Śniło mi się, że PiS wygrało wybory. Nie minął tydzień, a Dorota Kania już odwiedziła w więzieniu bandytę o pseudonimie „Broda”. Do więzienia weszła jak zwykle. Nikt tego nie odnotował w żadnej ewidencji. Miała to już wypraktykowane w mojej sprawie. Po tygodniu w „Rzeczpospolitej”, której naczelną Kania została w międzyczasie mianowana, ukazał się artykuł „Prokuratura prześwietla Drzewieckiego i Tuska”. W artykule dziennikarka opisuje wyznania „Brody”. Przed laty, ale na szczęście w okresie, który jeszcze nie jest objęty przedawnieniem, Drzewiecki kupował u „Brody” spore ilości narkotyków. Był z „Brodą” szczery, wyznał, że większość towaru jest przeznaczona dla Tuska. „Broda” niechętnie realizował zamówienia, ale obawiał się, że gdy nie dostarczy towaru, Tusk może się przerzucić na dopalacze. Miał bowiem pewne informacje, że z mafią dopalaczową Platforma prowadzi już jakieś poufne pertraktacje. Poza tym miał do Platformy słabość jeszcze z czasów, gdy prał dla niej pieniądze przeznaczone na kampanię. Prokuratura wprawdzie nie prześwietlała jeszcze Drzewieckiego ani Tuska, zajęta była bowiem reorganizacją, ale po ukazaniu się artykułu Kani prokurator generalny Ziobro zlecił prowadzenie śledztwa wypróbowanej w czasach IV RP Prokuraturze Apelacyjnej w Białymstoku. Przywrócony właśnie na stanowisko szefa tej prokuratury Sławomir Luks powierzył śledztwo prokurator Annie Malczyk. Ta jak zwykle ochoczo wzięła się do pracy. Najpierw przeprowadziła telekonferencję z kilkoma bandytami odbywającymi kary dożywotniego pozbawienia wolności, wyjaśniając im cel i doniosłość prowadzonego przez nią śledztwa i pytając, czy któryś z nich nie byłby gotów przypomnieć sobie czegoś o swoich kontaktach z Tuskiem, ewentualnie czy nie słyszał w czasie długich lat samotności o czymś, co mogłoby świadczyć o tym, że Tusk z Drzewieckim handlowali z mafią narkotykami. Gdyby któryś z nich coś sobie przypomniał, to prosi o telefon. Przy okazji pytała rozmówców, czy dobrze im się siedzi, czy nie chcieliby zmienić cel z oknami na południe albo zmienić klimat i przenieść się do kryminału bliżej gór, albo gdyby któryś odczuwał brak jodu, to ewentualnie bliżej morza. Na czas przypominania sobie o tak doniosłych dla prokuratury sprawach mogą dostawać ponadnormatywne paczki, a gdyby któryś potrzebował pomocy prawnej, to do usług jest mec. Kruszyński, który znakomicie sprawdził się jako świadek w sprawie Widackiego. Odbyła też konferencję z kolegą z prokuratury, o którym mówiło się, że jest „prokuratorem prowadzącym” kilku skazanych, ale wciąż przydatnych bandytów, na temat możliwości rozejrzenia się wśród nich w poszukiwaniu dalszych równie wiarygodnych świadków. Kolega prokurator obiecał, że nie tylko się rozejrzy, lecz także poprosi o pomoc zaufanych i w takich sprawach niezawodnych oficerów CBŚ. Obiecał nadto, że rozmówi się szczerze ze swoim bandytą prowadzącym. Prokurator lubił relacje symetryczne i nie był zadowolony, gdy nazywano go „prokuratorem prowadzącym”, „w końcu partnerstwo powinno do czegoś zobowiązywać”, mawiał. Prokurator Luks, pozostający w stałym kontakcie z prokuratorem Engelkingiem, który powrócił na stanowisko wice-Ziobry, zasugerował prokurator Malczyk, że przyda jej do pomocy bardzo zdolnego, ofiarnego, a nade wszystko ambitnego prokuratora Walędziaka, który właśnie otrzymał awans, ale gotów jest nadal piąć się po szczeblach kariery. Engelking uprzedził prokuraturę białostocką, że śledztwem i jego postępami osobiście interesuje się wicepremier ds. bezpieczeństwa Mariusz Kamiński, który na tajnym posiedzeniu rządu zalecił, aby śledztwo traktować jako rozwojowe, gromadząc zaś dowody winy przeciw Tuskowi i Drzewieckiemu, nie zapominać równocześnie o dowodach, które przydadzą się w procesie delegalizacji Platformy. Nie minęło kilka dni, a na pasku w TVN 24 ukazał się komunikat: „Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku zamierza postawić zarzuty handlu narkotykami i prania brudnych pieniędzy Donaldowi T. i Mirosławowi D.”. Tyle sen. Człowiekowi, który w podobnym procesie przez pięć lat był podejrzanym i oskarżonym, różne rzeczy mogą się przyśnić. Ale też na miejscu Platformy nie lekceważyłbym takich snów, tylko zrobił wszystko, by nie były to sny prorocze. Dotąd Platforma uczyniła wiele, by scenariusz tego snu mógł się zrealizować. Miała szansę zreformować dogłębnie prokuraturę, ale tego nie zrobiła. Pod wpływem prokuratorskiego lobby wycofała się z projektu likwidacji prokuratur apelacyjnych, a tylko to dawało szanse na konieczne głębokie zmiany kadrowe. Nowy prokurator generalny musiał zatrzymać w prokuraturze wszystkich tych, którzy w czasach IV RP sprzeniewierzyli się zasadzie apolityczności, a nawet zwykłej uczciwości. Gdyby chciał kogoś usunąć, musiałby to robić poprzez postępowania dyscyplinarne. Te zaś,
Tagi:
Jan Widacki