Grabarze

Grabarze

Sęp i hiena w wielu zakątkach Afryki i Azji pełnią funkcję służb sanitarnych

Konrad Malec

Panie, Panowie, dorośli, dzieci:

oto śmieciarka wożąca śmieci.

Że są ładniejsze? Może i tak,

lecz bez niej w śmieciach

tonąłby świat.

To wiersz Bogusława Michalca z ulubionej książki mojej córki. Niby racja, ale sam doświadczyłem, z jaką pogardą mierzą się śmieciarze. Przez kilka lat pracowałem w jednym z najbardziej niezbędnych zawodów świata. Poznałem pogardę urzędników decydujących, co i jak sprzątać, obrzydzenie przechodniów, kpiny dziennikarzy, po których żegnałem się z premią, i bycie niewidzialnym dla znajomych. Do dziś pamiętam koleżankę z roku, która, mijając mnie przy pracy, odwróciła wzrok.

Hiena i sęp

Gardzimy też zwierzęcymi sprzątaczami. Niewiele epitetów tak dobitnie wyraża naszą myśl o kimś jak sęp i hiena. Jednak na obszarach, gdzie te zwierzęta występują, bywają darzone szacunkiem. To one w wielu zakątkach Afryki i Azji pełnią funkcję służb sanitarnych. Niestety, każdy medal ma dwie strony – w wielu kulturach części ciała hien są uznawane za lecznicze, a to prowadzi do wybijania tych zwierząt. W Azji Środkowej hieny brunatne są symbolem miłości, w końcu u niewielu ssaków tatusiowie opiekują się potomstwem, do tego są dość wiernymi mężami. Nim wydacie hieni chichot na myśl o naiwniactwie niektórych Azjatów, wiedzcie, że antenaci, do których odwołują się współcześni Europejczycy – starożytni Grecy i Rzymianie, mieli podobne wierzenia. Wieszali w alkowach genitalia hien, co miało zapewnić szczęśliwe pożycie, a zdesperowani potencjalni kochankowie zakładali na ramiona odbyty tych zwierząt, co miało im zapewnić zdobycie wybranki.

Na drugą nóżkę – hieny pręgowane były wiązane z bliskowschodnimi odpowiednikami naszych wilkołaków. Ale spokojnie, według Arabów atakują tylko odważnych ludzi, tchórze są bezpieczni. Grecy nieco przetworzyli ten mit, uznając, że hienołaki piją krew poległych żołnierzy, wiara ta utrzymała się do końca XIX w. Większe gatunki mogą atakować inwentarz, co sympatii im nie przysparza. Skoro już mowa o dużych hienach, to w epoce lodowcowej Europę zamieszkiwały hieny jaskiniowe, ważące ponad 200 kg. Istnieją przypuszczenia, że ludzie mogli być ich strawą. Żywiły się dużymi zdobyczami, takimi jak nosorożce włochate czy niedźwiedzie jaskiniowe, nie jest jednak jasne, czy była to padlina, czy łup. Z pewnością polowały na dzikie konie, podobnie jak dzisiejsze krokuty (do niedawna hieny) cętkowane na zebry. Mimo znacznej różnicy wielkości jaskiniowa mieszkanka naszego kontynentu należy do tego samego gatunku, co afrykańska krokuta cętkowana, choć największe współczesne samice osiągają ledwie 85 kg.

Padlinożercy często bywają zabijani z pogardy. Są miejsca, gdzie hieny pręgowane chwyta się do tradycyjnych walk z psami. Liczebność hieny brunatnej z południowej Afryki oraz pręgowanej z północnej części kontynentu i z południowej Azji nie przekracza 10 tys. osobników, a prognozy mówią o spadku o 10% w ciągu najbliższych trzech pokoleń. To sprawia, że gatunki te są uznawane za bliskie zagrożenia. Podobnie rzecz się ma z sępami. Nieraz są celowo zabijane przez kłusowników zdobywających kość słoniową. Zatruwają oni upolowane zwierzęta, ponieważ sępy, unosząc się nad trupami, zawiadamiają o zbrodni służby ochrony przyrody. Zatrucia bywają też przypadkowe, w latach 90. w Indiach wyginęło 90-99,9% sępów różnych gatunków. Przyczyną był diklofenak, silny lek przeciwzapalny podawany bydłu. Pochówkiem martwych zwierząt (a w niektórych częściach kraju również ludzi) zajmują się sępy. Niestety, w ich przypadku diklofenak powoduje ostrą niewydolność nerek. W 2006 r. Indie zakazały użycia leku, ale nadal jest on dostępny na czarnym rynku, ponadto używa się go w wielu krajach Afryki, a także w Hiszpanii i we Włoszech, gdzie znaczna część hodowców pozbywa się padłych sztuk, wyrzucając je na pola, by zajęły się nimi sępy.

Części ciała sępów też są wykorzystywane w tzw. medycynie tradycyjnej i magii, a nawet pozwalają inwestować w przyszłość – w niektórych częściach Afryki zjedzenie sępiego mięsa ma przynieść korzyści biznesowe i zwiększać inteligencję dziecka. Sępy bywają również po prostu zjadane, choć niekiedy sępina sprzedawana jest jako mięso kurze.

Wreszcie Afryka i Azja to już nie te rozległe, bezludne obszary, znane z literatury podróżniczej. Miasta i rolnictwo pochłaniają tereny naturalne, przez co znikają duże i średnie zwierzęta – pokarm sępów. Nie mniej groźne są pestycydy. Ogółem z 14 gatunków sępów jedynie sęp płowy wydaje się bezpieczny. Pozostałe znalazły się wśród zagrożonych w ciągu ostatniego ćwierćwiecza.

Sępy z Polski

Dawni autorzy podawali, że sęp płowy wraz z sępem kasztanowatym to ptaki lęgowe w wyższych polskich górach, chociaż dziś do tych informacji naukowcy podchodzą sceptycznie. Jeśli nie u nas, to na pewno gniazdowały tuż za naszą granicą, u Słowaków. Wspomnianą fatalną opinię sępów w naszym społeczeństwie nie wszystkie środowiska musiały podzielać, skoro dwa polskie okręty podwodne nosiły imię Sęp. Także pierwszy powojenny polski szybowiec, produkowany od 1947 r., nosił nazwę IS-1 Sęp. Tu zapewne mamy odniesienie do sępów jako znakomitych szybowników. Jeśli tak, to projektanci doskonale trafili – polska produkcja przyczyniła się do odnowienia sportu szybowcowego w kraju, a piloci wygrali wiele międzynarodowych zawodów i ustalili kilka rekordów prędkości dla tego typu maszyn.

Warto wspomnieć o blisko spokrewnionych z sępami orłosępach i ścierwnikach, sporadycznie zalatujących do Polski. Te drugie znane są z używania narzędzi, orłosęp zaś należy do moich największych marzeń. Niestety, szanse mam znikome, w Europie zostało najwyżej 500 par, oba gatunki są zagrożone. Przez to, że orłosęp znany jest ze zjadania kości (by je rozpuścić, ma jeden z najbardziej kwaśnych soków żołądkowych w świecie zwierząt), zwykle ma lepsze notowania, choć w Karpatach zabijano te ptaki, oskarżając je o polowanie na owce, co jest mitem. Cieniem na reputacji gatunku kładzie się też nieumyślne zabójstwo Ajschylosa. Orłosępy często zrzucają z dużych wysokości kość lub żółwia, by roztrzaskać je o kamienie. Ponoć łysina tragika pomyliła się jednemu z dziadkiem do żółwi. Z kolei Szymon Perski był tak zauroczony ptakiem, że zmienił nazwisko na Peres (orłosęp po hebrajsku), mimo że to stworzenie uznawane w judaizmie za nieczyste. Opłaciło się, zapewne bez tak majestatycznego patrona nie zostałby izraelskim przywódcą.

W sukurs patologom i na zgubę archeologów

Duzi padlinożercy wywołują największe emocje, mniejszych zwykle nie dostrzegamy, może poza mrówkami. Ile razy słyszałem, że wystarczy włożyć kości do mrowiska, by mrówki je oczyściły (zwłaszcza gdy gotowałem w domu czaszkę jelenia, produkując aromaty zwalające z nóg). Świat bezkręgowców jest znacznie obfitszy. Najczęściej kojarzymy go z filmowym ekscentrycznym patologiem, który wyjaśnia śledczemu, jakie larwy much znaleziono na zwłokach, co pozwala określić czas zgonu na… Co do larw much, to prawda, co do ekscentryzmu – to mit, zapoczątkowany przez amerykański serial „Quincy M.E.” kręcony od 1976 r. Przynajmniej tak twierdzą sami patomorfolodzy. Na podstawie stopnia rozwoju larw i panującej temperatury można określić czas zgonu, przynajmniej w pewnym przedziale. By robić to precyzyjniej, prowadzone są kolejne badania i powoli udaje się ów przedział zawężać, a to ważny trop dla policji. Ale… to nie takie proste! Nie tylko muchy są wyznacznikami czasu zgonu, a niedawne, polskie badania wykazały, że przynajmniej niektóre zwierzęta są w stanie manipulować temperaturą zwłok, podnosząc ją. Chrząszczem, który pomógł w tym odkryciu, jest częsty w Europie padliniec pospolity. Co więcej, tuż po ostatnim uderzeniu serca przestają działać wszelkie zapory, które powstrzymują zamieszkujące nasze ciała drobnoustroje, i te przystępują do uczty na naszych soczystych komórkach. Okazuje się, że podobny zegar biologiczny jak dla owadów opracowano dla bakterii, a w specyficznych warunkach także dla grzybów. Obie grupy organizmów pomagają w schwytaniu morderców.

To, że niektóre organizmy pomagają w ujęciu zbrodniarzy, nie znaczy, że same mają czyste łapki czy w tym przypadku strzępki. Zapewne znacie historie o klątwach, które sprowadzają rychłą śmierć na rabujących groby? Najskuteczniejsze rzucali egipscy kapłani, ale to i tak nie zapobiegło ograbieniu większości piramid. Dlatego odkrycie grobowca Tutanchamona w 1922 r. było sensacją, ale w ciągu kolejnych ośmiu lat większość członków ekspedycji padła trupem. Po prawdzie niektórzy przed przybyciem do Egiptu byli w słabej formie, lecz inni cieszyli się dobrym zdrowiem. Podobna klątwa spadła na naukowców, którzy w 1973 r. badali kryptę Kazimierza Jagiellończyka. Niestety, biolodzy to prości ludzie, klątwy zbadać się nie da, w przeciwieństwie do kropidlaków – grzybów pleśniowych, które żywiły się zwłokami obu władców, rozsiewając przy tym bardzo toksyczne zarodniki. Zresztą co tam pleśnie! Na zwłokach lub w miejscu, gdzie do niedawna były, pojawiają się grzyby owocnikowe! Na przykład w miejscach, gdzie zwłoki użyźniły glebę, lubią rosnąć czubajki kanie. Nie ma co się obruszać, gdyby nie organizmy żywiące się martwą materią organiczną, obieg pierwiastków w przyrodzie by ustał, a przynajmniej ostro zwolnił, tym samym czyniąc je niedostępnymi dla żywych istot. Bez nich życie nie byłoby możliwe.

Śmieciarze i grabarze

Skoro już mowa o smacznych grzybach, to jednym z moich ulubieńców jest boczniak ostrygowaty, którego eksperymentalnie wykorzystano do rozłożenia sterty jednorazowych pieluch. Zmniejszył ich masę o 80%. Co więcej, okazało się, że w samych grzybach nie stwierdzono substancji ani organizmów szkodliwych dla ludzi. Na wszelki wypadek boczniaków tych nie dopuszczono na stoły. Do rozkładu śmieci przydatne mogą być rozmaite grupy organizmów, wiele eksperymentów przeprowadza się obecnie na grzybach i bakteriach. Te ostatnie, czasem nieco podrasowane genetycznie, wydają się ciekawym rozwiązaniem nie tylko problemu gór śmieci, ale także odzyskiwania cennych surowców. Niektóre mają umiejętność gromadzenia w organizmie wybranych pierwiastków, najczęściej metali, które łatwo wtedy odzyskać. Na razie nie wyszliśmy poza badania, ale być może niebawem bakterie będą odzyskiwały dla nas pierwiastki ziem rzadkich, które obecnie kupujemy głównie od krajów niedemokratycznych. Znacznie częściej i powszechniej mikroby pracują dla nas w oczyszczalniach ścieków, odwalając kawał brudnej roboty.

