Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz

Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz

Bajcarstwo ma się u nas całkiem dobrze. Zwłaszcza to, które ociera się o politykę. Choćby teraz, gdy mówimy o fatalnej frekwencji w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Są tacy, którzy z żałosnych 24,5% robią sukces, bo przecież pięć lat temu było jeszcze gorzej. Albo nawet duży sukces, bo zestawiają nasz wynik ze spadkiem frekwencji w wielu krajach Unii i powiadają megalomańsko, że jesteśmy w czubie całej wspólnoty. Polak jednak potrafi. Nam przecież rośnie, a im spada. Tak mówi, w gruncie rzeczy wartościowa, grupa bajcarzy euroentuzjastów. Bardzo by chcieli zobaczyć w Polakach przynajmniej zalążek społeczeństwa obywatelskiego. Wspólnotę, która rozumie bezpośrednią relację między uczestnictwem w wyborach a jakością naszej reprezentacji w parlamencie i skutecznością w przeprowadzeniu projektów najważniejszych dla tej wspólnoty. Szukają więc czegoś, co daje iskierkę optymizmu. I nadaje sens zachowaniu naszych rodaków. Są jednak, tak jak wyborcy z 7 czerwca, w zdecydowanej mniejszości.

Co więc po wyborach ma do powiedzenia przytłaczająca większość? 75% Polaków nie widziało przecież żadnego powodu, by się pofatygować do niezbyt odległego od domu lokalu wyborczego. Największa grupa tłumaczy swoją decyzję utratą wiary. „Nie wierzę politykom, bo…”. Lista pretensji adresowanych do polityków jest długa i szczegółowa. Każdy z nas ma przecież swoją własną, prywatną listę antypatii; osobników mało lotnych, pazernych na dobra doczesne, a dla kariery gotowych na wszystko. Dosłownie. Tak się przy tym od paru lat składa, że te prywatne listy ludzi niepożądanych w dobrym towarzystwie pokrywają się z listą polityków najczęściej zapraszanych do rozmaitych programów telewizyjnych. Od herbaty na śniadanie po komentarze na kolację. Nadziwić się nie mogę, skąd ten masochizm u dziennikarzy wytrwale budujących popularność takich osobników i nieustannie przy tym narzekających na marną jakość naszej klasy politycznej. I pal licho, gdyby nie mieli z kogo wybierać.
Mają wybór. W polskiej polityce jest bowiem wystarczająco wielu mądrych, kompetentnych i uczciwych ludzi, by zapełnić nimi wszystkie programy. Ale rzetelny polityk sprzedaje się dużo gorzej niż rzesza półinteligentów atakujących się nawzajem na wizji. Prowadzący te igrzyska niewiele się zresztą różnią od swoich gości. Co ma więc o takiej polityce myśleć telewidz? Ano to, że ogląda igrzyska dla ubogich, zrobione przez ubożuchne umysły. Dla kasy, dla większej oglądalności i z pogardą wobec ciemnego ludu, który to całe badziewie i tak kupi. I niestety kupuje. Między bajki można włożyć tłumaczenie, że nie było na kogo głosować. Że nie było sensownych kandydatów. Byli! I każdy mógł bez większego trudu znaleźć taką osobę i postawić krzyżyk przy tym jednym nazwisku.
Na czele tych, którzy wierzą w bajki, jest dziś polska wieś. Wybory gremialnie zbojkotowali rolnicy. Grupa, która jest w czołówce beneficjentów naszego wstąpienia do Unii i która ma w niedalekiej przyszłości najwięcej do stracenia. To w czasie tej kadencji parlamentu, do którego wybieraliśmy teraz europosłów, rozstrzygnie się kwestia dotowania rolnictwa przez kraje Unii. Wyobrażam sobie, jak różne grupy w Polsce, nie tylko rolnicy, będą lamentować nad swoim losem. Może wtedy zobaczą realny związek między swoją sytuacją a tą żałosną frekwencją, do której się przyłożyli.

Wydanie: 2009, 24/2009

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy