Zmian w języku nie da się zadekretować. Wystarczy im nie przeszkadzać Groch (rodzaj męski) z kapustą (rodzaj żeński)? Obojnactwo? Jakiś rodzaj dialektyki? Noblistka Szymborska jest poetką (bo raczej chyba nie podziwiamy poety Szymborskiej), a noblistka Tokarczuk pisarzem (tak godniej). Minister (Iksińska) przyszła. Pewna aktorka filmowa uznanie zdobyła przede wszystkim jako reżyser teatralny, a wybitna socjolog była długoletnim pracownikiem, dyrektorem instytutu, działaczką Ligi Kobiet Polskich, w wolnych chwilach zaś chórzystką. Clou niczym najprawdziwszy gwóźdź tkwi w ustawie o szkolnictwie wyższym, gdzie zapisano: „Nauczyciela akademickiego będącego w ciąży nie można zatrudniać w godzinach ponadwymiarowych bez jego zgody”. Niezły bałagan. Co z tym zrobić? Napchało się tych bab wszędzie i same kłopoty z nimi. Jak ktoś zauważył, praktycznie nie ma obecnie zawodu czy stanowiska niedostępnego dla kobiet – wyjątkiem pozostało kilka Kościołów i religii. Chociaż proponowałabym już zacząć się zastanawiać nad żeńską formą księdza. Książyni? Księdzka? Lepiej być zawczasu przygotowanym. Zwłaszcza że od wieków istnieją przeorysze i zakonnice. Te formy nikogo nie bodą, bo przecież trzeba było oddzielić pierwiastek męski od kobiecego. Ale jak Izabela Jaruga-Nowacka użyła formy ministra, nastało powszechne kręcenie kółka na czole. A Wanda Nowicka (o której można w sieci przeczytać, że występuje w dwóch odmiennopłciowych osobach – jako polityk lewicy i działaczka społeczna)? Bodaj pięć lat temu skierowała do Kancelarii Sejmu pismo, domagając się umieszczenia żeńskich form na stronach parlamentu. Łukasz Warzecha do dziś jej to pamięta. Bo nie spytała, które panie sobie tego życzą, a które nie. Ludzi pytać trzeba – przyznaję. I nikogo do niczego zmuszać się nie godzi. Ale skąd dziś taka burza z piorunami, kiedy lewicowe posłanki chcą, żeby mówiąc o nich, posługiwać się feminatywami? To nieznane dotąd trudne określenie – feminatyw – miało szansę wygrać w konkursie na polskie słowo roku 2019. Poległo w starciu z klimatem. Poseł Gosiewska o kanapie Powróćmy jednak na front. Nowo wybrana posłanka (nowo wybrana poseł? nowo wybrany poseł?) Magdalena Biejat (partia Razem) poinformowała w tweecie, że będzie gościnią w TVP Info. I to był ten pocisk, który o jedną konserwatywną krwinkę za dużo upuścił. Bo jakże to tak? Jakaś młoda lewicówka ręce wyciąga po nasz ojczysty język i, wygibasy w nim czyniąc, dokonuje spustoszenia w narodowej, krwią dziadów uświęconej tradycji? Może nawet przy tej okazji do kogoś w koszmarze sennym Gombrowicz „Trans-Atlantykiem” wrócił i ojczyzną-synczyzną (w aktualnej sytuacji – córczyzną) postraszył? Chociaż nie, chyba nie można przesadzać z aż takimi skojarzeniami, za ambitny rozpęd. Bo np. odezwał się poseł Tarczyński i z właściwą sobie – że się tak grzecznie wyrażę – topornością słowną coś tam sugerował, iżby pani Biejat końcówki gdzieś sobie wsadziła (pojawiły się jakieś brudne buty, mózg), bo w przeciwnym razie on o dobro polskiej dziatwy zmuszony będzie walczyć. No i poszły konie po betonie. Z bojowym wsparciem dla posła Tarczyńskiego ruszyła poseł Małgorzata Gosiewska (nie, nie posłanka – redakcjo, proszę, nie zmieniaj) z PiS. Odniosła się do listu grupy posłanek elektek, zwracających się z prośbą do pani Elżbiety Witek (marszałka, marszałek, marszałkini?), by w oficjalnych sejmowych dokumentach i na tabliczkach pojawiły się feminatywy. Małgorzata Gosiewska uznała to za przejaw „psucia języka polskiego”, „ośmieszania funkcji”. W radiowej Trójce dowodziła: „Posłanka – z czym nam się kojarzy, patrząc na język polski? Nie kojarzy się dobrze (…). Posłanka to chyba jakaś kanapa”. Można zrozumieć tok myślenia: posłanka – posłanie – jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Niektóre/niektórzy wygodnie sobie posłały/posłali, więc furt im to chodzi po głowach. Kule świszczą, „Do Rzeczy” huknęło: „Gwałt na języku”. A tymczasem… W XVIII-wiecznych słownikach funkcjonowały takie określenia jak: dozorczyna, karczmarka, klucznica, kuchmistrzyni, piekarka, wierszopisyni czy wielkorządczyni. A kiedy pod koniec XIX w. nad Wisłą uchylono kobietom drzwi uniwersytetów, podzielono je na: hospitantki, słuchaczki nadzwyczajne i słuchaczki zwyczajne. W 1904 r. w prasie pojawiły się protesty czujnych obywateli „przeciwko gwałceniu języka polskiego i łączenia z nazwiskami żeńskimi tytułu Dr. (Doktor) zamiast Drka (Doktorka)”. „W miarę przypuszczania kobiet do studiów
Tagi:
Dominik Tarczyński, dyskryminacja, feminatywy, feminizm, Izabela Jaruga-Nowacka, Jan Miodek, Jerzy Bralczyk, język, język polski, kobiety, kobiety w polityce, Magdalena Biejat, Małgorzata Fuszara, Małgorzata Gosiewska, Mirosław Bańko, patriarchat, polszczyzna, prawa kobiet, Rada Języka Polskiego, równouprawnienie, Stanisław Szober, Wanda Nowicka