Sprawa starachowicka zepchnęła i Millera, i SLD do głębokiej obrony. Czy z tych okopów da się wyjść? To wszystko wygląda, jakby nad SLD krążył duch Starachowic. Kongres miał otworzyć nowy rozdział w Sojuszu. Leszek Miller zapowiedział koniec pogody dla afer i weryfikację szeregów. I co? Kilka dni później przeczytaliśmy w gazetach, że 26 marca, kilka godzin przed akcją aresztowania członków gangu działającego w Starachowicach, poseł SLD, Andrzej Jagiełło, uprzedził o niej, dzwoniąc do starosty powiatu. Tę rozmowę nagrała policja, która podsłuchiwała telefony podejrzanych. „Skąd o tym wiesz?”, pytał starosta. „Jak to skąd? Od Sobotki”, odpowiedział Jagiełło. Natychmiast wybuchła burza. I pojawiły się dziesiątki pytań. Czy rzeczywiście Jagiełło wiedział o planowanej akcji od wiceministra spraw wewnętrznych, Zbigniewa Sobotki? A jeżeli nie od niego, to od kogo? Co zrobiła policja, by sprawdzić źródło przecieku? Czy postępowała prawidłowo i czy prawidłowo postępowała prokuratura, gdy dowiedziały się, że w sprawę zamieszany jest wiceminister? Dlaczego śledztwo w sprawie przecieku trwało tak długo? W jakim stopniu przeciek mógł zniweczyć pracę policji? Dlaczego, wiedząc o powiązaniach Jagiełły, liderzy Sojuszu pozwolili, by został wybrany do Rady Krajowej SLD? Czy ministrowie Janik i Kurczuk kontrolują pracę swych resortów? Na te wszystkie pytania odpowiadał w czwartek w Sejmie Leszek Miller, odpowiadali ministrowie sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Ale debata nad informacją rządu przekształciła się, jak można było się spodziewać, w awanturę. Bo wokół sprawy starachowickiej toczy się już autonomiczna gra. Posłem Jagiełłą i jego kolegami ze starostwa właściwie już nikt się nie interesuje. Miller – gra w obronie Co prawda, Andrzej Jagiełło będzie musiał się pożegnać z polityczną karierą, grozi mu także sądowy proces i odpowiedzialność karna. Ale dziś w sprawie starachowickiej gra toczy się o większą stawkę. O przyszłość SLD, wizerunek tej partii, no i przyszłość Leszka Millera. Starachowice załamały ofensywę premiera, jego „reaktywację”, proces odzyskiwania politycznej inicjatywy. I on, i Sojusz znów muszą się tłumaczyć. Niespodziewanie sprawa starachowicka stała się papierkiem lakmusowym kongresowych zapowiedzi Millera, że wszelkie afery będzie tępił z całą zajadłością. Teoretycznie więc mógł zdymisjonować Zbigniewa Sobotkę, a może i komendanta policji, rozwiązać starachowicką organizację SLD, a może i kielecką. Ale Miller w Sejmie bronił i prokuratorów, i pionu MSWiA, tłumacząc, że sprawę przecieku tajnej informacji do posła Jagiełły wyjaśniano zgodnie z procedurami. Sobotka był niewinny, śledztwo w tej sprawie miało zakończyć się około 25 lipca, a publikacja prasowa tylko je przyspieszyła.Premier ostrzegł też posłów opozycji przed wyciąganiem pochopnych wniosków ze sprawy starachowickiej. Bo patologie dotykają także polityków i działaczy opozycji. A są przemilczane. Miller przypomniał w Sejmie, że kiedy „Życie Warszawy” napisało, iż na prokurator prowadzącą sprawę Rywina wywierano naciski, natychmiast mieliśmy awanturę, w trybie pilnym zbierała się komisja nadzwyczajna, opozycja żądała wyjaśnień. Tymczasem, kiedy dwa dni wcześniej ta sama gazeta (i ta sama autorka) napisała, że domniemany szef gangu pruszkowskiego, „Masa”, zeznał, że utrzymywał kontakty z politykami, m.in. z Pawłem Piskorskim, było cicho. I nikt nie wyrywał się do kamer (jeszcze tego samego dnia premier przeprosił Piskorskiego, bo – jak twierdzi prokurator przesłuchujący „Masę” – gangster nigdy nie mówił o byłym prezydencie Warszawy). Miller powiedział też, że prokuratura podejrzewa jednego z posłów LPR o narażenie Wielkopolskiego Banku Rolniczego na stratę 2,6 mln zł. „Ale ja nie mówię, że LPR jest partią złodziei. Jeżeli szef klubu LPR w sejmiku małopolskim został zatrzymany, gdy pod wpływem alkoholu prowadził samochód, to nie twierdzę, że cała LPR nadużywa alkoholu”, dodał. Te słowa wywołały burzę. Bo za ich sprawą afera starachowicka weszła w kolejny etap. Opozycja – jak uprzedzić atak? Ta afera spadła opozycji z nieba. Dla niej Starachowice, gdzie doszło do kumplowania się polityków i ludzi ze świata przestępczego, stały się synonimem „państwa Millera”. Roman Giertych z LPR zapowiedział, że jego klub zgłosi projekt ustawy dekomunizacyjnej, która nie tylko odsunie SLD od władzy, ale także zapewni, że Sojusz po nią już nigdy nie sięgnie. PSL i PiS zażądały powołania kolejnej komisji śledczej, która sprawdziłaby powiązania posła Jagiełły oraz działania policji i prokuratury w całej sprawie. Opozycja zwołała nawet
Tagi:
Robert Walenciak









