, jaki musiał wkładać w chodzenie, nie mógł tego zrobić. Szedł do obozu wyżej i tam już zostawał. Co prawda przez to nie dawał szans organizmowi na prawidłową aklimatyzację, ale nie było innego wyjścia. Powiedział, że trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Mnie radził zrobić tak samo. Dziś, gdy wracaliśmy z Canady, zdałem sobie sprawę, że nie dam rady wejść na Aconcaguę tak, jak to sobie zakładaliśmy: czyli himalajską metodą wchodzenia wyżej i schodzenia na dół, w celu aklimatyzacji. Zrozumiałem, że trzeba postawić wszystko na jedną kartę i liczyć na to, że organizm zaadaptuje się do coraz bardziej rozrzedzonego powietrza. Do bazy wróciliśmy o godzinie 16.00. Wypiliśmy ciepłą herbatę. Zasnąłem, myśląc o kolejnym dniu. Boguś z Arkiem dotarli do nas około 20.30, skrajnie wyczerpani. (…) Baza Plaza de Mulas – obóz Canada 25.01.2011; 5050 m n.p.m. Dziś wyruszamy do Canady, by w niej pozostać. Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy już schodzić do Plaza de Mulas. Trudności terenowe, w postaci osuwającego się gruntu, dość mocno wyczerpują. Szczególnie mnie. Zwłaszcza wczoraj schodzenie dało mi się bardzo we znaki – zjeżdżałem na butach, zamiast trzymać się podłoża. Obawiam się wysokości: czy organizm zniesie nieustannie rzednące powietrze? Plan na najbliższe dni jest następujący: dziś śpimy w obozie Canada, jutro idziemy do Nido de Condores, by tam odpocząć. W czwartek mamy odpoczywać w Nido, by w piątek dojść powyżej Berlina, a w nocy z piątku na sobotę rozpocząć atak szczytowy. (…) Obóz Canada – obóz Nido de Condores 26.01.2011; 5600 m n.p.m. Na terenie obozu Canada znajduje się dyżurka policji górskiej oraz punkt medyczny. Strażnik parkowy ma prawo kontrolować kondycję wspinaczy, a jeśli podejrzewa u nich zły stan zdrowia – może im nakazać zejście. Przy dobrej przejrzystości powietrza o zachodzie słońca widać taflę Oceanu Spokojnego. Wodę pitną można tu uzyskać tylko ze śniegu – przygotowanie litra płynu zajmuje około dwóch godzin. Noc upłynęła spokojnie, choć targający połami namiotu silny wiatr niespecjalnie ułatwiał spanie. Obudziliśmy się dość wcześnie, by szybko zjeść śniadanie i wyruszyć w drogę do Nido de Condores. Boguś, z uwagi na złe samopoczucie poprzedniego dnia, pozostał w obozie Canada.
Tagi:
Łukasz Żelechowski









