Zhańbiona Solidarność

Zhańbiona Solidarność

17.11.2008 Gdynia Stocznia Gdynia S.A. n/z Wiec stoczniowcow w obronie miejsc pracy fot. Lukasz Ostalski/REPORTER

Strajkujący w sierpniu 1980 r. robotnicy zostali zdradzeni. Można nawet powiedzieć, że to hańba historyczna Prof. Bruno Drwęski – kanadyjsko-francuski historyk i politolog z polskimi korzeniami, wykładowca w Narodowym Instytucie Języków i Cywilizacji Wschodnich (INALCO) w Paryżu. Po lekturze pana książki zastanawiałem się, dlaczego nie dał pan we francuskim wydaniu tytułu „Zdradzona”, „Zagrabiona”, a może nawet „Zhańbiona Solidarność”. – Tytuł każdej książki to zawsze jakiś skrót myślowy. Oczywiście, że strajkujący w sierpniu 1980 r. robotnicy zostali zdradzeni. Można nawet powiedzieć, że to hańba historyczna, która najprawdopodobniej coraz bardziej będzie ciążyła nad obrazem kierownictwa Solidarności i komitetów obywatelskich, które latem 1989 r. przejęły władzę w Polsce. We francuskim wydaniu tytuł brzmi „Solidarność, która drogo kosztowała”. Wydawało mi się, że dla francuskiej opinii publicznej ważniejszy jest pewien aspekt, dziś już dość rozpowszechniony, a mianowicie finansowanie liderów kolorowych rewolucji na Wschodzie czy też w krajach arabskich przez obce mocarstwa. I jak ono się ma do wcześniejszego finansowania struktur Solidarności. We Francji może ono budzić niemałe zakłopotanie, bo oddolna pomoc dla tego ruchu na początku lat 80. nadal uchodzi za akt lewicowej solidarności z narodem walczącym o rozszerzenie praw socjalnych i wolności. A teraz wychodzi, że powstanie i działalność Solidarności były po części inspirowane z zewnątrz, przynajmniej na szczeblu elit i doradców, takich ludzi jak Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Jacek Taylor, Lech Kaczyński, Jan Krzysztof Bielecki, Wiesław Chrzanowski, Jan Olszewski i jeszcze wielu innych. Przedstawił pan Solidarność z lewicowej perspektywy, tymczasem w Polsce wciąż w dobrym tonie jest deprecjonowanie lewicowej wizji świata; uważa się, że to jakaś moda, a nawet choroba. – Ogląd tego, co napisałem, naturalnie zależy od tego, co rozumie się przez pojęcie lewicy. Ja nadal stoję na stanowisku, że obiektywnie funkcjonują sprzeczności klasowe, niezależnie od poglądów poszczególnych ludzi, i że elity posiadaczy korzystają dziś z hegemonii kulturalnej oraz medialnej i wpływają na to, żeby nie można było sobie tego uzmysłowić. Moim zadaniem było pokazanie, że ogromna większość Polaków w latach 70. i 80. wcale nie marzyła o prywatyzacji ani o kapitalizmie, tylko o zdemokratyzowanej Samorządnej Rzeczypospolitej, zgodnej z historycznymi marzeniami nie tylko polskiej lewicy społecznej. Jeśli zaś chodzi o ową modę, to tak mogą mówić ludzie niechętni lewicy. Trzeba mocno podkreślić, że wpływ na to, co nazywają modą, mają ludzie z górnych warstw społecznych, którzy reprezentują interesy bogatszej części społeczeństwa; to oni dyktują wzory postępowania i światopogląd. I robią to, prawie nie mając przeciwwagi ze strony rzeczywistej lewicy. Powiem więcej, skoro po 30 latach transformacji nadal prowadzi się systematyczne kampanie antykomunistyczne, to moim zdaniem dlatego, że elity obawiają się, że ten trup jest jednak potencjalnie żywy. Zresztą elity światowej burżuazji dbają o to, żeby ich dzieci w elitarnych szkołach dobrze poznały nauki Marksa, jednocześnie pilnując, żeby ta wiedza nie dotarła do „nizin społecznych”. W Polsce obowiązuje przekaz: Solidarność (wspólnie z Janem Pawłem II) obaliła komunizm, przyniosła wolność. Pan pisze, że realizowała scenariusz nakreślony za Atlantykiem. – Wystarczy przeczytać prasę i ulotki Solidarności sprzed 1989 r. i jeszcze z czasów wyborów w czerwcu 1989 r., żeby się przekonać, że jej liderzy szli do ludu z hasłami przede wszystkim obiektywnie lewicowymi, inaczej byliby nieprzekonujący, nie znaleźliby posłuchu w społeczeństwie. Wolność należy także do pryncypiów lewicy, wolność w imię równości i sprawiedliwości społecznej, a nie wolnoamerykanka wymarzona przez liberałów. O takiej właśnie wolności marzyli polscy robotnicy, szerzej – polskie masy. I takiej wolności na razie nie wywalczyli. Elity Solidarności, kształcone w dużej mierze za oceanem, jak choćby Leszek Balcerowicz i wielu jej doradców, mieli inny, niedopowiedziany program, który wyszedł na jaw dopiero pod koniec 1989 r. Na ten temat zresztą wiele można się dowiedzieć od uczciwszych i rozczarowanych działaczy Solidarności, takich jak Jacek Kuroń, Karol Modzelewski, Piotr Ikonowicz i wielu innych, mniej znanych. Wiele słów krytyki, żeby nie powiedzieć potępienia, kieruje pan w stronę elit Solidarności i wokół niej skupionych. Bo to one zdradziły robotników, przeszły na neoliberalizm, który im zaszczepiono w USA. – Każdy człowiek ma prawo do swoich opinii i do ich zmiany, ale elementarna uczciwość nakazuje, by otwarcie przyznawać się do poglądów, do ich zmian,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 35/2020

Kategorie: Historia