Hiobowe wieści
Nie tak dawno przez media przebiegła hiobowa wieść, że w sondażach opinii publicznej SLD czy LiD – już nie pamiętam, chodzi w każdym razie o instytucjonalną reprezentację lewicy – osiąga zaledwie 4% poparcia. Oczywiście przedstawiciele formacji lewicowej odwołali się do sprostowań, że agencja publikująca te wyniki jest niepoważna i myliła się już wielokrotnie – i faktycznie już kilka dni później czytaliśmy, że poparcie dla lewicy wynosi 11%. Myślę jednak, że ta hiobowa wieść jest okazją nie tylko do sprostowań, ale także do rozmowy na serio. Zwłaszcza że znajdujemy się w takim oto rzadkim momencie, kiedy za progiem nie stoją żadne wybory, wobec których należy nadrabiać miną. Dlaczego więc wieść o marnych notowaniach lewicy uważam za hiobową? Otóż wcale nie dlatego, aby zależało mi koniecznie na tłumnej obecności posłów SLD lub LiD w Sejmie. Obecność ta bez należytej aktywności jest w istocie bez znaczenia. Ważne natomiast jest to, że wobec braku alternatywy lewicowej jedyną alternatywą dla rządu Tuska staje się automatycznie znów Prawo i Sprawiedliwość. Innymi słowy, recydywa IV RP, która teraz byłaby jeszcze groźniejsza, ponieważ podbechtywana przez doznane upokorzenie i chęć zemsty. Rząd PO-PSL przeżywa codziennie mnożące się trudności. Jest w tym sporo jego własnej winy, ponieważ pomimo wcześniejszych zapowiedzi jego rzekomy „gabinet cieni” nie przygotował żadnych realnych rozwiązań w sprawach, o których wiadomo było, że wybuchną zaraz po objęciu władzy, takich jak służba zdrowia czy oświata. Wszystko więc, co rząd robi obecnie w tych sprawach, ma charakter pospiesznej partaniny. Trudności rządu biorą się jednak także z przyczyn obiektywnych. Podczas gdy PiS dmuchała w żagle dobra koniunktura gospodarcza, początkom rządów PO-PSL towarzyszy nadciągająca światowa recesja i spowolnienie rozwoju także polskiej gospodarki. Dług publiczny wyśrubowany jest niemal niebotycznie, wystarczy zaś spadek kursu złotówki, aby zamienił się w koszmar. Wszystko to razem sprawia, że ewentualny upadek rządu PO-PSL nie jest po prostu taką sobie ewentualną zmianą gabinetu, lecz sytuacją groźną dla tych także, którzy za lewicą nie przepadają, ale jeszcze bardziej nie przepadają za Polską nacjonalistyczną, klerykalną, w konsekwencji zaś prowincjonalną i autokratyczną. Jest jednak także następne pytanie: dlaczego właściwie zwyczajni, przyzwoici ludzie mieliby poprzeć SLD czy LiD? Na piękne oczy? Ponieważ nie ma innego wyjścia? To oczywiście za mało. A równocześnie brak odpowiedzi na to pytanie na samej lewicy jest przyczyną, dla której hiobowe wieści o spadku poparcia dla lewicy przyjmowane są jako prawdopodobne lub wręcz prawdziwe. Tak przynajmniej, jako o żywym trupie, mówią dziś o lewicy prawicowe media. Myślę, że dzieje się tak z trzech powodów. Analitycy sygnalizują objawy zagubienia i dezorientacji lewicy w skali europejskiej. Pomyłką okazał się „blairyzm” w Wielkiej Brytanii, w Niemczech pogubił się Schröder, Francuzi wybrali prawicowego prezydenta i jedynie hiszpański premier Zapatero z sukcesem realizuje program lewicowy, robiąc w dodatku wszystko to, co obiecał przed wyborami, co w dzisiejszej polityce jest fenomenem. Polska jest i będzie w coraz większym stopniu widownią konfliktów społecznych, a to z lekarzami, a to z nauczycielami, a to z górnikami, a to ze sferą budżetową, a to z pracownikami centrów handlowych itd., itp. Można zrozumieć, że polska lewica, podobnie jak lewica europejska, nie ma systemowej odpowiedzi na te konflikty, a więc docelowego modelu, który mógłby zastąpić świat drapieżnego korporacyjnego i globalnego kapitalizmu światem bardziej sprawiedliwym i przyjaznym. Ale jej powinnością w konfliktach społecznych jest mówić głosem grup dopominających się o swoje. Pielęgniarek, górników, nauczycieli, sprzedawczyń z Biedronki, działkowiczów wyrzucanych z działek, młodych małżeństw, które nie mają mieszkań. Wrosnąć w te środowiska i mówić ich głosem. Lewica po to ma posłów w Sejmie i radnych w samorządach, aby stanowić transmisję nastrojów ludzi pracy do opinii politycznej. Zachowuje się jednak tak, jakby sprawowała rządy i musiała godzić przeciwstawne racje. Tymczasem tych rządów nie sprawuje i nie wiadomo, kiedy do nich powróci. Nie może więc być „najbardziej lojalną opozycją Jej Królewskiej Mości”, jak nazywa się formalnie opozycję w Izbie Gmin, ale głosem sprzeciwu tych przede wszystkim środowisk, które już ten sprzeciw podnoszą. Nie słychać takiego głosu. To jedno. Po drugie, lewica musi być dalekowzroczna. Obecny ład światowy,









