Jak wychować nazistę

Jak wychować nazistę

Kiedy partia nazistowska zaczyna się interesować niemieckim dzieckiem? Zanim zostanie poczęte W 1939 r. Gregor Ziemer, dyrektor Szkoły Amerykańskiej w Berlinie, wykorzystując swoje kontakty, odwiedza instytucje edukacyjne Trzeciej Rzeszy. Dociera do klinik położniczych, szpitali sterylizacyjnych, izb dla noworodków. Przygląda się szkoleniom członków Jungvolk i Hitlerjugend, obserwuje nocne rytuały inicjacyjne w średniowiecznych zamkach. Spotyka chłopców, którzy chcą umrzeć za Hitlera, i dziewczęta, które bardziej od śmierci boją się bezpłodności. Poznaje od podszewki machinę formowania nowego człowieka. – Kiedy partia nazistowska zaczyna się interesować niemieckim dzieckiem? – spytałem wysoko postawionego urzędnika w imponującym biurze Baldura von Schiracha, dowódcy Młodzieży Rzeszy, przy Kronprinzen Ufer 10 w Berlinie. – Zanim zostanie poczęte – padła szybka odpowiedź. Wysoki młody urzędnik promieniował aroganckim entuzjazmem. Dostrzegł moje zdumienie i wyjaśnił szczegółowo, że wypędzenie nieczystych Żydów nie przyniosłoby wielkiego pożytku, gdyby Niemcy nie podjęli naukowych wysiłków w celu zapobieżenia rodzeniu się niepożądanych dzieci. Hitler chciał mieć wyższą rasę – to można było osiągnąć tylko przez łączenie zdrowych jednostek. Biurko miał zarzucone broszurami, ścianę pokrywały kolorowe wykresy statystyczne i krzywe, wszystkie wskazujące na niski poziom urodzeń w czasach Republiki Niemieckiej, ale zdumiewający wzrost od 1933 r. Wygłosił mi wykład na temat skuteczności nazistowskiego Gesund- heitsamt (Urzędu do spraw Zdrowia) oraz badań, którym radośnie poddawały się młode pary w wieku rozrodczym, aby otrzymać zgodę Partii na połączenie się. Zasugerował, że niedługo nazistowskie zaświadczenie zdrowia zastąpi dokumenty ślubne. Wyjaśnił Erbgesundheitsgesetz, nazistowską ustawę o zapobieganiu urodzeniu dziedzicznie obciążonego potomstwa. – Nie ma żadnych pomyłek? – zapytałem. – Czy nie ma osób niepożądanych, które i tak mają dzieci pomimo prawa? Czy możecie kontrolować biologiczne popędy narodu? – Ależ my nie chcemy kontrolować ani tłumić biologicznych popędów! – wykrzyknął dziarsko. – Wręcz przeciwnie, staramy się je podsycać, gdzie możemy. Ale niedługo w Niemczech nie będzie już słabych, upośledzonych umysłowo, chorych dzieci! (…) Niepożądani, niedorozwinięci, cierpiący na nieuleczalne choroby, nawet ci o buntowniczym usposobieniu nie będą już mieli dzieci – wyjaśnił. Takie było życzenie Führera, a młode Niemcy wykonywały jego rozkazy. Zastanawiał się przez chwilę, a potem zapytał, czy nie chciałbym zobaczyć, co ma na myśli. Oczywiście chciałem. – Ma pan mocne nerwy? – zapytał. (…) Przeszliśmy wzdłuż krętego brzegu wijącej się Sprewy i doszliśmy do Friedrichstraße, głównej ulicy handlowej starego Berlina. Po drugiej stronie znaleźliśmy Ziegelstraße. – Tutaj – powiedział mój nazistowski przewodnik, wchodząc do jednego z posępnych ceglanych budynków. – Oto miejsce, gdzie dowodzimy, że nasze zainteresowanie dziećmi zaczyna się przed ich urodzeniem. To jest Frauenklinik, szpital miejski dla kobiet. Jego czarny mundur SS otwierał wszystkie drzwi. W małej szatni założyliśmy chirurgiczne fartuchy. Weszliśmy po schodach na galerię na piętrze, oddzieloną od owalnej, dobrze oświetlonej sali operacyjnej szklaną ścianą. Poniżej ciężko pracowało sześciu lekarzy. Muszę przyznać, że od tego, co zobaczyłem, na jakiś czas krew odpłynęła mi z twarzy. Szpitalne łóżka wjeżdżały i wyjeżdżały z metodyczną precyzją. Lekarze robili szybkie, zręczne nacięcia na białych powłokach brzusznych, rozszerzali je i zakładali kleszcze chirurgiczne. Grzebali chwilę, delikatnie wyjmowali rurkę, którą zawijali i przecinali. Rana zostawała zaszyta, a ciało odjeżdżało, by zastąpiło je kolejne. – Co oni robią? – spytałem. Poinformował mnie, że robią to, co Trzecia Rzesza musi robić, jeżeli Niemcy chcą mieć rasę superżołnierzy. – Ci lekarze sterylizują kobiety – wyjaśnił. Zapytałem, jaki typ kobiet podlega takiej dyscyplinie, i zostałem poinformowany, że były to kobiety chore umysłowo, o niskiej odporności, kobiety, które podczas innych porodów dowiodły, że ich potomstwo nie jest silne. Były to kobiety z defektami. – W Trzeciej Rzeszy eliminujemy nawet daltonizm – powiedział mój przewodnik z SS. – Nie możemy mieć żołnierzy, którzy nie rozróżniają kolorów. Przenoszą to tylko kobiety. Po dalszych pytaniach przyznał, że niektóre z kobiet są sterylizowane, ponieważ zaliczają się do wrogów Państwa. Wiele z nich powinno być w obozach koncentracyjnych. – To niehumanitarne trzymać kobiety w obozach koncentracyjnych – stwierdził. – Ale wysterylizowana kobieta

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 38/2021

Kategorie: Historia