W grudniu, po zamarznięciu bagien, rzek i jezior, długość dróg w Jakucji wzrasta o kilkanaście tysięcy kilometrów Starsza pani w sklepie spożywczym zastanawia się na głos, czy warto kupować słoik kiszonych ogórków. W zeszłym tygodniu zmuszona ponad pół godziny czekać na autobus, nie zdążyła donieść zakupów do domu. Wszystko, co zawierało wodę, zamarzło jej w siatce i popękało. W grudniu temperatura w Jakucku spada do -50°C. A na spóźniające się autobusy przychodzi czasem czekać kilkadziesiąt minut. Dłużej już nie można. Trzeba iść pieszo albo schronić się w jakimkolwiek budynku. Znajdujące się w pobliżu przystanków sklepy, urzędy pocztowe i banki pełne są grzejących się ludzi. Jedyną możliwością transportu w zamrożonym mieście są autobusy. Niestety, kursują bardzo nieregularnie. Próżno szukać rozkładu czy pytać kogokolwiek o następny. Nie dość, że autobusów jest mało, to jeszcze są niewielkie i niemiłosiernie zatłoczone, szczególnie teraz, zimą, kiedy każdy zakłada na siebie, co może. – Ale autobusy muszą być tak małe – tłumaczy mi znajomy kierowca. – Tylko wówczas można je dobrze ogrzewać. A ogrzewać trzeba prawie wszystko i wszędzie. Samochody, mieszkania, garaże, szkoły i urzędy. Na zewnątrz zaś zmarznięte mimo grubych rękawic dłonie i wystające ze zwojów ciepłych szali nosy. Czasami nie sposób nie uśmiechnąć się na widok przystanku autobusowego pełnego trzymających się za nosy czekających. Ale zagrożenie odmrożeniem jest bardzo realne. Pod koniec listopada słupek rtęci w termometrze spada do -40°C. Miesiąc później zatrzyma się dopiero poniżej -50°C! Mróz Na osiedlu Puszkińskim w Jakucku zimą pogotowie wodociągowe interweniuje co drugi dzień. Przy gwałtownych skokach temperatury stare zardzewiałe rury „pękają jak balony” – żartuje Dymitr, mieszkaniec Jakucka od 30 lat. 23 listopada w jednym z budynków doszło do kolejnej awarii. Dopływ wody, a więc i ogrzewania, odłączono na blisko pięć godzin. Na zewnątrz było prawie 30° mrozu. Kilka godzin bez ogrzewania wystarczy, by w wychłodzonym mieszkaniu w czajniku zaczęła zamarzać herbata. Ale taka czerezwyczajnaja situacija to dla mieszkańców nie pierwszyzna. Gdy dochodzi do awarii, wyciągają z piwnic i garażów stare kozule-burżujki, by ratować się, jeżeli nie przed zamarznięciem, to na pewno przed wychłodzeniem. Klatki schodowe bloków mieszkalnych w Jakucku zaopatrzone są w dwoje, a nawet troje drzwi. Mimo wszystko na klatce schodowej panuje temperatura bliska zeru, bywa że minusowa. Pęknięta rura zaskakuje mieszkańców jak pożar. Nierzadko nad ranem, kiedy temperatura spada najniżej. Rozlana woda zamienia się na parterze w lodowy czop, uniemożliwiając wyjście i wejście. Mieszkańców najniższych pięter budzą wówczas hałas dźwięczącego przy rozkuwaniu lodu żelaza i soczyste przekleństwa sąsiadów. Ale, jak powtarza Dymitr, to sytuacja stokroć lepsza od pożaru. Szklaneczka lodowej wody Pożary zdarzają się przede wszystkim w „kurnikach”. Tak mieszkańcy całej Syberii nazywają budowane jeszcze za ZSRR drewniane, zazwyczaj dwupiętrowe domy. Kurniki to najtańsze mieszkania w Jakucku, ale i najbardziej niebezpieczne. Często ogrzewane bądź dogrzewane domowymi sposobami płoną jak zapałki. Gaszenie utrudnia, czy raczej uniemożliwia fakt, że w większości przypadków „kurniki” pozbawione są instalacji wodnej. Z brakiem pitnej, a nawet w ogóle bieżącej wody w domach wiąże się konieczność czerpania jej z ulicznych pomp. Jednak w czasie największych mrozów nawet one nie pracują. Wówczas mieszkańców drewnianych osiedli ratuje woda uzyskiwana z roztopionego lodu. Na podwórkach zalegają całe składy brył lodowych. Niektórzy, przechowując lodowe bloki w piwnicach, nawet latem piją muus uuta – wodę lodową. Lód jest ponoć gwarantem najwyższej czystości, a więc i jakości sporządzanej z niego herbaty. Bryły lodu Jakuci pozyskują z licznych jezior, a często również z Leny. Wraz z nastaniem pierwszych mrozów mężczyźni ciężarówkami, a na wsiach saniami, wyprawiają się nad rzekę, gdzie rąbany jest lód. Kilkuosobowa rodzina zużywa przez całą zimę małą ciężarówkę lodu. Nic więc dziwnego, że ceny zaopatrzonych w wodę i kanalizację mieszkań w Jakucku rosną do poziomu porównywalnego z moskiewskim. Wszak w roku 2003 zaledwie do 52,3% mieszkań republiki była doprowadzona woda, a 49,7% posiadało kanalizację. Autem po wodzie Ale matuszka Lena nie tylko poi mieszkających nad jej brzegami Jakutów i Rosjan. Potężna rzeka jak lodowe pęknięcie dzieli Jakucję na dwie połowy. Do dziś
Tagi:
MIchał Książek









