Włochów chowa się w modnym ubraniu

Włochów chowa się w modnym ubraniu

Mandatory Credit: Photo by Francesco della Pozza/Shutterstock (11539495j) Funeral of the footballer Paolo Rossi. Funeral of the footballer Paolo Rossi, Vicenza, Italy - 12 Dec 2020

Czasem rodzina zmarłego chce, żeby podbicie do trumny było w barwach Juventusu albo Interu Mediolan O swojej pracy opowiada Jakub Murasicki, pracownik zakładu pogrzebowego na włoskiej prowincji   Jak to się stało, że w epoce pandemii ty, chłopak z Mrozów, miasteczka pod Mińskiem Mazowieckim, zacząłeś pracować w zakładzie pogrzebowym we Włoszech? – Mieszkam we Włoszech, z rodzicami i siostrą, od 2016 r. I tam zastała mnie pandemia. Jak tylko skończył się lockdown, poszedłem do pracy. Wysłałem ze sto CV, byłem na kilku spotkaniach i nic. Któregoś dnia znalazłem ogłoszenie na Facebooku, że zakład pogrzebowy Le Carraresi w 20-tysięcznym mieście Carrara szuka pracownika. Nie miałeś żadnych oporów? – Niby miałem, ale nic innego nie było. Nie boję się wyzwań. Szukali do roboty, to poszedłem. Szef zatrudnia dziesięć osób, jestem jedynym obcokrajowcem w zakładzie. Duża konkurencja na rynku? – Prócz nas w Carrarze są jeszcze cztery zakłady. Nie jesteśmy najlepsi, ale też nie najgorsi. Na czym polega twoja praca? – Na organizacji i przeprowadzeniu całej ceremonii pogrzebowej. Dostajemy telefon od rodziny lub ze szpitala, że ktoś umarł. Bogate zakłady biją się o pogrzeb, ktoś umiera, a oni są od razu z wizytówką. Mój zakład czeka, oni czyhają. Po takim telefonie jako pierwszy jedzie człowiek od papierkowej roboty, czyli wypełniania akt. Następnie jedzie ekipa od ubierania zmarłego – bo w 80% przypadków to my ubieramy. W domu? – Tak. Dostajemy ubranie od rodziny. Naszym zadaniem jest rozebranie zmarłego. We Włoszech nie ma czegoś takiego jak makijaż pośmiertny, zdarza się golenie, poprawianie włosów. Następnie obok łóżka, na którym leży zmarły, ustawiamy trumnę, zasłaniamy rolety i wtedy przychodzą krewni, przyjaciele i sąsiedzi na ostatnie pożegnanie. Za trumną ustawiamy plakat z Ojcem Świętym, Matką Boską, ojcem Pio – w zależności od tego, co wybierze rodzina. Jak wszyscy się pożegnają, zamykamy trumnę i jedziemy do kościoła. A później konwojem na cmentarz. A jeśli zmarły był niewierzący? – Większość pogrzebów odbywa się w kościele, nawet jeśli zmarły był niewierzący czy niepraktykujący. Ale ceremonia wygląda inaczej niż w Polsce. Jest mniej formalna. Zdarza się, że Włosi przychodzą w dresach na pogrzeb. Większość pogrzebów, nawet 70-80%, kończy się kremacją. Prochy są wydawane rodzinie i nie trzeba wykupywać miejsca na cmentarzu. Jeżeli jest to pogrzeb kremacyjny, wstawia się trumnę do tzw. sali oczekujących. I wtedy składa się po raz ostatni kondolencje rodzinie. W tej sali można też ostatni raz pożegnać się ze zmarłym. Czasami dopiero po dwóch-trzech dniach rodzina jest wzywana po odbiór prochów. Ale najpierw trzeba wybrać urnę. – Wybór jest ogromny. Ceny od 500 do 3,5-4 tys. euro. Można sobie wybrać klepsydrę, serce, krzyż, ale te są droższe i na zamówienie. Usługi pogrzebowe plus ksiądz w kościele i opłata za miejsce na cmentarzu to koszt 4-6 tys. euro. Pamiętasz swój pierwszy pogrzeb? – Pierwszego dnia tylko ubierałem, pogrzeb był drugiego. Szef, żeby mnie nie nastraszyć na wstępie, zadzwonił, żebym przyjechał na przymiarkę garnituru. Okazało się, że jest garnitur w moim rozmiarze, biała koszula, krawat, lakierowane pantofle. „Skoro masz już garnitur, to pojedziesz z nami, starszymi, na przeszkolenie do szpitala”. Do szpitala weszliśmy osobnym wejściem – wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to wejście do kostnicy. Poczułeś strach? – Raczej respekt. Zresztą dopiero jak przyszedł lekarz i odkrył naszego zmarłego, zrozumiałem, gdzie jestem. Zdjęliśmy marynarki, zostaliśmy w koszulach, na to fartuch, czepek, maska, gumowe rękawiczki. Była powaga tej chwili. I naprawdę nie przeszły cię ciarki? – Nie, nie przeszły. To dobrze, bo w tych czasach jest ciężko o pracę. Jak cię ocenił szef po tym pierwszym dniu? – Kierownik powiedział szefowi, że jestem silny. W tej robocie trzeba obrócić ciało, żeby je ubrać, przenieść do trumny. Czasami trzeba znieść trumnę po schodach w bloku. Raz musieliśmy na piąte piętro wnosić, a później znosić. Zdarzają się napiwki. Na przykład jest życzenie, żeby podbicie do trumny było w barwach Juventusu albo Interu Mediolan. I się robi. Po wszystkim podchodzi ktoś z rodziny, dziękuje, mówi, że jesteśmy świetną drużyną. Po 50 euro napiwku dostali teraz koledzy, jak mnie nie było, bo przyjechałem do Polski. Co jest najtrudniejsze w tej pracy? –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2021, 2021

Kategorie: Obserwacje