Śmietnisko nie jest naturalnym środowiskiem boczniaków, zwykle zbieram je z pni martwych lub zamierających drzew. Drewno zjadane przez organizmy żywe w lesie to zgodnie z obecną polityką, której czołowym przedstawicielem był Jan Szyszko, marnotrawstwo, a nawet udział sił piekielnych. Tymczasem według zafascynowanych światem przyrody niewiele może się równać z pokaźnym pniem porośniętym grzybami i roślinami, w tym nowym pokoleniem drzew. Dość powiedzieć, że właśnie na martwych i zamierających drzewach rośnie połowa z ok. 1,5 tys. gatunków grzybów owocnikowych, a wiele z nich jest jadalnych, choć słabo znanych społeczeństwu. W miarę zamierania i rozpadu kłoda staje się domem dla rozmaitych roślin. W naturalnych lasach większość drzew zaczyna życie na szczątkach swoich poprzedników. Gdy już kłoda piastunka rozpadła się, nowe drzewo stało na korzeniach jak na szczudłach. Takie drzewa posłużyły za pierwowzór starożytnych kolumn – baza była korzeniami, trzon pniem, a głowica koroną, łącznie symbolizowały drzewo życia.

Oczywiście by zasoby z martwego pnia mogły posłużyć roślinom, konieczny jest rozkład. Poza grzybami biorą w nim udział bakterie i zwierzęta. Najliczniejszą ich grupę stanowią chrząszcze, spośród niemal 7,5 tys. gatunków żyjących w Polsce 60% znajdziecie w martwych i zamierających drzewach. Wiele z nich to zwierzęta zagrożone wyginięciem, stąd m.in. takie zainteresowanie przyrodników objęciem 10% powierzchni każdego kraju UE ochroną ścisłą. Rzecz jasna, za taką ochroną przemawiają też inne względy, w tym gospodarcze. Poza chrząszczami w drewnie spotykamy inne owady, a także nicienie, roztocza, pajęczaki, wije, skorupiaki czy ślimaki. Nie wszystkie wpadają na przekąskę z celulozy, sporo to drapieżniki polujące na drewnożerne ofiary. Część korzysta z wydrążonych korytarzy, np. niektóre pszczoły samotnice. Tę obfitość życia zapewniają truchła drzew, a jeden pień może być domem dla tysiąca gatunków.

Inne roślinne odpady, takie jak liście w lasach czy słoma w moim ogródku, również znajdują amatorów, którzy przerobią wszystko na nawóz. Niebywałą rolę odgrywają w tym dżdżownice, o czym doskonale wie każdy zajmujący się ogrodnictwem. Karol Darwin schyłek życia poświęcił badaniu tej grupy zwierząt, nazywając je „największymi oraczami w dziejach Ziemi”. Część dżdżownic nieustannie żeruje przy powierzchni, inne wciągają pokarm w głąb gleby, gdzie go zjadają i dostarczają składników odżywczych roślinom o głębiej sięgających korzeniach. Podobnie robią niektóre chrząszcze, przy czym nie ograniczają się do resztek roślinnych. Powszechnie znany żuk gnojowy to spec od odchodów, ale moim ulubieńcem jest grabarz żółtoczarny, całkiem spory chrząszcz, choć nie gigant. Niekiedy obserwuję, jak na podwórku poruszają się martwe gryzonie. To sprawka właśnie tych chrząszczy, które powoli wykopują spod truchła ziemię, by zagrzebać je na kilkanaście centymetrów. W grobie składają jaja i opiekują się potomstwem. W wychowaniu młodego pokolenia biorą udział obie płcie, co jest rzadkością u owadów. Może ci wszyscy reducenci, padlinożercy i takie tam nie są aż tak obrzydliwi, jak nam się wydaje? A nawet jeśli są i tak oddają nam olbrzymie przysługi.

Fot. Shutterstock

Wydanie:

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy