Handel roszczeniami trwa

Handel roszczeniami trwa

Najczęściej włodarze miast zwracają nieruchomości bez uwzględnienia nakładów, jakie państwo ponosiło przez lata w związku z ich utrzymaniem. Jak wskazuje prof. Ewa Łętowska, ten, kto zwraca mienie bez odliczenia tych nakładów, łamie prawo. – Trzeba skrupulatnie policzyć, co komu się należy, kto może swoje roszczenia udokumentować, i zwracać mienie na mocy prawa, a nie z powodu wrzasku ideologicznego. Nie należy wierzyć na słowo temu, co mówią niektórzy najbardziej hałaśliwi byli właściciele, bo oni kierują się wyobrażeniem o tym, co powinno im się należeć, a nie tym, jak obiektywnie rzecz wygląda – mówiła na łamach PRZEGLĄDU.

Kontrola handlu roszczeniami

Społeczne oburzenie budzi to, że większość zwróconych nieruchomości trafia nie do spadkobierców dawnych właścicieli, lecz do handlarzy roszczeniami, którzy – w legalny sposób – bogacą się dzięki stosowaniu przeróżnych sztuczek i kruczków prawnych.

Nierzadko osoby niezwiązane w żaden sposób z dawnymi właścicielami wchodziły w posiadanie nieruchomości wartych miliony złotych. Występowały jako kurator osoby nieznanej z miejsca pobytu. Na czym to polega? Zgodnie z prawem kurator szuka po całym świecie właściciela (najczęściej mającego znacznie ponad 100 lat). Co pół roku publikuje ogłoszenie w ogólnopolskiej prasie, ale oczywiście właś­ciciela nie znajduje. Wówczas kurator postanawia w imieniu właściciela zabezpieczyć jego interesy majątkowe, występując o zwrot nieruchomości. Podpisuje akt notarialny i sam staje się właścicielem.

Efekty kreatywności i chciwości handlarzy roszczeniami określono mianem dzikiej reprywatyzacji. Było o niej szczególnie głośno przed wyborami samorządowymi, które odbyły się 16 (pierwsza tura) i 30 listopada (druga tura) 2014 r. W kampanii kandydaci do fotela prezydenta stolicy przerzucali się pomysłami, w jaki sposób rozwiązać reprywatyzacyjny problem Warszawy. Jak jeden mąż atakowali też Hannę Gronkiewicz-Waltz za to, że jako prezydent stolicy i wiceszefowa partii rządzącej przez dwie kadencje nie była w stanie przekonać partyjnych kolegów do opracowania i przegłosowania w Sejmie ustawy reprywatyzacyjnej.

Po wyborach, kiedy kurz bitewny opadł, o ustawie reprywatyzacyjnej znowu zrobiło się ciszej. Dwóch senatorów z Warszawy – niezrzeszony Marek Borowski oraz Aleksander Pociej z PO – stwierdziło, że na uchwalenie nowej ustawy nie ma szans, dlatego zdecydowali się opracować nowelizacje dwóch ustaw: o gospodarce nieruchomościami oraz Kodeks rodzinny i opiekuńczy, których celem było ukrócenie patologii wynikających z handlu roszczeniami. Pomysł nazwano małą ustawą reprywatyzacyjną.

Senatorski projekt przede wszystkim wyklucza możliwość przejmowania nieruchomości metodą na kuratora.

Wprowadza również kontrolę nad sprzedażą roszczeń. Według nowelizacji, każda transakcja musi być potwierdzona przez notariusza, który będzie o niej informował skarb państwa lub władze miasta. Wówczas władze publiczne będą miały prawo pierwokupu roszczeń. Jest to zapis bardzo istotny, ponieważ zdarzało się, że handlarze, wykorzystując niewiedzę prawowitych spadkobierców, odkupywali roszczenia za kilkadziesiąt złotych.

Strony: 1 2 3 4 5 6

Wydanie: 2015, 25/2015

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy