Hollywood prowadzi i rujnuje amerykańską politykę zagraniczną

Hollywood prowadzi i rujnuje amerykańską politykę zagraniczną

Trzymanie się nadziei na hollywoodzkie zakończenie doprowadzi do śmierci znacznie większej liczby Ukraińców i dalszej dewastacji kraju Stephen M. Walt, goszczący już na łamach PRZEGLĄDU 30 maja 2022 r. jako autor ciekawego tekstu „Elity polityczne nie rozumieją potęgi nacjonalizmu”, jest czołowym przedstawicielem szkoły realizmu politycznego w Stanach Zjednoczonych. Dokładniej rzecz ujmując, kierunek, który reprezentuje, określany jest w nomenklaturze uniwersyteckiej mianem defensywnego neorealizmu. Ojcem intelektualnym defensywnego neorealizmu jest Kenneth N. Waltz z pracą „Theory of International Politics” (wyd. polskie „Struktura teorii stosunków międzynarodowych”, przeł. Renata Włoch, Warszawa 2010). Głos Walta – profesora stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Harvarda – w amerykańskiej debacie publicznej jest dobrze słyszalny za sprawą jego stałej kolumny w magazynie „Foreign Policy”. Zazwyczaj jest to głos rozsądku i umiarkowania, tak jak w prezentowanych poniżej fragmentach tekstu, który ukazał się w witrynie internetowej magazynu 27 lipca br. (foreignpolicy.com/2023/07/27/hollywood-foreign-policy-oppenheimer). Walt przytomnie wskazuje niebezpieczeństwa, które stwarzają hollywoodzkie produkcje, oddziałujące na zbiorową wyobraźnię Amerykanów poprzez konsekwentne kreowanie zero-jedynkowego, czarno-białego, manichejskiego obrazu świata. To, jak ta wyobraźnia funkcjonuje, nie jest obojętne dla reszty globu, ponieważ to amerykańscy obywatele wybierają najpotężniejszego człowieka na planecie – prezydenta USA. Stany Zjednoczone są pod wieloma względami wyjątkowe, choćby z uwagi na ogromne terytorium, bogactwo, otwartość, oddalenie od innych wielkich potęg – oraz skłonność do „hollywoodzkich zakończeń”. Wszyscy wiedzą, o czym mówię. O tych kulminacyjnych momentach w filmach, kiedy zdziesiątkowani i źle uzbrojeni bohaterowie odwracają losy wydarzeń i wyrywają zwycięstwo z rąk nikczemnych wrogów. Dobrzy wygrywają, źli przegrywają (najlepiej w upokarzający i bolesny sposób). Tym samym ze światem znów jest wszystko w porządku. To rodzaj fabuły, który amerykańscy widzowie połykają jak zimne piwo w upalne popołudnie. Przykłady można mnożyć w nieskończoność i muszę przyznać, że sam tym fabułom ulegam. Chcę patrzeć, jak Frodo niszczy pierścień, i obserwować, jak wali się wieża Saurona. Promienieję, gdy Harry i jego koledzy czarodzieje zabijają lorda Voldemorta, gdy Indiana Jones przechytrza nazistów i kiedy Sojusz Rebeliantów wysadza w powietrze najnowszą wersję Gwiazdy Śmierci (…). I jak się nie cieszyć, gdy Andy Dufresne ucieka z więzienia Shawshank i zły naczelnik oraz bandycki strażnik więzienny, którzy go dręczyli, dostają to, na co zasłużyli? (…). Jak sama nazwa wskazuje, hollywoodzkie zakończenia są zasadniczo amerykańskim wynalazkiem, choć Szekspir, Dickens i Jane Austen stosowali je na długo przed wynalezieniem kina. Podobne zakończenia można znaleźć także w innych tradycjach kinematograficznych. Generalnie jednak broniłbym tezy, że filmy produkowane poza USA są mroczniejsze, bardziej ambiwalentne w portretowaniu dobra i zła, mniej triumfalne w tonie i bardziej skore do zakończeń z nutą dwuznaczności. Rzecz jasna, są i amerykańskie filmy wykazujące te cechy (przykładowo „Poszukiwacze”, „Chinatown”, „Absolwent”, „Bez wyjścia”, „Million Dollar Baby”). Zamiłowanie Ameryki do happy endów nie powinno wprawiać w wielkie zdziwienie, jeśli weźmie się pod uwagę szczęśliwy bieg wydarzeń w historii Stanów Zjednoczonych oraz sposób, w jaki jest ona z reguły opowiadana. W naszej zbiorowej pamięci odważni rebelianci pokonują Imperium Brytyjskie pod Yorktown (zobacz film „Patriota”), a następnie tworzą nowy naród na podstawie wzniosłych ideałów. Stale rozwijająca się republika dziesiątkuje i podbija rdzenną ludność, której opór wobec Objawionego Przeznaczenia [Manifest Destiny – słynna koncepcja sformułowana w pierwszej połowie XIX w., głosząca prawo Amerykanów do zajęcia obszarów między Oceanem Atlantyckim a Pacyfikiem – P.K.] jest zazwyczaj przedstawiany w Hollywood jako (…) nieuzasadniony. Cnotliwa Północ pokonuje niewolnicze Południe w wojnie secesyjnej, zmazując wielką plamę na honorze kraju. Następnie Stany Zjednoczone wyruszają, aby ocalić świat w dwóch wojnach światowych, przyczyniając się do pokonania imperialnych Niemiec (w pierwszym konflikcie) oraz zmuszając do bezwarunkowej kapitulacji nazistowskie Niemcy i Japonię (w drugim). Nic dziwnego, że uwielbiamy spoglądać wstecz na te „dobre wojny” i zakładać, że ich wynik był raczej normą aniżeli wyjątkiem. Od 1945 r. jednakże hollywoodzkie zakończenia należą do rzadkości. Wojna koreańska zakończyła się remisem, wojna w Wietnamie natomiast była porażką, co jasno uzmysławiają takie filmy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 38/2023

Kategorie: Opinie