Co z tą demokracją?

Co z tą demokracją?

O demokracji mówią w Polsce wszyscy. „Wykształciuchy” mówią, że jest zagrożona, i tworzą Ruch na rzecz Demokracji. To samo twierdzą obaj byli prezydenci, tak różni, ale w tym punkcie zupełnie ze sobą zgodni. Mówią to jednym chórem z Andrzejem Olechowskim, Bronisławem Geremkiem, Barbarą Skargą, Andrzejem Zollem i paroma setkami innych zgromadzonych w Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego. Premier Kaczyński mówi, że demokracja w Polsce zagrożona nie jest, co więcej, pod rządami jego i brata rozkwita jak nigdy dotąd. Jego pretorianie spod znaku PiS i usłużni wobec reżimu dziennikarze idą jeszcze dalej, wywodząc, że wszelkie ruchy na rzecz demokracji i w jej obronie to „obrona Polski Rywina”, a jeden, nader biegły w historycznych porównaniach i ogólnie lotny w logicznych analizach, spotkanie na Uniwersytecie Warszawskim porównał do targowicy. Nie znał zapewne dalszego biegu historii: toż król na koniec do targowicy przystąpił. Czyżby przewidywał, że na koniec bracia Kaczyńscy zapiszą się do Ruchu na rzecz Demokracji? To, co się w Polsce dzieje, jest groźne. Groźne są cele, jakie stawia sobie PiS: narzucenie wszystkim Polakom pod groźbą kary, a pod nazwą rewolucji moralnej, swojej wizji dziejów, swoich zasad moralnych(?), swojego poglądu na państwo, politykę zagraniczną i na świat. Równocześnie państwo definiowane jest przez zbiór posad do objęcia przez ludzi zwycięskiej koalicji i ich pociotków. Polityka traktowana jest jako sztuka napuszczania jednych na drugich. Ludzi prostych na „wykształciuchów”, pacjentów na lekarzy, młodych na starych, prokuratorów na wszystkich. Szerzy się fanatyzm, brak tolerancji dla inaczej myślących. Igrzyska dla ludu trwają. Cynizm rządzących i hipokryzja sięgają szczytu. Dla arcykatolickich władców konkurencją w sprawowaniu rządu dusz zawsze była hierarchia kościelna. Nabożni Kaczyńscy kilkoma lustracyjnymi ruchami zneutralizowali Episkopat. Gdy metropolita upominał szalejącego księdza lustratora, z honorami przyjmował tegoż księdza prezydent. Nieoceniony w tym przedsięwzięciu okazał się IPN. Znalazły się „papiery” na abp. Wielgusa. Posiłkując się materiałami z IPN wywołano skandal ośmieszający nie tylko samego abp. Wielgusa, ale przy okazji jego braci w biskupstwie (tych, co go publicznie bronili), nuncjusza, i doprowadzono do czegoś precedensowego: odwołania ingresu. Przy pomocy IPN i rozmaitych badaczy amatorów „w imię prawdy” uświadomiono katolicki naród, że pasterzują mu m.in. abp. „Zefir”, abp. „Filozof” (o dalszych biskupach, infułatach, prałatach, księżach profesorach i przeorach tajnych współpracownikach bezpieki już nie wspominając). Episkopat jako konkurencja w walce o rząd dusz, a szczególnie jako recenzent poczynań, nie byłby dla PiS wygodny. Został więc zneutralizowany. Naród został „wyzwolony przez prawdę”. Kościół w cichości i pokorze lustruje się sam. Do wielkiej polityki Prawu i Sprawiedliwości się nie wtrąca. Kaczyńskim wystarczy Kościół parafialny, lokalni działacze PiS mają na ogół dobre kontakty z proboszczami, centralni mają Ojca Dyrektora i jego poparcie. To wystarczy. Kościół już nie będzie ostoją dla opozycji. Przeciwnikiem PiS jest inteligencja. I to w dwóch znaczeniach: zarówno rozumiana jako sprawność intelektualna wielu jej prominentnych działaczy, niektórych ministrów nie wyłączając (może by tak w ramach prawa do prawdy pomierzyć inteligencję niektórych ministrów, a wyniki opublikować?), jak i jako warstwa społeczna. Ta ostatnia, przywykła do wolności, posługującą się rozumem, a co gorsza piórem i słowem, jawi się jako naturalny przeciwnik tych, którzy nie lubią dyskusji, a społeczeństwo chcą traktować jak przedmiot swych rządów i materię swego ideologicznego eksperymentu, zwanego rewolucją moralną. Stąd walka z autorytetami. Stąd te wszystkie wyzwiska „wykształciuchy”, „łże-elity”, „lumpeninteligencja”. Stąd to przekonywanie, że elity intelektualne, powiązane z III RP, de facto są elitami PRL, są zdemoralizowane, ubabrane współpracą z UB-SB, komunistycznym reżimem, powiązane jakimś tajemniczym i na pewno ciemnym układem z komunistami, przestępcami i specsłużbami. Stąd ta wojna z naukowcami, prawnikami, lekarzami, nauczycielami. Jak wykazują badania socjologiczne, ogromna większość Polaków (ok. 75%), choć z rządu i rządzenia jest niezadowolona, czuje się zupełnie wyalienowana, uważa, że nie ma wpływu na to, co dzieje się w kraju, dlatego w większości do wyborów nie chodzi, w życiu publicznym udziału nie bierze, jedynie tęskni albo do państwa socjalnego, opiekuńczego, albo do rządów silnej ręki, niechby autorytarnych, demokrację uważając za niezdolną do rozwiązywania najtrudniejszych problemów. Demagogiczne hasło „Polski solidarnej” połączyło i tych, którzy chcieliby państwa socjalnego, i tych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 23/2007

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki